Mentalnie jeszcze nie rozstałem się z wydarzeniami drugiej rundy, tymczasem faza trzecia już dawno się rozpoczęła. Za nami pierwsza dogrywka, pierwsze kluczowe kontuzje, kontrowersyjne faule i niespodziewane obroty zdarzeń. Oto, co musicie wiedzieć po dwóch meczach Finałów Konferencji.

Urazy nawet najważniejszych zawodników nie mają znaczenia

Durna teza? Też tak uważam. Tylko, że playoffy najzwyczajniej w świecie ją popierają. W Tampa Bay od samego początku posteason hasłem przewodnim było „przetrwajmy”. Grajmy tak długo, by nasi najlepsi gracze zdążyli wrócić i nam pomóc. Świetnie to wychodziło, do czasu aż kontuzji nie nabawił się kolejny kluczowy gracz Bolts. Game 1 już po kilkunastu minutach zakończył Ben Bishop. Golkiper Błyskawicy nie opanował krążka za swoją bramką i w chaotyczny sposób próbował zająć odpowiednią pozycję, w efekcie tak wykręcił sobie nogę, że lodowisko opuścił na noszach. Całe szczęście, że Andriej Wasilewski akurat z tego pieca chleba już posmakował, przed rokiem zastępując Bisha w finale Pucharu Stanleya. Co prawda potężny golkiper Lightning nie odniósł tak poważnego urazu na jaki się zanosiło, jednak na podstawie dwóch niepełnych meczów z Wasilewskim w bramce nie można powiedzieć, żeby Tampa była dużo słabsza.

Pierwszy raz Sida

Dużo wydarzeń miało miejsce po raz pierwszy. Trudno w to uwierzyć, ale trafienie Sida Crosby’ego w 40. sekundzie dogrywki w Game 2 było premierowym golem Kanadyjczyka w playoff OT. Oczywiście Crosby w swojej karierze ma już jednego całkiem ważnego gola w dogrywce (mecz o złoto na Igrzyskach Olimpijskich Vancouver 2010…), jednak w NHL do tej pory wyręczali go inni. Po dziewięciu meczach bez gola w tegorocznych playoff Sidney wybrał sobie całkiem niezły moment na przełamanie.

Szybki start Nutek

St. Louis Blues maksymalnie wykorzystali powolny start San Jose Sharks w Game 1. Zdobyli dwie dyskusyjne bramki (tylko jedna z nich uznana), lecz to wystarczyło na wygranie pierwszego starcia. Oportunizm godny pozazdroszczenia, zwłaszcza, że to Sharks byli optycznie lepsi. Takiej „obrony Częstochowy” jak w trzeciej tercji dawno nie obserwowaliśmy. Rekiny przycisnęły rywala do lin, lecz Brian Elliott i spółka wytrzymali.

Mocna kontra Rekinów

Blues mieli mnóstwo farta, bowiem Game 2 nie pozostawił żadnych złudzeń, kto jest lepszy na początku serii. Mecz bez historii, 0-4 dla Sharks i nikt nie może mieć o to pretensji. Zadecydował w dużej mierze powerplay (2G Brenta Burnsa przy zerowej skuteczności Bluesmanów). Rekiny kapitalnie się bawiły, dobry nastrój udzielił się zwłaszcza Joe Thorntonowi:

 

Każdemu z Was życzę, aby finisz hokejowego sezonu sprawiał Wam tak wielką radość jak Jumbo Joe!

 

Szalony Mike znowu daje o sobie znać

Mike Milbury to niezwykle barwna postać w hokejowym świecie. Były trener, menedżer, dziś telewizyjny ekspert uchodzi – nie owijamy w bawełnę – za totalnego wariata. To gość, który zasłynął z bicia kibica butem oraz z oddania Zdeno Chary, Billa Muckalta oraz pierwszego wyboru w drafcie (którym okazał się Jason Spezza!) do Ottawy za Aleksieja Jaszyna, czyli największego wyrzutu sumienia w współczesnej historii New York Islanders. Obecnie Milbury raczy nas swoimi opiniami w studio NBC i dziś w nocy wywołał całkowity chaos. Otóż stwierdził, że gdyby był trenerem St. Louis to skoro jego zawodnicy już slashują przeciwników chciałby, by łamali im ręce.

Cóż, ręce opadają… Mad Mike’u, idź do domu, jesteś pijany.