Stało się. Po raz drugi w historii w play-offach nie zobaczymy żadnej drużyny z ojczyzny hokeja. Jest to ogromny cios dla kanadyjskich kibiców, ale jest to także bolesne dla całej kanadyjskiej gospodarki. Hokej w Kanadzie to świętość. Świętość, która sprzedaje się jak marzenie. Jak teraz coś ma się sprzedać bez udziału żadnego kanadyjskiego miasta w tym przedsięwzięciu?

Brak play-offów w Kanadzie odczuje wiele firm i przedsiębiorstw. Począwszy od małych lokalnych pubów, kończąc na telewizyjnym gigancie Rogers Media. Wszystko to spowoduje rzecz jasna mniejsze wpływy do kanadyjskiej gospodarki, a dla poszczególnych organizacji spore straty.

Żaden z siedmiu kanadyjskich zespołów nie okazał się w tym roku na tyle dobry aby dostać się do rozgrywek o Puchar Stanleya. Jest to drugi taki przypadek w historii. Pierwszy miał miejsce podczas sezonu 1969/1970, ale była to zupełnie inna sytuacja. W lidze, w skład której wchodziło wówczas dwanaście zespołów Kanadę reprezentował tylko Montreal i Toronto. Teraz kanadyjskich drużyn jest siedem. Zero na siedem jest precedensem, którzy uderzy nie tylko w miasta takie jak Montreal, Ottawa, Toronto, Winnipeg, Edmonton, Calgary czy Vancouver, ale w cały kraj.

– To bolesne – mówi Rob Appleby, menadżer małego irlandzkiego pubu w Montrealu, – To bolesne ze strony fana, ale także ze względu na biznes. Musimy robić to co robiliśmy czyli oglądać play-offy, ale problem leży w tym, że w tym roku nie ma w nich żadnego zespołu z Kanady. Kto to będzie oglądał?

Obecna sytuacja być może nie jest takim samym emocjonalnym kryzysem Kanadyjczyków jak porażka w walce o olimpijskie złoto czy brak mistrzostwa świata dla kanadyjskich juniorów. Ale brak play-offów w Kanadzie będzie miał poważne konsekwencje.

Jednym z gigantów, którzy przejadą się na całej sytuacji jest Rogers, jedna z największych kanadyjskich korporacji wyceniana na 5,2 miliarda dolarów. Rogers przed trzema laty wykupił prawa do pokazywania NHL w Kanadzie aż na dwanaście kolejnych lat. Flagową marką telewizyjną Rogersa jest Sportsnet. Scott Moore, dyrektor Sportnetu i główny zarządca tej stacji wobec praw NHL, mówi, że sercem kibicuje w każdym sezonie Canadiens, ale portfelem wszystkim zespołom z Kanady.

– To był dla nas ciężki rok. Siedem kanadyjskich zespołów wykluczonych z gry jest już teraz dla nas bardzo ciężkie, a będzie jeszcze bardziej w nadchodzących tygodniach, jak nawet nie miesiącach – stwierdza Moore.

Rogers finansowo nie stoi zbyt dobrze. W Sportnecie odbyły się już pierwsze zwolnienia dziennikarzy. Dyrektor stacji przyznaje, że ciężko znaleźć sponsorów na zbliżające się play-offy.

W zeszłym roku aż pięć kanadyjskich zespołów dostało się do play-offów, teraz żaden. Komisarz ligi NHL, Gary Bettman, nie widzi jednak w tym problemu. – Tak długo jak hokej będzie dobrą i ekscytującą formą rozrywki, mamy nadzieję, że kibice będą nadal śledzić rozgrywki i oglądać hokej na najwyższym poziomie – wyznaje Bettman.

Jak wiele stracą zespoły i kanadyjska gospodarka na braku play-offów? Szacuje się, że jedno spotkanie play-offowe w Kanadzie generuje zysk pomiędzy 1,5 a 2 milionami dolarów dla… zespołu gospodarzy. W tej kwocie nie zawierają się dochody stacji telewizyjnych, sklepów z gadżetami czy lokalnych pubów, restauracji. To idealnie obrazuje jak bolesnym ciosem będzie brak rozgrywek posezonowych na północy kontynentu.

W pamiętnym sezonie 2012/2013 kiedy to trwał ligowy lokaut wiele pubów w Montrealu było w stanie upadłości z powodu… braku hokeja. Na szczęście przyszło wówczas długo oczekiwane porozumienie pomiędzy ligą i zawodnikami dzięki czemu cały biznes odżył.

Jak będzie teraz? Jak wielkie straty zanotują Kanadyjczycy? Zapewne raporty przedstawiające obraz Kanady po sezonie bez play-offów będą nam towarzyszyć przez całe lato. Recepta na uzdrowienie sytuacji? Bierz się Kanado do roboty za rok!