Pierwszy w tym sezonie mecz z serii Rogers Hometown Hockey prowadzony przez legendarnego Rona MacLean, przedstawiał miasto Kitchener w Ontario, a w szczególności miejscową drużynę OHL Rangersów. Gościem w studio był nawet były gracz Strażników, a obecnie center Toronto Maple Leafs, Nazem Kadri. Nie wiem jakie miało być nawiązanie do meczu, ale ważne że przynajmniej grali w tej samej prowincji.
Mecz Montreal Canadiens z Ottawa Senators zapowiadał się na bardzo interesującą potyczkę bramkarską, ponieważ (według Elias Sports Bureau) był to pierwszy raz od 1967 roku kiedy to dla dwóch podstawowych bramkarzy był to oficjalny debiut w NHL. Akurat tak się złożyło, że dla obydwu drużyn był to drugi mecz w sytuacji back-to-back, więc postanowili dać odpocząć swoim starterom, odpowiednio Carey Price i Craig Anderson.
Obaj rookies w bramce spisali się nieźle. Mam tu na myśli, nie zostali zjedzeni żywcem, jak to czasem bywało w tej niewybaczającej błędów lidze. Jednak w zdecydowanie lepszym humorze (i z pierwszym „W” przy swoim nazwisku) mógł zjeżdżać z lodu Mike Condon, 25. letni Amerykanin, który szlifował swoje umiejętności w Uniwersyteckiej lidze NCAA a później w ECHL. Nigdy nie draftowany, w końcu doczekał się swojego debiutu w „Big Leagues”. I był to debiut bardzo spokojny i pewny. Pomogli mu w tym na pewno koledzy z zespołu, pozwalając na jedynie 21 strzałów, które musiał obronić.
Zdecydowanie więcej pracy (34 strzałów) miał drugi debiutant Matt O’Connor. Będący gorącym kąskiem na rynku graczy kończących przygodę na amerykańskich uczelniach (miał oferty m.in. z Vancouver, Edmonton i New York Rangers), ostatecznie wybrał ofertę z Ontario. Wydawało się to dość dziwną decyzją, patrząc na depth chart Senatorów z okresu kiedy go podpisywali. Na miejscu był już doświadczony Craig Anderson, Andrew Hammond w trakcie swojej niepokonanej serii i kontuzjowany Robin Lehner. Ciężko było przypuszczać by znalazło się dla niego miejsce w rosterze Senators na najbliższy sezon. Ale transfer Lehnera i kontuzja Hamburglara otworzyły drzwi wychowankowi Boston University do roli backupa w NHL.
Niestety były teammate Jacka Eichela szybko mógł się przekonać, że poziom NHL to nie przelewki. Już w połowie pierwszej tercji po bardzo niewinnej sytuacji, po błędzie O’Connora Montreal prowadził 1:0. Tomas Plekanec dostał krążek z za bramki i szybkim, niesygnalizowanym strzałem zdołał zaskoczyć debiutanta plasując uderzenie tuż przy bliskim słupki. Można zobaczyć, że młody goaltender przez ułamek sekundy odrywa łyżwę od bronionego słupka, myśląc że center Montrealu będzie zagrywał w strefę pod bramką i niestety, ta niepewność skutkowała pierwszym wpuszczonym golem w karierze.
Swoją pasywną postawą nie pomógł również kapitan Senatorów, dwukrotny zdobywca Norris Trophy dla najlepszego obrońcy (tak naprawdę przyznawana obrońcy, który ma najlepsze ofensywne statystyki w sezonie – ale to polemika na zupełnie inny artykuł) Erik Karlsson. Po tym jak Plekanec zgubił go za bramką, widząc, że nie jest atakowany w żaden sposób, wykorzystał to instynktownym strzałem.
Nie był niestety ostatni tego dnia przykład kiepskiej formy szwedzkiego obrońcy. Po uwolnieniu sprokurowanym przez Canadiens w sytuacji 4 na 4, Ottawa miała bardzo bezpieczny faceoff w tercji przeciwnika. Po tym jak Bobby Ryan wygrał wznowienie, krążek powędrował do niebieskiej na kij Karlssona. Napastnicy Montrealu bardzo szybko zorientowali się jak potoczy się akcja i podwoili kapitana Senators.
Z tego ujęcia widzimy, że obrońca mógł lepiej się zachować. W sytuacji 4 na 4, kiedy nie ma krycia strefą, po podwojeniu ktoś musiał zostać niepilnowany. Chyba najlepszą opcją byłoby delikatne zagranie od lewej bandy na skrzydło lub mocniejsze podanie za bramkę Canadiens. Jednak w tej sytuacji postanowił wybrać się przez dwóch zawodników, gotowych do zablokowania tego strzału. Plekanec bardzo mądrze zastawił krążek ciałem, wiedząc że Karlsson będzie mógł go wyprzedzić na dystansie i szybkim strzałem między nogami podwoił prowadzenie gości.
Erik Karlsson zakończył mecz z +/- : -3 , był na lodzie jeszcze przy trzecim trafieniu Montrealu autorstwa Torrey Mitchella. Co ciekawe w sobotnim meczu z Maple Leafs (wygranym przez Senators 5:4 po karnych) również był na minusie mimo tego, że zaliczył aż trzy asysty, co jest nie lada osiągnięciem. W tamtym meczu po prostu brylowało powerplay Senatorów którego integralną częścią jest szwedzki obrońca. Jednak odchodząc trochę od jałowych liczb, jeżeli pierwszy obrońca i podpora drużyny z Ottawy będzie tak grać, to nie ma co liczyć na powtórne załapanie się do playoffów. No chyba, że znowu któryś z bramkarzy ukradnie show. Bo jak wiadomo, bramkarze w hokeju to czary mary i voodoo potrafiący w pojedynkę wygrać niejeden mecz.