1 . Czy po wszystkich historiach, przysłowiowej śmierci, późniejszym okresie dochodzenia do formy i teraźniejszym „zmartwychwstaniu” Sidney Crosby zasługuje na miejsce w czołowej trójce kandydatów do MVP tego sezonu?
[wpdevart_poll id=”90″ theme=”1″]
Jonga: Ze względu na pewne przestoje punktowe w aktualnym sezonie sądzę, że Crosby nie trafi do trójki nominowanych. Kanadyjczyk praktycznie w pojedynkę prowadzi Penguins do kolejnych wygranych, w końcu wciąż w składzie brakuje Małkina, a Kessel rozgrywa jeden z najsłabszych sezonów w karierze i nie jest dla ekipy ze „Stalowego Miasta” pomocny. W tej lidze występuje jednak kilku lub nawet kilkunastu innych zawodników, którzy również ciągną grę swojego zespołu, ale mają za sobą o wiele lepszą, mniej chwiejną kampanię. Dlatego uważam, że nominacji ostatecznie nie dostanie. I słusznie.
Mateusz: Bez wątpienia. Wszyscy wiemy jak drużyna z Pensylwanii rozpoczęła obecny sezon i tak na prawdę w momencie złapania optymalnej formy przez Crosbiego, większość istotnych elementów zaczęło się układać. Przede wszystkim kluczem do jakiegokolwiek sukcesu czy nawet w osiąganiu niewielkich celów, jest odpowiednie zmotywowanie zespołu przez swojego lidera – w tym konkretnie przypadku Sidney Crosby stanął na wysokości zadania i w mojej opinii powinien się liczyć w gronie najbardziej wartościowych graczy w tym sezonie. Oczywiście znajdzie się kilka takich przypadków w innych klubach, ale jak najbardziej powinno być to głównym argumentem do
zdobycia takiej nagrody.
Burza: Ze względów wiadomych, moja opinia będzie nie do końca obiektywna. Uważam, że nie branie Crosby’ego pod uwagę przy wyborze trójki kandydatów do Hart Trophy byłoby dużym błędem. Crosby w ciągu tych kilkudziesięciu meczów pokazał wszystkim jak zawzięcie dążyć do odbudowania formy i lepszych wyników. Praktycznie w pojedynkę pociągnął zespół w najtrudniejszych momentach – kiedy kontuzjowany był Jewgienij Małkin. A takie zdarzenia determinują najlepszych. Nie twierdzę jednak, że Crosby miałby jakąkolwiek szansę na zwycięstwo w tej kategorii, tutaj nie może równać się z równiutką wysoką formą Kane’a.
Kojot: Ja bym powiedział, że nie. Chyba rzadko się zdarza, by zawodnik który miał tak długie posuchy punktowe, łapał się do takiej nagrody. Przy formie prezentowanej przez choćby Patricka Kane’a, czy Bradena Holtby, Crosby moim zdaniem może spokojnie zapomnieć o laurach w tym sezonie. Crosby trzyma się być w może w drugiej dziesiątce, ale na pewno nie zasłużył nawet na miano potencjalnego kandydata.
Adrian: Historia Crosby’ego pokazuje, jak wielki wpływ na grę zespołu może mieć trener. W przypadku Mike’a Johnstona był to wpływ negatywny, bowiem od momentu przejęcia drużyny przez Mike’a Sullivana Sid automatycznie wrócił do topowej formy. Sam należałem do grupy obserwatorów, która zaczęła głośno zastanawiać się nad formą Crosby’ego oraz jego przyszłością, na szczęście od kilku miesięcy możemy znowu ekscytować się Sidem w najlepszym wydaniu. Czy to wystarczy do tytułu MVP? Nie sądzę. Patrick Kane rozgrywa tak dobry sezon, iż odebranie mu tej nagrody byłoby grzechem. Tak dziś wygląda Hart Trophy – wędruje ona do najskuteczniejszego, niekoniecznie najbardziej wartościowego dla swojej drużyny.
2. Które zmiany proponowane przez menadżerów i szacowne grono NHL w rozgrywkach na następny sezon przypadły ci do gustu najbardziej, a które najmniej?
[wpdevart_poll id=”91″ theme=”1″]
Jonga: Odpowiedź nasuwa się sama, każdy z nas z niecierpliwością czeka na draft po rozszerzeniu ligi. To będzie naprawdę ważne wydarzenie, które może zmienić układ sił w lidze na kilka kolejnych sezonów. Nowe drużyny zostaną zbudowane właściwie od zera. Ciekawe jest to, jakie ruchy wykonają kolejni menadżerowie, kogo odeślą, z kogo zrezygnują, czy coś na tam ugrają? Jedno jest pewne – będzie się działo.
Mateusz: Wszystkie zaprezentowane zmiany mają swoje wady i zalety, jednak najbardziej do gustu przypadła mi modyfikacja szpeju bramkarskiego, co w jakimś stopniu jeszcze bardziej może uściślić grono najbardziej skutecznych bramkarzy na swoim terytorium.
Burza: Bardzo fajnie zapowiada się perspektywa expansion draftu. To wydarzenie, może okazać się o wiele bardziej interesujące niż treade deadline’y w ostatnich latach, które były bardzo przewidywalne. Być może tutaj okazałoby się, że ktoś jest w stanie mocno zaryzykować i bardzo wartościowi zawodnicy trafiliby do nowopowstałych organizacji? Nie cieszy mnie natomiast perspektywa zmiany ekwipunku bramkarzy na mniejszy. Czy naprawdę bramek w spotkaniach NHL jest zbyt mało?
Kojot: Poszerzenie ligi jest dla mnie bardzo miłą perspektywą zwłaszcza, że nie odbędzie się ono w żaden sposób kosztem Arizona Coyotes. Pamiętam expansion sraft Atlanta Thrashers czy Wild i Jackets – to był fascynujący proces budowania drużyn od totalnego zera. Najmniej podoba mi się pomysł zmniejszenia ekwipunku bramkarzy – karanie bramkarzy za dobrą grę jest moim zdaniem tragiczne.
Adrian: A co tam, przyznam się: perspektywa draftu przy poszerzeniu ligi kręci mnie jak prezenty pod choinką kręcą małe dzieci, nie mogę się doczekać. To będzie fascynujący proces. Każda drużyna będzie mogła ochronić maksymalnie 11 zawodników przed ich utratą na rzecz nowego zespołu: jaką taktykę przyjmą menedżerowie? Czy komuś uda się zrzucić jakiś fatalny kontrakt? Czy ktoś straci ważnego gracza? To będzie świetna sprawa. Na drugim biegunie całkowity koszmarek wprost z menedżerskich umysłów: ograniczmy czas spędzany przez obrońcę z krążkiem za własną bramką. Podobno kibiców drażni, kiedy obrońca stoi z krążkiem w trapezoidzie i czeka aż koledzy wykonają zmianę… Naprawdę nie ma większych problemów?
3. Jeśli doszłoby do expansion draft wiele zespołów stanęło by przed trudnymi wyborami. Załóżmy, że rozszerzenie ligi następowałoby już po tym sezonie. Napisz scenariusz jakiegoś sensacyjnego „podebrania” czołowej postaci przez nowo powstały klub NHL i w miarę realnie uzasadnij czemu może się to zdarzyć.
[wpdevart_poll id=”92″ theme=”1″]
Jonga: Czekamy na sensację związaną z transferem jakiegoś bramkarza. Menadżerowie będą mogli pozostawić w składzie jedenastu zawodników, co oznacza, że prawdopodobnie zrezygnują z rezerwowego bramkarza. Większość klubów ma za plecami swojej pierwszej gwiazdy niedoświadczonego zmiennika, który potrzebuje jeszcze czasu, żeby przebić się pomiędzy słupki, jednak większość z nich ma ogromny potencjał. W potrzasku może zostać tutaj Murray, duet Ducks to przecież Gibson i Andersen. Potencjalnie swoje dotychczasowe kluby opuścić mogą także Hammond, Wasilewski, czy Murray. Najbardziej jednak interesowałoby mnie to, co zrobi Holland i Red Wings. Mrazek, pomimo ostatnich kontuzji i małych wpadek, raczej pozostanie numerem jeden w bramce „Skrzydeł”. Czy w związku z tym organizacja z Detroit spróbuje dogadać się z Howardem, który mógłby zerwać klauzulę no-trade, po to, by zacząć gdzieś od nowa, już jako jedynka w bramce? Byłby to ciekawy ruch dla obu stron.
Mateusz: Oczywiście interesujące okoliczności transferowe będą przewijać się wokół bramkarzy poszczególnych zespołów, ja jednak pójdę w nieco odwrotną stronę i dla mnie jedną z najciekawszych wzmianek odnośnie ekspansji będzie m.in sytuacja wokół Toronto Maple Leafs. Idąc z koncepcją, że menadżer danego zespołu może ochronić 11 zawodników oraz gracze bez „klauzul no-trade” nie muszą być w tym przypadku protektowani, to Leafs nie mają zbyt wielu graczy elitarnego kalibru by ochronić w tym wypadku, a co za tym idzie, może się to odbić kosztem ich wartościowych, najbliższych prospektów. Tak więc tutaj będzie szerokie pole do popisu dla władz klubu.
Burza: Jak często bywa, bardzo łakomymi kąskami będą bramkarze. Wśród 10 zawodników „z pola” łatwo jest wybrać top lines + top4 obrońców, których będzie się chciało zatrzymać za wszelką cenę. Problem zaczyna się gdy dojdziemy do pozycji bramkarza, gdzie drużyny obok jednego doświadczonego zawodnika, mają uważanego za perełkę młodego golkipera. Warto spojrzeć chociażby na Anaheim Ducks, gdzie rywalizują Andersen i Gibson. Którego z tej dwójki zdecydowałby zachować się Murray? To byłoby niesamowicie ciekawe.
Kojot: Zdecydowanie najlepszym kąskiem będzie jakiś bramkarz. O ile to będzie jeszcze możliwe, łupem może paść np Roberto Luongo Ryan Miller. Z napadu czy obrony nie spodziewałbym się jakichś cudów. Niektóre drużyny robią wtedy bardzo mądrze szukając w Europie – w taki sposób w NHL znalazł się Marian Gaborik.
Adrian: Draft to melodia przyszłości, niemniej tego typu spekulacje to już jak najbardziej aktualny temat. Wiadomo, że w grupie ryzyka na pewno będą bramkarze, bowiem organizacja będzie mogła zastrzec tylko jednego golkipera. Menedżer nowego zespołu w NHL już zaciera ręce wobec możliwości przechwycenia – dajmy na to – Johna Gibsona, Andrieja Wasilewskiego czy Matta Murraya. Chyba, że menedżerowie nas zaskoczą i w drafcie „ochronią” tych młodszych golkipierów, czyli wówczas na wylocie mogą znaleźć się np. Marc-Andre Fleury, Ben Bishop czy Freddie Andersen.
4. Wszyscy zachwycaliśmy się wspaniałymi regularnymi występami Washington Capitals, ale czy kryzys nie przyjdzie w najgorszej możliwej chwili? Są zwiastuny nieco psujące sielankowy krajobraz. Pierwszej tercje w wykonaniu Stołecznych są słabe, a za ich gorszą stronę można też uznać przeważanie zazwyczaj jedną bramką o losach meczu. Co się stanie według Ciebie z Caps, gdzie masz ich na dzień dzisiejszy w swoim play-off brackecie?
[wpdevart_poll id=”93″ theme=”1″]
Jonga: Aktualny spadek formy to raczej nic poważnego, jesteśmy w końcu na ostatniej prostej, a „Stołeczni” już niemal mają w garści Puchar Prezydentów, nie muszą grać na sto procent, mogą oszczędzić największe gwiazdy na to, co przyjdzie za niecałe trzy tygodnie. Jednak nie życząc im źle, podejrzewam, że historia się powtórzy i Capitals ponownie nie będą zespołem, który da sobie radę w fazie mistrzowskiej. Daję im drugą rundę, no chyba, że Holtby będzie wygrywał mecze w pojedynkę.
Mateusz: Rzeczywiście pierwsze tercje w wykonaniu Capitals pod względem statystycznym nie napawają optymizmem, ale warto przytoczyć fakt z 2009 roku, kiedy Pittsburgh Penguins mieli bardzo podobne statystyki z gry w pierwszej tercji, a mimo to odnieśli sukces pokonując w finale Stanleya Red Wings. Tak na prawdę większość liczących się zespołów posiada jakieś bolesne mankamenty w tej fazie sezonu, przykładem chociażby chimeryczna postawa Blackhawks, którzy są na etapie zgrywania nowych linii w formacji. Na pewno nie warto przekładać wyników z sezonu regularnego na fazę playoff, ale w tym sezonie Stołeczni mają świetnie zgrany zespół oraz odpowiednio ułożony w poszczególnych formacjach, tak więc myślę że będą głównym faworytem wyjściowym w konferencji Wschodniej.
Burza: Wiele razy w historii okazywało się, że Ci, którzy przez cały sezon zasadniczy prezentowali fantastyczną formę, dawali ciała kiedy przychodziło do najważniejszej części rozgrywek. Przywołując historię najnowszą, tak było chociażby z Pittsburgh Penguins za czasów Dana Bylsmy. Czy tak będzie z Capitals? Nie sądzę. Stołeczni już mają pewne miejsce numer jeden w drabince play-off, więc obecne porażki nie są prawdopodobnie spowodowane jakimś drastycznym spadkiem formy, a oszczędzaniem najważniejszych zawodników właśnie na PO. Po co za wszelką cenę wygrywać w meczach o pietruszkę i narażać swoich zawodników na niepotrzebne kontuzje?
Kojot: Jestem tego niemal pewien, To nie byłby pierwszy raz, gdy Caps wysypują się w fazie Play-off. Będzie to wielki sprawdzian dla Bradena Holtby, do którego przylgnie w tej kampanii jakaś łatka -albo ściany albo syndrom Chrisa Osgooda czy Eda Belfoura.
Adrian: Caps muszą zdać sobie sprawę, że nie da się wiecznie wygrywać kiedy tracą gola jako pierwsi. Tak się po prostu nie da, wystarczy spojrzeć do ligowych archiwów. Chwilowy zastój to zapewne nic wielkiego, choć Barry Trotz nie może go zbagatelizować. Wiemy, że sfera mentalna ekipy ze stolicy zawsze była piętą achillesową w fazie playoff – byłoby lepiej, gdyby w posteseason udało się wejść z dużą dozą pewności siebie oraz wiarą we własne umiejętności. Powiedzmy sobie uczciwie: przy ewentualnym niepowodzeniu w playoff, cały udany sezon zasadniczy pójdzie w niepamięć i będzie znaczyć tyle, co śnieg w lutym 1979.
5. Frank Vatrano głośno puka do drzwi Boston Bruins, podobnie Seth Griffith. Obaj mają już ponad 20 lat, obaj jak się wydaje mogliby pomóc drużynie w decydujących tygodniach sezonu. Niedźwiedzie po raz kolejny są bardzo konserwatywni w swoich poczynaniach, ale z drugiej strony wyniki indywidualne z AHL rzadko mają bezpośrednie przełożenie na grę w NHL. Jak to jest z przełożeniem AHL na NHL?
[wpdevart_poll id=”94″ theme=”1″]
Jonga: Pomiędzy NHL, a AHL jest ogromna przepaść, statystyki z farmy nie zawsze przekładają się na grę w dużej lidze, nawet tak imponujący dorobek punktowy, jakim pochwalić się może właśnie Vatrano nic nie da. Młodzian już dostał powołanie, nawet zdobył wczoraj bramkę, ale czy uda mu się utrzymać tak świetną formę? Wątpliwe.
Co do prób, nie sądzę, aby była jakaś jedna zasada. Niektórzy przyjmują się lepiej, inni gorzej, czynników jest wiele, wśród nich nagła zmiana partnerów, zdecydowanie mniejsza ilość minut spędzanych na lodzie, bardziej doświadczeni przeciwnicy i tak dalej. Zazwyczaj kluby sięgają po młodych w obliczu kontuzji zawodników grających na co dzień w „The Show” albo kiedy już nie mają nic do stracenia, jak teraz Maple Leafs. Na moim podwórku, w Chicago, hokeiści związani z afiliacją długo czekają na swoją wielką szansę, głównie ze względu na niechęć trenera Quenneville’a do grania młodymi. Za to na organizację z „Wietrznego Miasta” obrazili się dawniej bracia Hayes, którzy ostatecznie dostali angaż w innych klubach i teraz radzą sobie bardzo dobrze. Więc może jednak czasem warto dać młodym szansę.
Mateusz: Frank Vatrano to świetne uzupełnienie na 2 lub 3 linię. Wie jak się ustawić na dogodną pozycję i ma umiejętności snajperskie – z reszta, ma na koncie tylko 4 bramki mniej niż Ryan Getzlaf. Bruins przechodzą aktualnie bardzo kiepski okres i definitywnie brakuje odpowiedniego impulsu ze strony liderów i nie sądzę, by na dłuższą metę młodszy rocznik okazał się zbawieniem w tej sytuacji, z resztą wspominany Vatrano, który niewątpliwie posiada umiejętności strzeleckie, dostaje szanse dopiero w 4 linii ofensywnej, tak więc coś tutaj nie gra. Ponadto przełożenie świetnych wyników z AHL na NHL to w praktyce skrajne przypadki, za którymi przemawia głównie brak doświadczenia danego zawodnika.
Burza: Tak naprawdę nie ma reguły, kiedy wprowadzać zawodników z AHL. Bardzo często jest tak, że pewne persony świetnie spisujące się na zapleczu szansę gry w dużym hokeju dostają dopiero w momencie kontuzji swoich starszych kolegów. Warto spojrzeć chociażby na tegorocznych Penguins, gdzie furorę w ostatnich tygodniach robili Rust czy Kuhnhackl. Myślę jednak, że Bruins dograją ten sezon bez młodych wilków i na pełny etat sięgną po nich latem, w przerwie pomiędzy sezonami.
Adrian: Liczby Vatrano w AHL są po prostu nie-sa-mo-wi-te, lecz póki co niekoniecznie przekładają się na „big club”. Czy wiosenna walka na noże o wejście do playoff to dobry czas na testy? Raczej nie, to naprawdę trudny moment dla młodego zawodnika na wejście do Ligi oraz poważne zadanie dla trenera, by odpowiednio dopasować młodziaka do reszty zespołu. Optymalny okres na wprowadzenie nowych twarzy to sam początek sezonu lub okres, kiedy twój zespół nie gra już o nic (tak jak robią to teraz Maple Leafs).