1 . Gwiazdorzy skoczyli sobie do gardeł Pittsburghu
Mimo że średnia bójek na pięści w NHL spadła diametralnie, to wciąż w grze jest miejsce na to żeby udowodnić, że nie jest się z pierwszej łapanki. Rzadko decydują się na to najlepsi i najdrożsi zawodnicy – powód jest prosty i prozaiczny – mają czasami nakaz od klubu by unikać takich sytuacji. Chodzi o ich zdrowie i potencjalne straty wynikające z kontuzji.
Gdzieś miał te wszystkie zasady Jewgienij Małkin w trakcie meczu Pittsburgh Penguins kontra Los Angeles Kings. To właśnie Geno rozpoczął awanturę, bo wydawało mu się że Jeff Carter uderzył go kijem. W ruch poszły pięści, a że akurat trwał power play Penguins to na lodzie mieliśmy samą śmietankę wliczając w to Crosby’ego, Kessela, wspomnianych już Małkina i Cartera i między innymi Doughty’ego, Kopitara.
Trudno nawet zliczyć ile milionów dolarów było zaangażowanych w ten „beef”, ale ochotę na dołączenie do „imprezki” mieli nawet obaj bramkarze (zwłaszcza Jonathan Quick). Ta mini rozróbka dodała tylko smaczku i tak bardzo dobremu i wyrównanemu spotkaniu.
Wydawało się że jako ostatni zaśmiał się Małkin, gdy tuż przed końcem regulaminowego czasu gry strzelił na 2:2, sami zobaczcie tę radość:
W końcu jednak stanęło na tym czego chcieli Kings – bo to oni wygrali spotkanie 3:2 po rzutach karnych. 76 hits w tym spotkaniu to tylko jeden dowód na to, jak zażarta walka toczyła się na lodzie. Nawet sędziowie byli ofiarami takiej a nie innej dynamiki gry:
Sędziowie byli ważną częścią widowiska, ale jakoś nie doczekali się szacunku ze strony zawodników. Ci raczej nimi pomiatali, co wnioskuje na bazie powyższego obrazka oraz poniższego. A żeby było ciekawiej za to pchnięcie Jordan Nolan nie dostał ŻADNEJ kary:
2. Lata 80′ w Edmonton
Oj chcieliby w Edmonton by wróciły lata 80′. Lata ich świetności, lata gry Wayne’a Greztky’ego, lata gdy w hokeju wyniki z 10-15 bramkami w meczu były na porządku dziennym. Wczoraj na chwilę uruchomiono ten wehikuł czasu – nie dość że w konfrontacji Nafciarzy ze Strażnikami padło 12 goli to jeszcze kanadyjski team wygrał 7:5 i był to ich piąty z rzędu sukces wieńczący perfekcyjną serię domową.
Nie każdej drużynie udaje się wypchnąć z bramki Henrika Lundqvista, ale tego dnia siła rażenia Oilers była ogromna. Hat tricka zdobył Lauri Korpikoski (skompletował go ustalając wynik na 7:5 strzałem na pustą bramkę).
Chwilę wcześniej decydujące przechylające szalę trafienie na półtorej minuty przed końcem uzyskał lider zespołu Taylor Hall (na 6:5). Było to zaledwie 12 sekund po tym, jak Rangers wyrównali na 5:5.
Ważne wznowienie po strzelonej bramce Strażników przegrał doświadczony i wyspecjalizowany w walce na bulikach Jarret Stoll – podwójne brawa należą się zaś Leonowi Draisaitlowi. Nie tylko był lepszy na buliku, ale jeszcze dogrywał w sytuacji dwóch na jednego do Halla.
Przed rozpoczęciem meczu uhonorowano Glena Sathera – osobę łączącą oba kluby – wieloletniego członka Oilers (w różnych funkcjach: gracz, trener, menadżer) oraz wieloletniego menadżera Rangers. Sather jest określany mianem jednego z kilku architektów dynastii Edmonton Oilers (5 Pucharów Stanleya).
3. Diabły wygrywają po hokejowym alley-oop w dogrywce
Było tego dnia trochę ładnych bramek w NHL, ale według mojego gustu w kategorii połączenia piękna z istotą bramki zdecydowanie wygrywa trafienie Devils w dogrywce meczu z Red Wings. Na 3:2 strzelił Kyle Palmieri, ale najładniejszym elementem ostatniej akcji było podanie alley-oop czyli uniesienie krążka ponad lód i to z backhandu (sic!) w wykonaniu Lee Stempniaka.
Devils przegrywali w tym meczu już 0:2, ale strzelili trzy razy z rzędu. Palmieri oprócz game-winning goal miał także asystę w power play. Tego dnia hokej był sprawiedliwy bo Red Wings w 5 on 5 nie byli zbyt dobrzy, bramki strzelili tylko w przewagach (obie w drugiej tercji) oddali 29 strzałów przyjmując 38. Dobry rezultat i dobra gra, zwłaszcza że nie było pierwszego i drugiego centra New Jersey (kontuzje Zajaca i Henrique).
Najdziwniejsza kara sezonu? Tootoo many man… chybiony bodiczek doprowadza do nieregulaminowej ilości graczy na lodzie. Śmiechłem:
4. Jamie Benn pierwszy w wyścigu do 20. bramek
Dallas Stars nie zawiedli w Filadelfii i wygrali 3:1. Były drobne perturbacje bo Duch tzn Shayne Gostisbehere strzelił w przewadze na 1:0 w 30. minucie i to nie był taki mecz jaki zazwyczaj rozgrywają Gwiazdy (mało goli). W końcu jednak ekipa z Teksasu przeważyła 3:1, oddała 44 strzały w światło bramki rywali.
Na finiszu meczu do pustej bramki krążek skierował Jamie Benn potwierdzając swoje przewodnictwo w klasyfikacji najlepszych strzelców (20 goli). Widać było sporą stabilizacje w obronie Stars po powrocie Jasona Demersa – w trzech meczach bez niego w rotacji Gwiazdy straciły odpowiednio 2,2 i 5 goli czyli w sumie średnio 3 na mecz (powyżej ich sezonowej średniej 2.59).
.@NHL @NHLFlyers pic.twitter.com/kSfZw3h8eL
— Dallas Stars (@DallasStars) grudzień 12, 2015
5. Cieżka noc Maxa Domiego Twarz młodego hokeisty Arizona Coyotes przeszła tego wieczoru mały upgrade. Może to jego urok, może to mejbelajn – stawiam jednak na to że TAKI wygląd Domiego nie był spowodowany zbytnią uprzejmością rywali i zbyt szczęśliwym odbijaniem się krążka:
Tak wyglądał po jednej z bolesnych dla niego akcji, a wcześniej mogło być jeszcze gorzej. Pomyślcie co by było gdyby grał bez pleksy w kasku:
Komplet wyników NHL z 11 grudnia:
New Jersey Devils – Detroit Red Wings 3:2 po dogrywce
Pittsburgh Penguins – Los Angeles Kings 2:3 po karnych
Chicago Blackhawks – Winnipeg Jets 2:0
Dallas Stars – Philadelphia Flyers 3:1
Arizona Coyotes – Minnesota Wild 2:1 po dogrywce
Edmonton Oilers – New York Rangers 7:5
Anaheim Ducks – Carolina Hurricanes 1:5