AH

Każdy ma swoje Kilimandżaro, odległy i trudny do zdobycia cel. Być może taki, do którego kilkukrotnie podchodzisz i nie możesz go zdobyć mimo usilnych starań. St. Louis Blues wczorajszej nocy weszli na swoją „górę” pokonując Chicago Blackhawks 3:2 w meczu numer siedem. Teraz przed Bluesmanami druga runda i pojedynek z Dallas Stars.

Wszystko co dobre w akcji z game-winnerem, zapoczątkował Robby Fabbri atakując wysokim forczekingiem na linii niebieskiej rywali.

To nie koniec zasług młodego zawodnika Blues, który szybko podłączył się do wymiany podań i wystawił krążek Troyowi Brouwerowi niemalże na pustą bramkę. Pierwsza próba napastnika, który w 2010 roku zdobywał Puchar Stanleya z Blackhawks, trafiła w słupek. Drugi zamach kijem Brouwera nie trafił w krążek i wydawało się, że Blackhawks zaraz zgaszą ten pożar pod swoją bramką. Brouwer dał radę jednak z backhandu popchnąć „gumę” raz jeszcze i to przyniosło gola na 3:2, oraz jak się później okazało na wagę awansu.

-To prawdopodobnie najbrzydsza bramka jaką zdobyłem w karierze, ale też najważniejsza. Gdyby to jednak nie wpadło, musiałbym chyba skończyć karierę – żartował po meczu autor trafienia na 3:2, który w Chicago grał przez pięć lat od 2006 do 2011 roku.

EH

Nie było też tak, że Chicago spuchło i przy stanie 2:3 straciło już szansę na cokolwiek. Wręcz przeciwnie napór rósł, a nauczeni wydarzeniami z ostatnich sezonów kibice tylko czekali na kolejne wyrównanie. Kiedy było najbliżej? Po strzale Brenta Seabrooka (notabene chyba najlepszego gracza B-Hawks w tym spotkaniu) z niebieskiej krążek zatańczył na linii bramkowej odbijając się od obu słupków, do bramki jednak nie wpadł. Wcześniej bramki dla Chicago zdobywali Marian Hossa i Andrew Shaw.

AH

Ah jak cudownie bo będzie jeszcze jeden game number seven! Predators zaprezentowali dobrą obronę, pozwalając na 26 strzałów i dysponując dobrze przygotowanym bramkarzem Pekka Rinne. W efekcie wygrali z Kaczorami z Anaheim 3:1 i jest 3-3 w całej konfrontacji. Goście z Kalifornii zdobyli co prawda bramkę, ale tylko w liczebnej przewadze (a tych rozgrywali w meczu tylko dwie). W wyrównanych składach nie byli w stanie namieszać pod „świątynią” Nashville. Już trzeciego game-winnera w play-off zdobył James Neal, czyli za każdym razem gdy ekipa ze stanu Tennessee wygrywa to po ważnych bramkach tego gracza.