Przed obecnym sezonem, w NHL doszło do kilku bardzo istotnych zmian. Obok dogrywek rozgrywanych w systemie 3on3, najważniejszą z nich było bez wątpienia wprowadzenie tak zwanego „coach challenge”, czyli w skrócie – powtórek, które mogą wziąć trenerzy w spornej sytuacji. Mimo, że liga starała się dopiąć wszystkie szczegóły nie obeszło się jednak bez pewnych niedopatrzeń, które zdrowo potrafią zirytować.

O czym mówię? Nie sposób nie zauważyć prób chwytania się brzytwy przez trenerów, których drużyny tracą bramkę w ostatnich sekundach regulaminowego czasu, czy w dogrywkach. I chociaż takie sytuacje są coraz rzadsze, to na długo zapamiętam sytuację, kiedy to jeden z trenerów, niestety nie pamiętam już który, zdecydowawszy się na coach challenge nie potrafił się zdecydować co chciałby sprawdzać. W końcu padło na offside, o którym oczywiście nie było mowy. To właśnie to sztuczne przeciąganie końcówek najbardziej irytuje w tej regulaminowej nowince.

Najbardziej, ale nie jedynie to. Wiele kontrowersji wzbudza w całej sytuacji ocenianie tak zwanego goalie interference. Tutaj jednak problemem nie są same challenge, jednak niejasne ocenianie sytuacji czy bramkarzowi przeszkadzano czy też nie, czy napastnik wystarczająco utrudniał mu interwencję, czy może tylko troszeczkę. Jednolite zasady nie zawsze są dobre, co udowodniła sytuacja z lat 90’ kiedy goalie interference było gwizdane za samo wjechanie w goal-crease, jednakże w tej kwestii, coach challenge praktycznie nie rozwiązuje problemu kontrowersji przy tych sytuacjach, bowiem każdy trener ma swój sposób postrzegania tego przewinienia, o dziwo zazwyczaj na korzyść swojego zespołu.

Osobiście w ogóle nie jestem wielkim zwolennikiem powtórek wideo. Oczywiście, czyni to hokej znacznie sprawiedliwszym, zwłaszcza, że sędziowie muszą obserwować malutki krążek i najszybszą grę świata. Mimo wszystko uważam, że wszelkie powtórki wideo nieco zabijają te pierwotne emocje, które towarzyszą rozgrywkom nie tylko hokeja ale i innych dyscyplin. Zabijają niekiedy spontaniczną radość, złość, wściekłość, chęć rzucenia kuflem z… herbatą o ścianę. Co prawda jako ich substytut dostajemy niepewność, rozczarowanie, ulgę, jednak nie są to już tak nieokiełznane wybuchy jak te w pierwszym momencie, kiedy krążek trafia do siatki, bądź sędzia odgwizduje faul na bramkarzu.

Mimo wszystko, mimo moich osobistych preferencji, powtórki wniosły do NHL dużo dobrego, ale jeżeli mają faktycznie zmienić ligę i odsunąć na bok kontrowersje, potrzebne im jest wsparcie w kilku aspektach, jak chociażby zmiany w offside’ach, czego przykładem niech będzie niedawna sytuacja z meczu Capitals – Jets, kiedy to Barry Trotz nie był zachwycony decyzją sędziów, którzy uznali gola zdobytego przez Marka Scheifele. Według niego, zawodnik przekraczający linię niebieską uniósł nogę, przez co znalazł się na spalonym. Żadna z kamer nie była w stanie dać jasnej odpowiedzi i gol został uznany w myśl zasady, że jeżeli wideo-powtórka niczego nie wyjaśnia, sędziowie podtrzymują decyzję którą podjęli pierwotnie.

Czy zmiany nastąpią? Pewnie nie prędko i kontrowersje wciąż będą targały emocjami trenerów. Pozostaje nam mieć nadzieję, że cały system powtórek i coach challengów zostanie usprawniony i rzadziej będziemy świadkami sytuacji takich jak ta w Winnipeg.