Niełatwo jest kochać hokej w kraju nad Wisłą. Jednak dał nam przykład Alan Łyszczarczyk, jak zwyciężać mamy. W związku z tym każdego dnia hokejowa brać budzi się z myślą o karierze, spędza dzień sapiąc nienawiścią do bramkarza drużyny przeciwnej, odlicza godziny do kolejnego treningu i zasypia mając nadzieję, że zaproszenie do NHL już zostało wysłane priorytetem. Zanim jednak dotrze, trzeba poradzić sobie z kilkoma „życiówkami”, jakie dotykają wszystkich hokeistów – od Sidney’a Crosby z Pittsburgh Penguins do Szymona Krosbińskiego z Naprzód Hura Koszęcin.
„Nie tato, w tym sporcie nie tylko się leją po pyskach i łamią kości”
Zanim zaczęliście uganiać się za kawałkiem gumy trzymając drewniany kijek i cieszyć się tym jak Agnieszka Radwańska nową rakietą, zapewne wielu z Was musiało najpierw przekonać rodziców, że nie urwą Wam tam nogi, nie zaniedbacie szkoły, a jak nabawicie się kilku siniaków to nie będzie trzeba wzywać śmigłowca ze specjalistycznej kliniki w Szwajcarii. Pewnie wielu z Was musiało uspokajać przerażoną matkę, która widząc was w kasku i z kijem w myślach modliła się do wszystkich możliwych patronów wszystkiego co żyje, żeby chronili was ode złego.
Tatusiowie bywają w tej kwestii bardziej wyrozumiali. Zdarzają się tacy, którzy poklepią chłopaka po ramieniu przed treningiem a mamie rzucą odwieczne „Grażyna daj spokój, to chłop a nie baba. nic mu nie będzie”, ale pewnie i tacy, którzy trzęsą się w tym samym tempie, co szanowna rodzicielka. Tak czy siak, wychodziliście na lód lub rolki i pokazywaliście rodzicom, że ten sport to nie tylko pasja – to życie, sposób na oddychanie, orientacja seksualna.
Grać czy jeść ?
Sprzęt hokejowy jest jak skóra Mariusza Pudzianowskiego – tanio się nie sprzeda. Każdy z Was pamięta zapewne chwile, gdy wchodził do sklepu uradowany, że otaczają go łyżwy, parkany, kije, bluzy, ale spojrzenie na karteczkę z ceną było jak bycie rozjechanym przez wymarzony samochód – niby jesteś blisko tego, czego pragniesz, ale niewiele z tego wynika.
Zbieranie grosika do grosika, sprzedawanie ulubionych płyt, kart kolekcjonerskich, bycie dużo bardziej miłym dla wujka i cioci niż zwykle – to standardowe strategie. Niestety ten problem nie znika w okresie dorosłości – zmieniają się tylko proporcje. Tak czy siak, owoc tak trudny do zdobycia smakuje najlepiej, więc kiedy pewnie nie muszę tu opisywać uczucia, gdy w końcu uzbieramy na ukochany kask, maskę, nowy kij czy rękawice.
Pamiętaj by wysuszyć sprzęt….
Dzięki temu będzie śmierdział tak samo jak przed suszeniem. Tą zasadę stosuje chyba każdy parający się hokejem – co prawda nawet amerykańscy naukowcy nie odkryli jeszcze logiki w tej czynności, ale bądźmy dobrej myśli – od suszenia już tylko krok do faktycznej próby wyprania, wyczyszczenia czy wymycia sprzętu. Nie od razu Kraków zbudowano 🙂
Ten moment, gdy żona/dziewczyna nakryje cię z hokejem…
Wszyscy wiemy, że żaden z nas nie przestaje grać w hokeja w momencie, gdy schodzi z lodowiska. Mózg hokeisty składa się z trzech elementów. Pierwszy odpowiedzialny jest za granie w trakcie meczu lub treningu, drugi za myślenie o hokeju kiedy nie ma meczu lub treningu oraz trzeci, który generuje sny o nas w stroju New York Rangers lub Los Angeles Kings z uniesionym nad głową wielkim pucharem Lorda Stanley’a.
Niestety, jest to powodem wielu sprzeczek z drugimi połówkami, które nie chcą słyszeć komplementów w stylu „Jesteś piękna, jak Owieczkin zanim stracił jedynkę”. Nasza piękniejsza część rodziny nie chce ciągle wysłuchiwać o wczorajszym meczu, wysłuchiwać ryków podczas zdobytej bramki albo niewybrednych uwag na temat sędziego. Nasza rada panowie, to zabranie ukochanej na romantyczny spacer i wypicie z nią lampki dobrego szampana z bardzo drogiego kieliszka.. jak Jonathan Toews, gdy pił szampana z Puchary Stanley’a – ale tego nie musicie jej mówić ;).
Jakie są Wasze największe dylematy? Z czym borykacie się na co dzień, jako fani najszybszej (i nie ukrywajmy, najlepszej) gry zespołowej na świecie? Dajcie znać !