Od kilku lat z zaciekawieniem przyglądam się draftowym poczynaniom Anaheim Ducks. Kalifornijska organizacja z rzadka miewała okazje by wybierać z wysokim numerem, a mimo to potrafiła wyłowić co najmniej kilka perełek – zwłaszcza w dalszych rundach naboru. W ciągu ostatnich 12 miesięcy mogliśmy zaobserwować jeszcze jedno interesujące zjawisko: w związku z nadmiarem utalentowanej młodzieży Bob Murray mógł pozwolić sobie na oddanie całkiem pokaźnego grona wychowanków.
Ducks nie są żadnym fenomenem na skalę NHL – i im zdarzały się spektakularne draftowe pudła. Wybrany z 17. numerem w 2007 Logan McMillan czy słabiutki nabór 2006. Ostatnie 6-7 lat to już jednak wyraźna tendencja wzrostowa: wystarczy powiedzieć, że do dyżurnego faworyta jakim są Kaczory bezboleśnie udało się wprowadzić Cama Fowlera, Samiego Vatanena, Johna Gibsona, Freddiego Andersena, Hamphusa Lindholma czy Rickarda Rakella. No właśnie: ze względu na sporą konkurencję wśród kaczej młodzieży Bob Murray otrzymał duży komfort, jakim była możliwość zaoferowania w wymianach szerokiego asortymentu utalentowanych i perspektywicznych hokeistów.
Poczynając od lutego, Anaheim opuścili: Devante Smith-Pelly (2.runda naboru 2010 oddany do Montreal Canadiens za Jiriego Sekaca), William Karlsson (2. runda draftu 2011, w ramach rozliczenia za Jamesa Wisniewskiego trafił do Columbus Blue Jackets), Kyle Palmieri (nr 26 draftu 2009 został wymieniony za 2. rundę 2015 i 3. rundę 2016 New Jersey Devils) oraz Emerson Etem (2. runda 2010, odszedł do New York Rangers za Carla Hagelina).
Należy zaznaczyć, że każdy z wciąż młodych napastników przed opuszczeniem Anaheim dostał w klubie uczciwą szansę. Palmieri rozegrał blisko 150 gier w AHL-owych afiliacjach Ducks, a w „dużym klubie” na przestrzeni pięciu lat wystąpił w 199 meczach. 112 spotkań w Anaheim + 119 meczów w AHL zaliczył Etem, 129 razy w NHL i 124 razy w AHL przed transferem do Montrealu zagrał Smith-Pelly. Najmniej doświadczony i zarazem najmłodszy Karlsson wstąpił 18 razy w barwach Kaczorów i 46 razy dla Norfolk Admirals. Piszę o uczciwości nie tylko ze względu na ilość otrzymanych szans, ale również ich jakość. Żaden z nich nie grał „ochłapów” w czwartym ataku, ba! Nierzadko zdarzało się, że wyjeżdżali na lód w pierwszej formacji u boku Ryana Getzlafa i Coreya Perry’ego.
Nie można powiedzieć, by którykolwiek z wymienionego kwartetu zawojował NHL w barwach Anaheim, niemniej każdy z nich miewał przebłyski i okresy niezłej gry, ponadto w AHL wszyscy spisywali się bez zarzutu. W momentach transferów dominowały opinie, że nowe kluby Karlssona, Smitha-Pelly’ego, Palmieriego i Etema dostały ciekawych graczy, a Ducks za kilka lub kilkanaście miesięcy mogą żałować zbyt wczesnego rozstania.
Jesteśmy niemal na półmetku nowego sezonu i póki co Bob Murray, menedżer klubu, wychodzi obronną ręką ze swoich decyzji. Smith-Pelly w Montrealu gra mało, w ogóle nie punktuje, zdarza się, że mecze spędza na trybunach. Bardzo trudne początki w Nowym Jorku przeżywa Etem – wystąpił w zaledwie 17 meczach, gra co najwyżej w trzecim ataku i wciąż czeka na premierowego gola dla Rangers. Bez większego ryzyka można wygłosić tezę, że kariery potężnie zbudowanych 23-latków zmierzają w niedobrym kierunku. Czas wciąż jest po ich stronie lecz nie da się ukryć, że na poskładanie swoich karier w całość mają go coraz mniej. Nieco optymistyczniej kształtuje się los „Wild Billa” Karlssona w Columbus. Energiczny Szwed stał się podstawowym napastnikiem bottom-6 Kurtek i nic nie zapowiada, by jego położenie uległo zmianie.
Nieoczekiwanie dla wszystkich Ducks z dzisiejszej perspektywy mogą pluć sobie w brodę z powodu oddania Palmieriego. Chimeryczny Amerykanin w New Jersey z braku lepszych opcji w organizacji otrzymał kluczową rolę w ataku i odwdzięcza się życiowym sezonem. Jeszcze w Anaheim dwukrotnie zakończył sezon z 14. golami przy swoim nazwisku – dziś w Newark wyrównał to osiągnięcie w zaledwie 35 grach! Zanosi się więc na to, że skreślony w Kalifornii „Napalm” wreszcie na dobre odpalił. Z drugiej strony Ducks nie mogli na niego czekać w nieskończoność…
Cierpliwie rozwijana młodzież w Orange County po wyfrunięciu z gniazda radzi sobie co najwyżej średnio. Wypada więc pochwalić klub za wybranie właściwych kandydatów do odstrzelenia, choć warto też zastanowić się, czy aby na pewno byli tak obiecującymi graczami czy raczej przesadzono z pochwałami już na początku ich karier? A może wszyscy jeszcze nas zaskoczą i zrealizują pełnię talentu?