Pojedynek tygodnia: szkoła NHL lepsza od rosyjskiej twardej ręki

Na niedzielne wczesne popołudnie zaplanowane zostało niezwykle ciekawe starcie. Do Katowic przyjechała Re-Plast Unia Oświęcim, która ostatnio ma różne problemy, a zatrudnienie Kevina Constantine’a, byłego szkoleniowca klubów NHL, nie zadziałało jak dotknięcie czarodziejskiej różdżki. Po drugiej stronie w roli gospodarza wystąpił car Andriej Parfionow. Dlaczego car? Przyszedł do Katowic i wszyscy kłaniają mu się w pas. Nawet Tadeusz Musioł prowadzący Magazyn Hokejowy na wstępie swojego programu, do którego zaprosił Rosjanina stwierdził, że „czasami tak jest, że to nie gość przychodzi do studia, a studio przychodzi do gościa”. Wszystko przez to, że program nagrywany był tym razem w Satelicie.

Za Parfionowem w niedzielę przemawiało prawo serii. Na ławce w boksie GieKSy stał od pięciu meczów i każdy z nich kończył triumfem, a na rozkładzie między innymi zawsze groźna KH Energa Toruń, no i najświeższy „skalp”, czyli mistrzowie Polski z Tychów.

Okazało się jednak, że Constantine, cwany lis z NHL znalazł sposób na ten wschodni mur. Zrobił to w swoim ulubionym stylu, czyli bezbłędnie w defensywie. Clarke Saunders nie zalicza dobrego sezonu, więc shutout z takim rywalem jak GieKSa przyjął z największym uśmiechem. Tego dnia był tym Clarkem, którego pamiętamy z najlepszych momentów poprzedniego sezonu.

Start filmu: sekwencja obron Saundersa

GKS starał się, szarpał , grał niezły hokej. Statystyki strzeleckie również były zdecydowanie po stronie tej drużyny: 32-17. Do tego trzeba dodać takie popisy indywidualne jak rajd Grzegorza Pasiuta, który oddaje sedno postawy gospodarzy. Widowiskowo, ale w kluczowych momentach bez powodzenia.

Start filmu: rajd Pasiuta

W tym starciu dwóch szkół trenerskich o wyższości tej zamorskiej zdecydował tylko jeden gol. O ironio losu, wypracowany przez faceta będącego obecnie na radarach Constanine’a, mającego orzec o jego przyszłości, a przez chwilę znajdującego się już poza Unią z uwagi na rozwiązanie z nim współpracy przez zarząd biało-niebieskich.

Mowa o Ryanie Glennie. 40-letniemu Kanadyjczykowi zarzucano zbyt małą przydatność w defensywie i nie doceniono jego wartości w ataku. Ale czego spodziewano się po ofensywnie usposobionym D-manie? Taki jest jego styl. Trudno oczekiwać, żeby na hokejowej emeryturze nagle go przestawiał.

A zatem zacięty wyścig Glenna z Maciejem Kruczkiem o miano najskuteczniejszego obrońcy tego sezonu w PHL rozgrzewa chyba tylko mnie. Obaj idą łeb w łeb, mając na swoich kontach po pięć trafień i 10 asyst. W starciu z GKS-em, były mistrz akademickiej NCAA, przyłożył jak to ma w zwyczaju spod niebieskiej, a przekierowaniem krążka zajął się Aleksiej Trandin. W taki sposób rodak Parfionowa zakończył jego panowanie z przydomkiem „niepokonany”.

Start filmu: gol Trandina

Mecz prowadzony był w bardzo szybkim tempie. Co ciekawe, to właśnie ten element wskazał Constantine jako wyróżniający w wywiadzie dla telewizji klubowej Unii po swoim debiucie w starciu z tyszanami. Nie ukrywał zaskoczenia tym faktem. W sumie nie ma się co dziwić. W końcu to trener, który ostatnie trzy sezony spędził w Korei Południowej, prowadząc klub z Ligi Azjatyckiej, a gdzie tam naszym grajkom do skośnookich demonów szybkości.

Najbliżej takiego „speed hockeya” stylowo jest Eliezer Sherbatov. Wspominam o nim, ponieważ Izraelczyk przeżywał ostatnio dość ciężki okres, a w Katowicach zakończył serię pięciu meczów bez punktu. Tak długiej bezproduktywności w jego wykonaniu w PHL  wcześniej nie doświadczyliśmy. Raz zdarzyły mu się dwa mecze na zero i był to niechlubny rekord, który właśnie pobił.

Niespodzianka tygodnia: toruńscy mikołaje

W tym roku lapońskiego Santa Clausa wyręczają jego elfy z Torunia. Jak inaczej można nazwać sytuację, w której do grodu Kopernika przyjeżdża drużyna z 15. kolejnymi porażkami i przegrywając na niespełna sześć minut przed końcem dwiema bramkami doprowadza do remisu i karnych?

Zagłębie potrzebowało wzmocnień. Teraz widać to jak na dłoni. Nowi defensorzy, Aleksandr Rodionow i Imants Ļeščovs już w drugim występie zapisali na swoich kontach asysty, nie wspominając o świetnie aklimatyzującym się w drużynie Iwanie Rybcziku. Białorusin w czterech meczach już trzykrotnie trafił do siatki.

W Zagłębiu jest kilka pereł, choć wciąż za mało. Jedna z nich to Rusłan Baszyrow. W Toruniu ośmieszył Artioma Smirnowa swoim nagłym zatrzymaniem i kółeczkiem. Jego rodak poleciał po lodzie jak dziecko, a 23-latek otworzył drogę Michaiłowi Syrojeżkinowi do pierwszego gola w PHL. Moskwianin już w poprzednim sezonie występował w naszej ekstraklasie. Wtedy reprezentował barwy janowskiego Naprzodu.

Start filmu: gol Syrojeżkina

Sensacyjnie było już po drugiej tercji. Nikt nie spodziewał się, iż ekipa, która niecały miesiąc temu przegrała gładko 0:3 w Gdańsku postawi tak wysoko poprzeczkę Stalowym Piernikom i utrzyma remis 1:1, pozostawiając sprawę końcowego rezultatu tematem otwartym. Wydawało się, że demony jednak nie opuszczają sosnowiczan, bo szybko stracone dwie bramki w ostatniej partii przypominały o tym, iż zespół z Zagłębia Dąbrowskiego bardzo często ma w meczu jedną taką tercję, która zabija pozostałe 40 minut, powodując, że nie są w stanie już odrobić strat. Ale nie tym razem. Podopieczni Grzegorza Klicha potrafili wpakować dwa gole Mateuszowi Studzińskiemu w 16 sekund. O ileż lepiej wygląda taka porażka po rzutach karnych, niż te dotychczasowe sosnowiecki udręki.

Nazwisko tygodnia: Wajda… ale nie Andrzej

Andrzej Wajda, człowiek legenda, czterokrotnie nominowany do Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Jego nazwisko wyróżniam za sprawą faceta, którego nie zna cały świat, tak jak pana Andrzeja, ale kibice hokejowi nad Wisłą bardzo dobrze wiedzą o kogo chodzi.

Patryk Wajda klimatu górniczej Barbórki nie ma prawa znać, bo pochodzi z Podhala, ale wstrzelił się w to święto jak rodowity Ślązak. Właśnie na ten szczególny dzień wyznaczono derbowe starcie dwóch Górniczych Klubów Sportowych. Do Tychów przybył zespół z pobliskich Katowic. Wajdzik był największą gwiazdą tego szczególnego spotkania. Jego drużyna wygrała 4:3 po dogrywce, a on zaliczył trzy asysty. Aktywny był od samego początku. Wręcz wyglądało to tak, jakby rozpierała go sportowa złość. A może to chęć udowodnienia, że jednak należy mu się miejsce w kadrze narodowej? Po ostatnim wypadzie reprezentacji na Węgry Róbert Kaláber nie umieścił nowotarżanina nawet na liście rezerwowych.

Wajda szybko zajął się tym, aby zniwelować jednobramkowe prowadzenie tyszan. Uderzał do skutku, czyli do momentu, aż krążek trafił do Szymona Skrodziuka i jego debiutanckie trafienie w barwach GieKSy stało się faktem.

Start filmu: gol Skrodziuka na 1:1

23-letni strzelec gola to jeden z zawodników Naprzodu, którym GKS daje szansę prezentowania swoich umiejętności w najwyższej klasie rozgrywkowej. Współpraca pomiędzy katowickimi klubami na tym polu wygląda bardzo owocnie, ponieważ kilku utalentowanych chłopaków ma szansę szybszego rozwoju w gronie najlepszych.

Wajda ani myślał zadowolić się jedną udaną akcją. Gdy gospodarze ponownie objęli prowadzenie, doprowadził drugi już raz do remisu. Objechał spokojnie bramkę Johna Murraya, uderzył, a dobitką zajął się Patryk Krężołek. Przy okazji Mikael Kirunen zapisał asystę w swoim debiucie w PHL.

Start filmu: gol Krężołka na 2:2 i Pasiuta na 3:2

Nie upłynęła minuta, a katowiczanie już byli na prowadzeniu dzięki idealnemu otwierającemu podaniu Wajdy do Pasiuta, który nie mógł się ograniczyć do przystawienia łopatki kija, ale zajął się wymanewrowaniem reprezentacyjnego golkipera.

To był mecz poważnych indywidualnych błędów tyszan. Przy bramce na 1:1 (film nr 1) nieźle „machnął się” młody Jan Krzyżek, gdy Wajda zaliczył kiks. Doświadczony defensor już szykował się do poprawki, a nasz reprezentant kraju w kategorii U20 jeszcze hamował po tym jak zajechał nie w tą stronę, gdzie należało. Przy akcji, po której zrobiło się 2:2 zastanawia zachowanie Jasona Seeda. Kanadyjczyk z bogatą przeszłością w renomowanej juniorskiej QMJHL skupił się na odcięciu rywala od możliwości podania do środka, zostawiając mu całkowicie wolną drogę do objechania bramki (film nr 2).

Swój moment chwały miał inny z zawodników znajdujących się w podobnej sytuacji do Wajdy. Mowa o Szymonie Marcu, również odstawionym na boczny tor przez Kalábera. Gdańszczanin wykorzystał zamieszanie w strefie neutralnej i pognał na bramkę Juraja Šimbocha, pakując mu krążek po krótkim rogu. Dzięki temu trafieniu tyszanie doprowadzili do dogrywki.

Warto zwrócić uwagę na reakcję miejscowych kibiców na tego gola. Pozostali absolutnie niewzruszeni. Spokojnie, z fanami w Tychach jest wszystko w porządku, a ich miejsca zajęły pluszaki w ramach zmodyfikowanej w czasach pandemii akcji Teddy Bear Toss. Dział promocji klubu z piwnego miasta miał taki pomysł (moim zdaniem trafny), aby kibice przynieśli w specjalnie oznaczone miejsce maskotki i dołączyli karteczkę z oznaczeniem miejsca, gdzie zwierzak ma usiąść, zajmując to krzesełko, na którym gdyby tylko mogli, to znaleźliby  się w piątek sami.

Start filmu: gol Marca na 3:3 i pluszaki na trybunach Stadionu Zimowego

Szanse tygodnia: gdzie jest energia Energi?

Na miano meczu straconych szans zasłużyło sobie rozegrane wczoraj zaległe starcie Tauron Podhala Nowy Targ z KH Energa Toruń.  Po pierwszej tercji górale prowadzili 1:0, a powinno być co najmniej dwa razy tyle. Odważny rajd flanką przeprowadził Mateusz Bepierszcz, co przypominało opisaną już akcję Wajdy z objechaniem bramki z barbórkowych derbów, ale w tym przypadku podanie do Fabiana Kapicy nastąpiło wcześniej, od razu po przekroczeniu linii końcowej. Chwilę potem był kolejny samotny rajd. Zabrał się za niego Bartłomiej Neupauer, lecz górą okazał się Studziński.

Start filmu: gol Kapicy na 1:0 i rajd Neupauera

Przy prowadzeniu Szarotek 3:0 na rozluźnienie pozwolił sobie Alexander Pettersson. Wyłuskał krążek spod kija Jegora Szkodienko na linii niebieskiej własnej tercji, ale na końcu, gdy wszyscy widzieli już oczami wyobraźni kolejną zdobycz Podhala, Szwed walnął w Studzińskiego jak w pudło.

Start filmu: rajd Petterssona

No i jak to bywa w takich sytuacjach z bezpiecznego 3:0 po dziewięciu kolejnych minutach mieliśmy już 3:3. Gospodarze, którzy leją u siebie w tym sezonie wszystkich tylko nie GKS Tychy poderwali się jeszcze raz do lotu. Torunianie na kwadrans przed końcem mieli taki bałagan w swoich szeregach, że kompletnie odpuścili krycie Emila Šveca, no i Czech dopisał sobie zwycięskiego gola. Przypominam, że mówimy o meczu niewykorzystanych szans, więc oczywiście po chwili mógł być z powrotem remis, gdyby tylko Dienis Sierguszkin zrobił właściwy użytek z potężnego błędu Macieja Sulki i sporego poświęcenia Jegora Fieofanowa.

Start filmu: gol Šveca na 4:3 i rajd Sierguszkina

Švec w polu o nazwie „zasługi” ma wpisane nie tylko trafienie przypieczętowujące zwycięstwo, ale również świetne podanie zza własnej bramki w drugiej tercji. Zagrał przez pół lodowiska do Michala Vachovca, inicjując dwójkową akcję swojego rodaka z Bepierszczem, zakończoną strzałem Czecha na 3:0.

Start filmu: gol Vachovca na 3:0

Stalowe Pierniki w pięć dni rozegrały trzy spotkania. To co pokazał ten serial, to spadek mocy torunian, co w kontekście branży, w której działa ich główny sponsor nie powinno się przydarzyć. Zaczęło się od wygranej 4:2 w Sanoku, passę udało się kontynuować po męczarniach z Zagłębiem, ale na Szarotki pula szczęścia została wyczerpana.

Zarówno w starciu z sosnowiczanami, jak i z Ciarko STS-em podopieczni Juryja Czucha pozwalali łatwo i szybko odbierać sobie dwubramkowe prowadzenie. Opisałem już 16 sekund, podczas których Zagłębie wywróciło toruński świat do góry nogami, a to samo tyle, że w niespełna minutę spotkało przybyszów z grodu Kopernika na Podkarpaciu. Po dwóch tercjach spokojne 2:0, po czym z prowadzenia pozostało tylko wspomnienie.

Dał o sobie znać znów fiński super atak STS-u, lecz w przypadku gola kontaktowego nie było jakiejś finezyjnej wymiany krążka, bo Riku Sihvonen wziął wszystko na siebie i zakończył akcję po swojemu.

Start filmu: gol Sihvonena na 1:2

Po chwili do remisu doprowadził Maciej Witan, ale cóż to była za akcja. Serce rośnie, gdy ogląda się takie decyzje i z takim skutkiem w wykonaniu reprezentantów kadry U20. Naprawdę duże słowa uznania. Witan przeprowadził samotny rajd z własnej tercji i huknął obok bezradnego Studzińskiego. W moim przekonaniu gol tygodnia.

Start filmu: gol Witana na 2:2

Wiele groźnych sytuacji zażegnał Patrik Spěšný, który akurat drużynę Czucha zna bardzo dobrze. W starciu ze swoim poprzednim klubem Czech zaliczył 37 udanych interwencji i bronił na poziomie 92 procent. Większą gwiazdą od niego okazał się jednak Fieofanow. 25-latek rozegrał swój najlepszy mecz w tym sezonie. Uczestniczył przy wszystkich akcjach bramkowych Energi. Zapisał po stronie korzyści trzy asysty oraz zwycięskie trafienie, które było wynikiem zgubienia krążka przez gospodarzy. Ceną tego błędu było wypuszczenie spotkania z rąk.

Start filmu: gol Fieofanowa na 3:2

„Bohaterowie” tygodnia: zapanować nad krążkiem… marzenie

Sypnęło kilkoma spektakularnymi „babolami” w ciągu ostatnich siedmiu dni. No cóż, nie pozostaje nic innego jak zmierzyć się z tymi popisami. Zachwycałem się bardzo szybkim odrobieniem strat w Toruniu przez skazywane na pożarcie Zagłębie. Duże piwo od chłopaków z Sosnowca zarobił Studziński, który wpuścił gola kuriozum na 3:3. Czy Andriej Dubinin liczył na to co się stało? Chyba był tak samo zaskoczony jak i reszta uczestników tego widowiska.

Start filmu: gol Dubinina na 3:3

Energa dwa dni później pojawiła się w Nowym Targu, a z czynami dającymi otuchę młodemu golkiperowi Stalowych Pierników podążył doświadczony Przemysław Odrobny. Klops Wiedźmina otworzył worek z bramkami gości, którzy zniwelowali trzy gole przewagi Szarotek. Długowłosy golkiper wydawał się mieć wszystko pod kontrolą, a tymczasem guma po uderzeniu Michała Kalinowskiego gdzieś pod parkanem prześliznęła się do bramki.

Start filmu: gol Kalinowskiego na 1:3

Andrej Gusow postanowił wziąć się mocno za tematy bramkarskie w Podhalu. Sprowadził byłemu reprezentantowi Polski poważnego konkurenta. Białorusin Ihar Brikun zadebiutował w niedzielnym starciu z GKS-em Tychy, a dwa dni później szansę otrzymał Odrobny. Takie interwencje jak opisana wyżej mogą skutkować dłuższą przerwą w grze. Do tej pory gdańszczanin nie był stawiany w tak niekomfortowej sytuacji.

Zostańmy w klimatach Szarotek i ich nieudanego meczu z mistrzami Polski. Przy stanie 0:2 faulowany był Alan Łyszczarczyk . Poszkodowany sam zdecydował się wymierzyć sprawiedliwość, podchodząc do rzutu karnego podyktowanego przez sędziów. Wyszło tak, że 22-latek po prostu się ośmieszył. Zawodnik pobierający przez wiele lat nauki w najlepszych ligach juniorskich świata przy najeździe nie oddał nawet strzału.

Start filmu: faul na Łyszczarczyku i najazd

W następnym spotkaniu Szarotek Neupauer pokazał młodszemu koledze jak należy wykonywać rzuty karne. Pewny strzał, nie pozostawiający złudzeń Studzińskiemu.

Start filmu: faul na Hiltunenie i gol Neupauera z karnego

W ostatnich siedmiu dniach mieliśmy jak na naszą ligę sporo rzutów karnych. W Toruniu rozstrzygały o tym, czy dojdzie do sensacyjnej porażki Pierników z Zagłębiem, czy będziemy mówić jedynie o niespodziance i ambitnej postawie gości. Jak wiemy ziściła się druga z wymienionych opcji. W serii najazdów przeważali zawodnicy zza wschodniej granicy. Ja wybieram fragment z trzema próbami Rosjan. Najpierw udany najazd Baszyrowa z dobrym balansem ciała, następnie pewna próba Artioma Osipowa, który skompletował w ten sposób hat tricka i na koniec zmarnowany karny Jewgienija Nikiforowa.

Start filmu: rzuty karne Baszyrowa, Osipowa i Nikiforowa

Samobóje tygodnia: na remis

Comarch Cracovia zrobiła w piątek w Sosnowcu co do niej należało, czyli dopisała komplet punktów w starciu z ostatnią drużyną tabeli. Ten mecz dał się zapamiętać z tego, że aż dwa z siedmiu trafień to samobóje. Tych jak wiadomo w hokeju się nie notuje, stąd też swój dorobek punktowy powiększyli Rybczik oraz Taylor Doherty. W przypadku Kanadyjczyka było to debiutanckie trafienie w PHL. Pierwszy gol wielkoluda z Ontario to nic innego jak pokonanie Cody’ego Portera przez Syrojeżkina.

Start filmu: samobójcze gole zapisane Rybczikowi i Doherty’emu

Rosjanin chyba na serio zawstydził się tym co zrobił, bo dwa dni później trafił już we właściwą bramkę, pokazując, że on też potrafi zdobywać gole… dla swojego zespołu. Potrzebował na to 36 spotkań. Kapica natomiast jako rasowy snajper zawsze znajdzie drogę do bramki. W meczu z Zagłębiem po stronie zasług miał dwie asysty, a swoje ciągoty snajperskie spełnił w niewłaściwym kierunku, ale na szczęście bez konsekwencji dla drużyny.

Choć Pasy wygrały dość pewnie, bo 5:2, to przez blisko pełne dwie tercje wynik trzymał się w kontakcie. Rybczik strzelił na 1:2, a Baszyrow na 2:3. Rosjanin urwał się krakowskim obrońcom, a potem wyczekał co zrobi Robert Kowalówka.

Start filmu: gol Baszyrowa na 2:3

To co warto odnotować z tego starcia, to pierwszy punkt w Cracovii Igora Augustyniaka. Reprezentant Polski U20 otworzył wynik spotkania. Wychowanek Zrywu Ruda Śląska już drugi sezon podnosi swoje umiejętności pod okiem Rudolfa Roháčka, ale dopiero od tej kampanii jest stałym punktem w kadrze pierwszego zespołu.

Trzeci mecz w Polsce rozegrał Luke Ferrara, co zakończyło się trzecim golem. Seria umarła jednak w następnej kolejce. Brytyjczyk prezentuje się bardzo dobrze, a co więcej jego pojawienie się w Pasach zaowocowało odrodzeniem Štěpána Csamangó. Odkąd towarzyszy mu Ferrara, Czech węgierskiego pochodzenia zaliczył już trzy asysty i zdobył gola, na którego trzeba było czekać dwa miesiące.

Zabawa tygodnia: zawsze tam gdzie Stocznia gra

Radosny hokej prezentowały drużyny stające w poprzednim tygodniu oko w oko ze Stoczniowcem. No i nie ma się czemu dziwić, skoro taki rodzaj gry starczał na seryjne wbijanie goli gdańszczanom. Podopieczni Krzysztofa Lehmanna wzbogacili się o bagaż 21 straconych goli w dwóch meczach.

Tauron Podhale wygrało na wyjeździe 13:1. To najlepszy rezultat tego sezonu jeżeli chodzi o liczbę zdobytych goli, ale także o różnicę bramkową. Indywidualnie rekordowo starcie wypadło dla Vachovca. Dzięki dwóm trafieniom i trzem asystom dopisał swoje nazwisko do klubu tych, którzy w bieżącej kampanii w jednym meczu potrafili zdobyć pięć „oczek” (Zackary Phillips i Nikiforow). Czech nie miał problemu poradzić sobie nawet z dwoma rywalami.

Start filmu: gol Vachovca na 10:1

Specjalistą od hat tricków w meczach z najsłabszymi w lidze stał się Bepierszcz. Zanotował taki wynik już wcześniej w meczu z Zagłębiem, a teraz powtórzył ze Stocznią, dokładając jeszcze asystę.

Cieszy dobra postawa 20-letniego Ernesta Bochnaka. Chłopak przez kilka lat był poza naszą ligą, ucząc się hokeja w Czechach, a teraz pokazuje, że to był dobrze wykorzystany czas, choć oczywiście musi jeszcze sporo nauczyć się o różnicach pomiędzy juniorskim graniem, a twardą rywalizacją z seniorami. Ze Stocznią popisał się uderzeniem, które całkowicie zaskoczyło reprezentacyjnego golkipera, Michała Kielera. Bochnak nie próbował wychodzić sam na sam, postawił na trudniejszy wariant i to się opłaciło.

Start filmu: gol Bochnaka na 5:0

Debiutanckie punkty w PHL w barwach Podhala zapisał Kacper Kamieniecki. 21-latek strzelił gola i zaliczył asystę. W Nowym Targu jest już drugi sezon, ale to dopiero Gusow w tej edycji zaczął dawać mu szanse. W poprzedniej grywał jedynie w MHL.

Dwa dni później Stocznia pojechała na kolejną egzekucję. Zameldowała się w Krakowie i wpadła prosto w paszczę wawelskiego smoka. Skończyło się w miarę łagodnie, bo tylko 1:8. Nie obyło się bez nietypowego trafienia. Z niemalże zerowego kąta krążek do bramki Kielera skierował Martin Dudáš, kapitan Pasów.

Start filmu: gol Dudáša na 6:1

W tym starciu również z dobrej strony pokazał się kolejny młody hokeistami. Był to Mateusz Bezwiński, kadrowicz Artura Ślusarczyka w reprezentacji U20. Wychowanek krakowskiego klubu strzelił dwa gole, a przy trafieniu otwierającym rezultat spotkania ładnie powalczył o pozycję, co zostało nagrodzone.

Start filmu: gol Bezwińskiego na 1:0

Oprócz niego po dwa gole zdobyli, Tomáš Franek i Richard Nejezchleb. Ten drugi notuje ostatnio bardzo wysoką formę snajperską. Czech w 10 meczach strzelił aż osiem goli. Bez bramki, ale za to z dwoma punktowymi podaniami skończył Jiří Gula. Mistrz Tipsport EHL w barwach HC Litvinov zakończył tydzień z dorobkiem pięciu asyst w dwóch spotkaniach.

Powrót tygodnia: nareszcie zdrowy

Nareszcie do ligowej rywalizacji powrócił Kasper Bryniczka. 30-latek w dwóch ostatnich sezonach występował w Cracovii, ale w maju powrócił do Podhala, którego jest wychowankiem. Na początku sierpnia w czasie przygotowań do startu bieżącej kampanii doznał kontuzji zerwania ścięgna Achillesa. Dopiero w ubiegłym tygodniu pojawił się po długotrwałej rekonwalescencji, ale już w debiucie zaliczył asystę.

W kontekście Podhala można mówić o jeszcze jednym powrocie… powrocie GKS-u Tychy na zwycięską ścieżkę. Mistrzowie Polski w niedzielę ograli Szarotki 3:0 na ich własnym terenie, co oznacza, że Gusow wciąż czeka na pierwszy triumf nad byłym pracodawcą.

Tyszanie są jedyną drużyną w PHL, która potrafi w tym sezonie zwyciężać na Podhalu. Podopieczni Krzysztofa Majkowskiego zakończyli pięciomeczową serię triumfów górali. Na wyróżnienie zasługuje fakt, iż wygrana przyszła pod nieobecność tercetu podstawowych graczy: Alexandra Szczechury, Michaela Cichego i Petera Novajovský’ego. Podobno w przypadku duetu napastników to wynik niegroźnych kontuzji i niedługo powinni być gotowi do gry. Gorzej wygląda sprawa z Novajovským, który zmaga się  z urazem pachwiny, a termin jego powrotu wciąż nie jest znany.

W Nowym Targu wyróżniali się Jarosław Rzeszutko oraz Jean Dupuy. To po ich akcji padł gol do szatni w końcówce pierwszej tercji. Rzeszut jest w trakcie serii punktowej trwającej od czerech spotkań. W tym czasie strzelił dwie bramki i zaliczył trzy asysty.

Start filmu: gol Rzeszutki na 1:0

Kanadyjczyk powinien wykorzystać sytuację z drugiej tercji, kiedy sunął rozpędzony wzdłuż bandy, ale w ostatniej fazie z rytmu wybił go Brikun swoim dynamicznym wypadem z bramki. Białorusin to potrafi. Gra bardzo ofensywnie, wręcz agresywnie.

Start filmu: rajd Dupuy i interwencja Brikuna

Skoro mowa o GKS-ie Tychy i agresywnych zawodnikach, to idealny moment, żeby przedstawić nowego obrońcę mistrzów Polski. To 25-letni Fin Konsta Mesikämmen. Ciekawe co zwycięży w jego przypadku? Czy natura nakazująca mu nie odpuszczać nawet za cenę gry niezgodnej z przepisami, czy wychowawcze działanie naszych sędziów każących za nawet najdrobniejsze przewinienia. Konsta nie przebiera w środkach. To najczęściej karany zawodnik rodzimej Mestis w sezonie 2018/19 (164 minuty) i słowackiej Tipos Extraligi w poprzedniej edycji (183 minuty). Nazwisko Mesikämmen mówi sporo fińskim kibicom. Nowa twarz GKS-u jest trzecim pokoleniem hokejowych defensorów w rodzinie, a najbardziej znany jest jego dziadek, Iikka, który w latach 60-tych reprezentował Suomi na mistrzostwach świata i igrzyskach olimpijskich.

Pozostaję w wątku dotyczącym obrońców. Oskar Jaśkiewicz, który nie tak dawno wrócił do Podhala ze swojej pierwszej zagranicznej wyprawy długo nie nacieszył się zdrowiem. Były już gracz Niomana Grodno złamał kość skokową i czeka go dłuższa przerwa w grze. Tym samym przepadło mu już drugie zgrupowanie kadry. Na poprzednie nie dojechał z uwagi na przepisy dotyczące pandemii na Białorusi, a teraz wykluczyła go kontuzja. W jego miejsce powołanie otrzymał Adrian Jaworski z Torunia.

Postać tygodnia: słowacki mag

Zacząłem ten tekst od odniesień do trenerskich stylów Constantne’a i Parfionowa, ale panowie mili, obaj czapki z głów przed Słowakiem Kaláberem, który stworzył w Jastrzębiu drużynę kompletną. O tym, że nie bajdurzę świadczy fakt, iż JKH GKS jest niepokonany od 12 spotkań. To najdłuższa zwycięska seria tego klubu w jego historii gry na najwyższym poziomie rozgrywkowym.

W piątek liderzy PHL zawitali do Oświęcimia i nasz trenerski rodzynek z NHL mógł tylko stać, patrzeć i uczyć się jak należy poukładać zespół. Podopieczni Constantine’a gładki ulegli 0:3. Po meczu kapitan Patryk Noworyta poinformował, że wciąż uczą się gry pod wodzą nowego szkoleniowca. To co było niepokojące w poczynaniach Unii, to mała ilość strzałów, które jeśli już pojawiały się, to oddawane były z dalszej odległości. Do absolutnej rzadkości należały takie akcje jak podanie Teddy’ego Da Costy do Daniłła Oriechina tuż przed bramkę. Cóż z tego, jak i tak bezbłędny był na swoim posterunku Patrik Nechavatal. Czech obronił wszystkie 22 uderzenia gospodarzy i cieszył się drugim shutoutem w PHL. Tej doskonałej sytuacji oświęcimianie nie wykorzystali niedługo po tym jak Mateusz Bryk otworzył wynik spotkania strzałem po wygranym buliku. To taka sama bramka jak zdobyta przez naszego kadrowicza w niedawnym meczu ze Stoczniowcem. Widać, że to rozegranie wznowienia przynosi rezultaty.

Start filmu: gol Bryka oraz strzał Oriechina i interwencja Nechvatala

Końcowy wynik ustalił Martin Kasperlik, czyli były gracz ekipy z Chemików 4. Czech wykorzystał kiks Miroslava Zaťki i pognał na przebój sam. Wcześniej miał już nieudaną próbę, która zatrzymała się na słupku, podobnie jak i Marek Hovorka, lider klasyfikacji najskuteczniejszych w PHL.

Start filmu: gol Kasperlika na 3:0

Wydawało się, że rozpędzona jastrzębska maszyna dwa dni później zmiecie z powierzchni śląskiej ziemi przybyszów z Sanoka. A tymczasem już w 64. sekundzie za sprawą Jesperiego Viikili goście objęli powadzenie.

Start filmu: gol Viikili na 1:0

Sanoczanie nie odpuszczali i pomimo wyrównania jastrzębian, w końcowych fragmentach pierwszej odsłony kolejny z Finów, Eetu Elo wykorzystał podwójną przewagę.

Start: gol Elo na 2:1

W szatni gospodarzy było ostro w przerwie, o czym relacjonował Kamil Górny w wywiadzie zamieszczonym na oficjalnej stronie klubu (jkh.pl). „Oj, lepiej nie mówić (śmiech). Nie chciałbym zdradzać szczegółów, ale przyjemnie nie było” powiedział defensor JKH. Kaláber kiedy potrzeba potrafi tupnąć nogą, a nawet rozedrzeć się głośniej niż jego zawodnicy razem wzięci.

Efekt tych działań był taki, że na lód wyjechała drużyna doprowadzona do porządku, grająca składnie, przyjemnie dla oka i wygrywająca tercję 5:0. W niecałe pięć minut z 1:2 zrobiło się 4:2. Swój  najlepszy mecz w PHL rozegrał Jiří Klimíček, autor dwóch goli i asysty. Drugie trafienie zadał po jednym z huraganowych ataków JKH.

Start filmu: gol Klimíčka na 4:2

Kozak, który podskoczy Kaláberowi pilnie poszukiwany. Na razie takowego na horyzoncie nie widać.