Hokej z reguły nie jest sportem dla przeciętnego wzrostem faceta. Jeśli bez butów facet ma te 170-175 cm od stóp do głowy, to najczęściej jego kariera hokejowa kończy się na lidze piwnej lub marzeniach. Starcia pod bandą przeciwko 180-190 centymetrowym potworom przypominają trochę amerykański wrestling. W jaki sposób radzą/radziły sobie pojedyncze jednostki w NHL, które zapomniały stanąć w kolejce po wzrost?
Mierz wysoko
Najważniejsza jest ambicja. Jeśli ktoś wmawia ci, że jesteś za niski na NHL… to może mieć rację, a może po prostu nie zna odpowiednich przypadków na zaprzeczenie tej teorii. Jednym z najniższych w NHL w ostatnich latach był Amerykanin Nathan Gerbe. Jego wzrost to wymiary przeciętnego przyszłego hokeisty NHL w wieku 15 lat. Nathan ma 163 cm wzrostu.
Nie można odmówić mu ambicji. Owszem, walka przy bandach oraz gra fizyczna są niemal wykluczone, a takie przypadki zbijaków jak Tie Domi zdarzyły się chyba tylko raz w historii. Natomiast ciągła mozolna praca nad tężyzną fizyczną i wytrzymałością oraz wydolnością to klucz do sukcesu. Gerbe nie ma wielkich szans na nie wiadomo jakie osiągnięcia w NHL, ale w lidze grał ładnych kilka lat – wbrew wielu oczekiwaniom.
Miej serce i patrzaj w serce
Niechęć do niskich zawodników objawia się już na wczesnym etapie kariery zawodniczej. Takowe problemy od samego początku miał Martin St.Louis – od całkiem niedawna emerytowana legenda Tampa Bay Lightning. St.Louis nie raz wspominał, jak cierpiał na syndrom „wybierania jako ostatniego” oraz pomijania go w składach na różnych etapach już po samym spojrzeniu trenera w papiery. 173 cm wzrostu.. i wszystko jasne. Średni wzrost jak na faceta.. jak na hokeistę – parę centymetrów mniej i mógłby zagrać w filmie mówiąc „krasnoludem się nie rzuca”.
Spędzając ostatnie dwa lata w New York Rangers, St.Louis zdawał się być nieformalnym kapitanem całej ekipy. Mimo filigranowych rozmiarów, miał posłuch w drużynie, a jego umiejętności techniczne i niesamowite zawzięcie sprawiły, że zyskał uznanie dużo większych od siebie, jak choćby Ricka Nasha, który również miał spore doświadczenie jako lider.
St. Louis zyskał sławę w NHL na początku dzięki swojej szybkości, którą zauważono w Calgary Flames, jednak zakładano tam, że na szybkości się skończy. Nauczyli się na błędach, bo teraz mocno stawiają na równe niewielkiego i przypominającego St. Louisa gracza Johnny’ego Gaudreau. Przejście do Tampa Bay sprawiło, że młody rozpostarł skrzydła i kilka lat później sięgnął na Florydzie po mistrzostwo. Wielki mały człowiek jeszcze przez wiele lat będzie uznawany za jednego z najlepszych zawodników Lightning.
Końskie zdrowie
… to czynnik warunkujący każdą karierę – ale jeśli jesteś małym hokeista, twoja ciągła obecność na lodzie i brak grubej książeczki zdrowia powoduje, że rośniesz w oczach trenera. Takim sposobem (między innymi) niedługo swój 1000 mecz w NHL rozegra Brian Gionta – 37-letni napastnik Buffalo Sabres.
2011-2012 to lata, w których Gionta rozegrał zaledwie ponad 70 spotkań w 2 sezonach, ale nie jest to wielka zadra na kartach jego kariery zważywszy, że 60 i więcej spotkań to jego norma. Co więcej, mimo już podeszłego sportowego wieku, 37-latek w ostatnim sezonie rozegrał prawie 80 spotkań. Ma na koncie już ponad 500 punktów. Niscy zawodnicy dużo łatwiej odnoszą kontuzję, a ich szybkość nie zawsze ich ratuje na dość niewielkim lodowisku NHL.
Dużo piękniej narysowała by się pewnie kariera Daniela Briere. Kanadyjczyk mierzy 174 cm wzrostu, niestety gnębiły go częste urazy, co z kolei powodowało coraz częstsze transfery. Briere obdarzony jest wyjątkowym zmysłem hokejowym, prędkością oraz umiejętnością wykonywania pięknych podań, oraz dobre rozgrywanie bulików. To właśnie zapewniło mu kilkanaście lat pięknej kariery w NHL. Niemal 100 spotkań i prawie 700 punktów.
Bramkarze? nie dziś
Nie ma miejsca w dzisiejszej NHL na niskich bramkarzy. Oczywiście nie wszyscy muszą być jak niegdysiejszy Steve Valiquette (198 cm), ale 180 cm to już taka dolna granica dla golkiperów dzisiaj. Jednak nie zawsze tak było.
W latach 80-tych na NHL zakotwiczył na chwilę jeden z najbardziej lubianych komentatorów NHL (cierpiący aktualnie na nowotwór), Darren Pang, który grając na bramce mierzył… 165 cm wzrostu. Oznacza to że przy ugięciu kolan i przyjęciu postawy obrony bramki, Panger wyglądał w barwach Blackhawks jak Corey Crawford po skurczeniu się w praniu.
O wiele ciekawszym przykładem był natomiast Łotysz Arturs Irbe , najbardziej znany z występów w Carolina Hurricanes. Irbe, mierząc 173 cm wzrostu, postanowił zainwestować w atletykę i akrobatykę oraz giętkość ciała. Jego parady bardzo często składały się z pełnych szpagatów i bardzo efektownych motyli. Arturs grał bardzo nisko na nogach, a prędkością i zwinnością idealnie nadrobił ubytki we wzroście. Ciekawostką jest fakt, ze Irbe był jednym z ostatnich bramkarzy w NHL grających w klatce zamiast maski.
[/betterpay]
Formularz zamówienia
Nazwa | Przelew |
---|---|
Abonament 90 dni | 50 zł |