Do osobliwej wymiany doszło w weekend między Anaheim Ducks a Pittsburgh Penguins. Osobliwej ze względu na porę jej dokonania – w Polsce mieliśmy mroźny sobotni poranek, co oznacza, że przebywający na Wschodnim Wybrzeżu Jim Rutherford (menedżer Penguins) „klepnął” transfer o… 3 nad ranem, ale ciekawej również ze względu na hokeistów, którzy zamienili się klubami. Do Kaczorów trafił David Perron i Adam Clendening, z kolei do Steel City przeniósł się Carl Hagelin.

Szwedzki skrzydłowy długo nie zagrzał miejsca w Kalifornii. Długowłosy napastnik przyszedł do klubu przed sezonem z New York Rangers. Strażnicy nie mieli miejsca pod czapką płac by zaoferować Carlowi odpowiednie wynagrodzenie i z żalem musieli poszukać partnera do wymiany. Co ciekawe w drugą stronę powędrował Emerson Etem, którego również nie ma już w Nowym Jorku… Organizacja z miasta Disneya tuż po transferze zaproponowała Hagelinowi 4-letni kontrakt wart 4 mln dolarów za rok gry. W zgodnej opinii środowiska były to uczciwe warunki dla gracza, który co sezon regularnie kręci się w granicach 20 goli, wnosi mnóstwo energii do gry, doskonale radzi sobie w osłabieniu i może występować praktycznie w każdej formacji.

Postawa Szweda w rozgrywkach okazała się sporym rozczarowaniem. W 43 grach zdobył zaledwie 4 gole, nie znalazł wspólnego języka z żadnym z kolegów, choć na papierze jego współpraca z Ryanem Keslerem, Andrew Cogliano czy Jakobem Silvferbergiem wyglądała obiecująco. To tyleż fina Hagelina co gorzej grających kolegów (równie słabe statystyki całej wymienionej trójki), lecz najłatwiej było pozbyć się właśnie byłego hokeisty NY Rangers.

Podobnie jak Hagelin ofiarą słabszej gry całego zaplecza Penguins został David Perron. W Pittsburghu zawodzili wszyscy drugoplanowi strzelcy: Chris Kunitz, Patric Hornqvist, Siergiej Płotnikow i właśnie Perron. 27-latek tak jak jego rówieśnik Hagelin mógł pochwalić się zaledwie czterema golami w sezonie. Ciekawą „wrzutką” w wymianie skrzydłowych pozostałe 23-letni obrońca Adam Clendening. Amerykanin swego czasu uchodził za spory talent (2. runda draftu, Chicago Blackhawks), lecz w ciągu ostatnich dwóch sezonów był elementem już trzeciej wymiany! Z Chicago trafił do Vancouver, z Vancouver do Pittsbugha, a teraz ląduje w Anaheim.

Jakie widzimy korzyści dla obu stron? Ducks na pewno mogą cieszyć się z uwolnienia od potężnego zobowiązania finansowego. Przychodzący do klubu Perron już latem 2016 będzie wolnym zawodnikiem – jeżeli „odpali” to nic nie stoi na przeszkodzie, by przedłużyć z nim umowę, jeżeli nie – obie strony po rozgrywkach podają sobie rękę i idą w swoją stronę. Bob Murray nie ukrywa, że drużyna desperacko potrzebuje iskierki w ofensywie. Faktem jest, iż Perron ma nieco większy potencjał od Hagelina w kwestiach strzeleckich. Co dostają Pingwiny? Pracusia. Gracza, który może uzupełnić każdy strzelecki duet (Crosby-Kessel, Kessel-Małkin), ale równie dobrze może pracować w niższej formacji Erikiem Fehrem czy Mattem Cullenem. Na teraz Penguins nic nie tracą w osobie Perrona, lecz w dalszej perspektywie zyskują kolejny okrąglutki kontrakt do czapki płac. Patrząc na długoterminowe zobowiązania wobec Crosby’ego, Małkina, Fleury’ego, Letanga czy Kessela kolejny kontrakt ze średniej półki to pewna ekstrawagancja, choć pewnym bonusem jest odchodzący w zapomnienie kontrakt Pascala Dupuisa (po zawieszeniu łyżew na kołku przez „Dupera” Penguins przesunęli jego umową na LTIR (lista długoterminowo kontuzjowanych) w wysokości 3,75 mln dolarów.

Werdykt: Perron raczej nie jest aż tak dobry by odmienić sezon Ducks, a Hagelin nie jest aż tak dobry by w dłuższej perspektywie być wartym płaconych mu pieniędzy, zwłaszcza w tak „obliczonym” klubie jak Penguins. Dziwna wymiana o dziwnej porze z lekkim wskazaniem na Anaheim.