Juniorski czempionat powoli zbliża się do końca. Dość nietypowo, bo w popołudniowych godzinach poniedziałku najlepsi młodzi hokeiści świata rozegrali półfinały. Mimo niedogodnej pory dla oglądających hala w Helsinkach wypełniła się niemal w komplecie, a poniedziałek okazał się szczęśliwym dniem dla gospodarzy oraz reprezentacji Rosji.

 

Finlandia-Szwecja:

Za faworyta wewnątrz skandynawskiej  batalii uchodzili Szwedzi. Kilka lat temu podczas turnieju w Malmoe to właśnie Finowie odarli ówczesnych gospodarzy z marzeń o mistrzowskim tytule na swojej ziemi. Szwedzi głośno zapowiadali srogi rewanż. Mieli ku temu podstawy, gdyż kolejny raz przemknęli przez fazę grupową turnieju niczym ekspres, a w ćwierćfinale nie dali najmniejszych szans Słowakom. Finowie zachwycali ofensywą, lecz mieli problemy z grą w defensywie. W fazie grupowej przegrali z Rosją, choć z drugiej strony w 1/4 finału pokonali Kanadę.

Początek spotkania wskazywał na wyrównaną rywalizację z lekkim wskazaniem na Szwecję. Tradycyjnie widoczna była formacja Alexander Nylander-Dmytro Timashov-Rasmus Asplund i to ona dała prowadzenie Trzem Koronom w połowie pierwszej tercji. Doskonałą solową akcję Timashova wykończył Asplund i Szwedzi cieszyli się wynikiem 0:1.

Druga partia upłynęła pod znakiem dyscyplinarnych tarapatów prowadzących. Złapali sporo kar, a fiński powerplay był w trakcie całego turnieju po prostu niezawodny. Gorszy dzień notował atak Jesse Puljujarvi-Sebastian Aho-Patrik Laine, lecz w samą porę obudził się drugi zestaw gospodarzy: Kasperi Kapanen-Roope Hintz-Mikko Raantanen. Ostatni z nich zaliczył asystę przy wyrównującym golu Hintza, a parę minut później – również w przewadze – podał do Anttiego Kalapudasa na 2:1 dla Finlandii.

Szwedzi nie potrafili wykrzesać z siebie niczego więcej i nie zagrozili gospodarzom do samego końca, a Finowie mogą cieszyć się z awansu do finału i rywalizacją o złoto we własnej stolicy.

https://www.youtube.com/watch?v=TYdlwtJ-SjI

 

USA-Rosja:

Również tutaj faworyt ostatecznie musiał uznać wyższość rywala. Bardzo solidni Amerykanie zagrali z Rosją, która w mało przekonującym stylu wygrała grupę i szczęśliwie pokonała Danię w ćwierćfinale. Lekceważące wypowiedzi trenera Amerykanów Rona Wilsona, który otwarcie przyznał się do kompletnego braku wiedzy o rywali, okazały się być złą karmą, która wróciła i uderzyła ich w twarz.

Przebieg drugiego półfinału był łudząco podobny do tego pierwszego. Stany Zjednoczone zgodnie z przewidywaniami objęły prowadzenie po golu Christiana Dvoraka – golu bardzo podobnym do trafienia Szwecji. I tutaj zwrot akcji miał miejsce w drugiej tercji. Coraz ambitniej atakujący Rosjanie pokonali Aleksa Nedeljkovicia, konkretnie uczynił to Paweł Kraskowski. Idący za ciosem gracze „Sbornej” zdobyli bramkę na 1:2 niecałe 2 minuty później – tym razem zamieszanie pod bramką wykorzystał Jegor Korszkow.

Amerykanie zaatakowali nieco bardziej zdecydowanie od Szwecji, ale i to nie wystarczyło na „odkurzonego” z ławki rezerwowych Ilję Samsonowa. Rosjanie po raz piąty z rzędu na WJC pokonali USA, a trener Walerij Bragin w swoich piątych mistrzostwach po raz piąty doprowadził Rosjan do wielkiego finału tej imprezy.

https://www.youtube.com/watch?v=4_oRXx5OD4U

Żadna z drużyn nie ma czasu na specjalne świętowanie bądź rozpamiętywanie: mecz o brąz oraz finał imprezy już jutro.  O 16:00 Amerykanie zagrają ze Szwecją, a o 20:30 ostatni mecz turnieju między Rosją a Finlandią.