Proces starzenia się, przemijania, przechodzenia do historii dotyczy nas wszystkich bez wyjątku, a jednak zawsze jest dla nas zaskoczeniem. Jako dzieciak, zdobywając kartę ulubionego hokeisty, ani przez moment nie myślałem o tym, że któregoś dnia mój idol zawiesi łyżwy na kołku, pożegna się ze mną i od tej pory go nie będzie. Są zawodnicy, których odejście na emeryturę zmienia ligę. Brak ich nazwiska w lidze będzie się wydawał dziwny, a to że nie wyjechali już w tym roku na lód będzie jeszcze długo smutną, nieuniknioną koleją rzeczy.
5. Robyn Regehr
Twardy, bardzo solidny, nie szanujący swojego ciała na lodzie za grosz Regehr, oficjalnie przeszedł na emeryturę 11 kwietnia, broniąc barw Los Angeles Kings. Bardzo twardy i ofiarny sposób gry Kanadyjczyka sprawił, że ten musiał tuż po 30-tce zacząć myśleć o odstawieniu hokejowego nałogu i przejść na „emerytalny” detoks.
Regehr umówił się, że po jeszcze dwóch latach gry zdecyduje, co dalej – i decyzja była właśnie taka. W wieku 35 lat organizm Regehra jest już bardzo wyczerpany, a sam obrońca chce w dalszym życiu móc nosić swoje dzieci na rękach, a nie popychać ich wózek przy pomocy laski. Prawie 1100 spotkań, prawie 1000 minut kar, 15 lat w NHL. Żegnaj twardzielu!
4. Simon Gagne
15 września, również w wieku 35 lat – z ligą pożegnał się Simon Gagne. W swoich najlepszych latach, Gagne punktował dla Flyers, a 40 punktów lub więcej było dla niego oczywistością.
Mniej więcej 8-9 lat temu, zdrowie Kanadyjczyka zaczęło się znacznie pogarszać. Malejąca liczba rozegranych spotkań, coraz częstsze urazy i poważne kontuzje zmuszały włodarze klubów do kolejnych jego transferów. Jego talent przestał mieć aż takie znaczenie w obliczu jego coraz częstszej niedyspozycji. Dopiero jego łączne 3 ostatnie sezony przekraczają razem liczbę meczy w jednej pełnej kampanii.
Ponad 800 spotkań, ponad 600 punktów, jeden z ostatnich szczęściarzy, którzy dostąpili zaszczytu gry z wielkim Peterem Forsbergiem. Gagne postanowił poświęcić się rodzinie i wychowaniu trójki dzieci.
3. Daniel Briere
Wychowanek Phoenix Coyotes, który podobnie jak St.Louis, miał nigdy nie błyszczeć na firmamencie ligi, a jedynie okazjonalnie się na nim pojawiać. Mimo wyboru w 1 rundzie draftu, Briere kilka lat nie umiał złapać odpowiedniego tempa – ale ostatni sezon w jego macierzystym klubie sprawił, że zaczęto się o niego bić.
Kojoty oddały Briere’a w najgłupszym transferze w swojej historii – dostając wzamian starszego i słabszego Chrisa Grattona z Buffalo Sabres. W barwach Sabres, Briere zdobył raz 95 punktów, w barwach Flyers był równie niebezpieczny. I choć Pucharu Stanleya nie zdobył nigdy, nie będzie miał czego żałować.
Prawie 100- spotkań, prawie 700 punktów – i dozgonny wstyd dla drużyny Kojotów za oddanie go, gdy jego talent właśnie kwitnął.
2. Martin St.Louis
Filigranowy napastnik, którego kariera miała nigdy nie osiągnąć takiego poziomu, jaki osiągnęła – zaczął pobierać składkę emerytalną 7 lutego. Jeden z najszybszych zawodników ligi rozpoczynał karierę we Flames, ale dopiero w Tampa Bay Lightning stało się z nim coś, co uczyniło z niego gwiazdę, lidera i jeden z symboli klubu.
Był jednym z kilku zawodników, dzięki którym klub z Tampy przestał być postrzegany jako ubogi krewny zwycięzców, a przerodził się w mistrzów ligi. Kanadyjczyk zalicza się do zawodników, którzy zdołali zdobyć ponad 100 punktów w jednym sezonie, ale 3 razy brakowało mu najwyżej 6 oczek, by ten sukces powtórzyć.
Wielki mały lider Błyskawic, piekielnie szybki, piekielnie skuteczny. Ponad 1000 spotkań, ponad 1000 punktów – swój sukces wypracował sobie sam – i to na przekór wszystkim możliwym statystykom z młodości.
1. Martin Brodeur
I tu w zasadzie mógłbym skończyć. To tak, jakby w NBA napisać „Shaq O’Neill. Najlepszy bramkarz w historii tego sportu, najbardziej utytułowane zawodnik ligi. 21 stycznia najbardziej znany numer „30” w historii hokeja pożegnał się z zawodowym sportem.
3 Puchary Stanley’a, kilka tytułów najlepszego bramkarza, medale olimpijskie – zdobył wszystko, co bramkarz może w hokeju osiągnąć. Wielka legenda New Jersey Devils, zaszczycił na moment St.Louis Blues – jednak to właśnie Diabły stworzyły go, dały mu dom, a on dał im chwałę, glorię i mistrzostwa.
Prawie 1300 spotkań, prawie 700 zwycięstw Ponad 74 tysiące minut spędzonych na taflach NHL – Całkowita średnia puszczonych bramek na mecz- 2.24 – większość bramkarzy modli się o taki wynik choćby z jednego sezonu. Bramkarz uzależniony od sukcesu, zwycięstwa, ciężkiej pracy. Obecni najlepsi ligi nawet nie zbliżają się jeszcze do jego osiągnięć.