1 . Dubnyk nie chciał, ale musiał

Nawet sześć szwów założonych o porannej porze w poniedziałek nie zapewniło Devanowi Dubnykowi wolnego od występu przeciwko Detroit Red Wings. Dubnyk nie symulował, to nie było jakieś naciągane L4. Chłopa naprawdę musiało boleć, gdy na porannym treningu niefortunnie jeden ze strzału trafił go dokładnie pomiędzy odbijaczkę i element bramkarskiej zbroi. Na przedramieniu założono sześć szwów i usłyszał od trenera „No dobra chłopie, masz wolne”.

Ciche „Jest!” można było wyczytać z jego zamkniętych ust. To bramkarz bardzo często wykorzystywany, od tamtego sezonu chyba jeden z najczęściej startujących goalie NHL. Wolne jest więc dla niego połączeniem gwiazdki urodzin i biletów do kina na najnowszy Star Wars. Niestety jego kolega-zmiennik miał chyba ten sam plan i te same godziny wykupione na Gwiezdne Wojny …. Darcy Kuemper zrobił sobie coś jeszcze gorszego niż Dubnyk (coś oznaczone jako unspecified upper-body injury) i ostatecznie Dubnyk musiał grać (z pewnością się ucieszył).

Na szczęście Wild mają w tym sezonie dobrą defensywę, która mocno kontrolowała ten mecz. Z 28 strzałami golkiper Wild sobie poradził, a Dzikusy były lepsze i wygrały 3:1. Najładniejszy moment spotkania to bramka Charliego Coyle’a, która zatańczył z przeciwnikami jak rasowy Maserak (było to też jedyne trafienie w 5 on 5 zwycięzców).

 

2 . ulga Habs

Grudzień był dla Montreal Canadiens fatalny i w stolicy prowincji Quebec czekają już z niecierpliwością na nowy – lepszy dla nich rok. Udało się Habs przełamać serię sześciu porażek z rzędu, pokonując po sporych męczarniach Tampa Bay Lightning. Finaliści poprzedniego sezonu walczyli do końca i mogli być sprawcami kolejnego rozczarowania w wykonaniu Habs, ale ostatecznie zwycięskiego karnego strzelił kapitan Max Pacioretty. „67” asystował też przy bramce wyrównującej na 3:3 Dale’a Weisa, a ta radość mówi sama za siebie:

Ciekawy fakt który z pewnością nie pozostanie bez echa ze strony kanadyjskich mediów jest taki – że Steven Stamkos z ekipy Błyskawic nie był desygnowany przez trenera Jona Coopra jako jeden z trzech strzelców karnych. Jeden z najlepszych strzelców w lidze (wciąż) Kolejna rysa na tej współpracy?  Lightning grali w tym meczu ładniej, lepiej technicznie (popatrzcie na ruchy Kuczerowa na dole, najlepszy z gospodarzy strzelił bramkę i oddał sześć strzałów oraz miał trzy hits), ale nie potrafili stanąć w obronie odpowiednio twardo w odpowiednim czasie – gdyby były inaczej wytrzymali by już od 3:2 do końca meczu bo Bishop bronił nieźle.

 

3 . nicość Canucks

Co zagrali Vancouver Canucks z Los Angeles Kings? Na to pytanie trudno byłoby znaleźć odpowiedź nawet u najstarszych górali. W żadnej z trzech tercji nie strzelili choćby 10-krotnie na bramkę rywali, każdą z tercji przegrali (0:1, 0:2, 0:2), stracili gola w osłabieniu i sami nie wykorzystali czterech przewag.  Ratunku na ocenę poczynań Kolumbii Brytyjskiej można by szukać w walkach, bo w spotkaniu były dwie – tyle tylko że obie przy stanie 0:0 więc potencjalnie gdy jeszcze nie trzeba było wszczynać awantury ku pokrzepieniu morale czy też osłabiać pewności siebie rywali.

Mocny początek i zapowiedź „upadku” Canucks dał już w 31 sekundzie McNabb z Kings nokautując Daniela Sedina czystym soczystym bodiczkiem. Obrońca miał blisko do hat tricka w stylu Gordie Howe, miał walkę (której jednak nie wygrał) i gola (na 3:0) zabrakło tylko asysty.

Los Angeles Kings przyjechali po swoje, zagrali dobrze, chociaż nie mieli Jeffa Cartera swojego najlepiej punktującego gracza i najbardziej równego w tej kampanii. Tyler Toffoli ustrzelił hat tricka (drugiego w karierze), a Jonathan Qucik uzyskując czyste konto (nie było to wielką sztuką) dołączył do wielkich nazwisk amerykańskiego hokeja jak John Vanbiesbrouck i Frank Brimsek. Cała trójka ma teraz po równo 40 czystych kont w karierze – z tym tylko zastrzeżeniem że przed Quickiem jeszcze całe lata kariery w silnym klubie z wciąż mocnymi aspiracjami na zwycięskie sezony.

 

4 . Król Henryk już nie podporą, a kotwicą

New York Rangers przegrali z Nashville Predators 3:5 i była to dla nich czwarta porażka w pięciu ostatnich spotkaniach. Henrik Lundqvist wpuścił wszystkich pięć goli, co w ostatnim czasie nie jest dla niego nowością. „Król Henryk” był podporą Strażników w pierwszej części sezonu, gdy utarło się, że nowojorczycy osiągają znacznie lepsze rezultaty niż to na co zasługiwali swoją grą. W pierwszych 17 startach w bramce Szwed miał znakomitą średnią 1.76 wpuszczonych bramek na mecz.

Sytuacja zmieniła się diametralnie w ostatnich tygodniach. Z ostatnich 13 meczów z Lundqvistem w bramce w siedmiu Rangers tracili cztery lub więcej goli. Efektem jest szybki „zjazd” ekipy z Manhattanu w dywizyjnej tabeli – jeszcze 1 grudnia byli liderem Metropolitan, teraz tracą do Washington Capitals 12 punktów.

Boleć może zwłaszcza fakt, że mający częste problemy w ofensywie Nashville Predators strzelili im aż pięć goli. Dwa z nich należało do Jamesa Neala, trzy asysty zaliczył pierwszy center ekipy Mike Ribeiro, wynik otworzył zaś Filip Forsberg przedłużając swoją serię punktową do pięciu spotkań z rzędu. Rangers mieli tylko trzy odbiory krążka w forecheckingu (takeaways) przy jednak gubiących się Drapieżnikach (14 giveaways). Z pewnością nie tak powinna wyglądać zagrywka obrońcy mająca dać korzyść swojemu zespołowi (McDonagh na Ribeiro), akurat nie było tu kary.

 

5 . koniec ze zgrywaniem twardziela Johnie Carlsonie

412 meczów z rzędu w NHL to spory wyczyn. Na każdym metrze tego lodu czają się na Ciebie niebezpieczeństwa, czasami także poza lodem bo zdarzają się kontuzje na polach golfowych czy w zaciszu własnego domu. Tymczasem od czasu gdy John Calrson stał się podstawowym członkiem rotacji Washington Capitals (mniej więcej 2010 rok) nie opuścił żadnego spotkania. Wczoraj po 412 meczach rozegranych z rzędu musiał powiedzieć pass. Koniec ze szpanowaniem po klubach panie Carlson

Carlson, który stał się topowym obrońcą Wschodu logującym duże minuty i grającym świetny two-way hokej, odniósł uraz dolnych partii ciała w pojedynku z Canadiens. Do boju z Sabres nie stanął, ale jego drużyna i tak zachowała czyste konto prezentując bardzo dobrą destrukcję i grę na obu niebieskich. No i jeszcze ten Braden *dajcie mu Vezina Trophy już teraz* Holtby. Niby nie był bardzo potrzebny długimi fragmentami, ale gdy już miał paść gol dla Sabres stało się to:

W składzie Capitals teraz inny obrońca ma na swoim koncie najdłuższy streak, a jest nim Karl Alzner który gra niezmiennie od 411 spotkań. Jeśli nic mu się niestanie już niedługo bo z 11 spotkań pokona klubowy rekord. Ligowy rekord spotkań rozegranych pod rząd należy wciąż do Andrew Cogliano. Człowiek z żelaza numer jeden w NHL rozegrał 653 gier bez żadnej przerwy, czyli nie opuścił żadnego meczu od początku swojej kariery.

Komplet wyników w NHL z 28 grudnia:

Buffalo Sabres – Washington Capitals 0:2
Tampa Bay Lightning – Montreal Canadiens 3:4 pen
Minnesota Wild – Detroit Red Wings 3:1
Nashville Predators – New York Rangers 5:3
Vancouver Canucks – Los Angeles Kings 0:5
San Jose Sharks – Colorado Avalanche 3:6

 

Dzięki za przeczytanie