Dobrze, źle, dobrze, źle, dobrze, źle i w zasadzie o grze Columbus Blue Jackets w tym sezonie moglibyśmy tak pisać ciągle, no a przynajmniej w tym pierwszym miesiącu, który już za nami. Po 14 meczach ekipa z Ohio zdobyła większą połowę z maksymalnej ilości punktów do zdobycia, czyli 15. W Konferencji Wschodniej to dokładnie ósme miejsce. Można powiedzieć, że ligowy średniak. Ale w tym tekście postaramy się przeanalizować grę popularnych „Kurtek”, bo przecież ostatnie dwa sezony to zameldowanie się w najlepszej 16, co nie zdarzyło się w historii tego klubu do tej pory ani razu, a co dopiero będzie jak stanie się to trzy raz z rzędu.
Wiadomo, że podczas całego sezonu, w którym do rozegrania jest 82 mecze, każda drużyna ma wzloty i upadki. Są serie kilku, a nawet kilkunastu wygranych z rzędu, jak również i porażek. Ale Columbus już po pierwszym miesiącu wydaje się być w tym aspekcie szalone. I niestety nie jest to efekt jednego sezonu, bo już w poprzednich zdarzały się takie okresy czasu, ale nie jak to ma miejsce w tym. Zacznijmy od początku, czyli wygrana nad Detroit Red Wings 3:2 po dogrywce. Dobre rozpoczęcie sezonu, choć tutaj po ekipie z Ohio zwycięstwa trzeba było się spodziewać, gdyż Detroit nie jest w gronie faworytów do awansu do PO. Potem przyszła porażka z Caroliną, natomiast dalej nastąpiły dwa przekonujące zwycięstwa 5:2 nad Colorado i 5:4 nad Panthers. I dlaczego po dwóch w miarę dobrych spotkaniach, nagle dostają oni w łeb od Tampy 8:2?
Błyskawica celuje w Puchar Stanleya i zawsze jest groźna, natomiast takiej postawy nie można było się spodziewać. I jak na (nie)złość kolejny mecz to rozbicie Flyers 6:3. No i gdzie tu logika, bo my nie widzimy żadnej. Idziemy dalej, a tam dwie porażki w takim samym stosunku 1:4 z Blackhawks i Coyotes. Następnie szalony mecz wygrany 7:4 z powiedzmy sobie szczerze słabymi Blues w tym sezonie i drugie zwycięstwo z rzędu nad Buffalo 5:4 po dogrywce. Nadszedł rewanż z Detroit na własnym lodowisku i porażka 5:3, a przed nimi uznawany za jeden z najtrudniejszych tripów w NHL, czyli „wycieczka” po Zachodnim Wybrzeżu. Zaczęło się od zaskakującej wygranej nad San Jose 4:1. Mimo, że przez większość spotkania to Rekiny były lepsze, to przyjezdni byli waleczni i wyszarpali ten mecz na swoją korzyść. Po takim spotkaniu pojechali do najsłabszej drużyny w lidze czyli Kings i zgadnijcie co. Przegrali 4:1, a kolejnej nocy ulegli Kaczkom po dogrywce, a więc trip można uznać za lekko nieudany.
https://www.youtube.com/watch?v=afW69r2Ypd0
Columbus jednej nocy potrafią grać jak drużyna, która wskoczy za sobą w ogień i stawi czoła przeciwnikowi, aby na kolejny mecz wyjść pewnym siebie, spuścić nogę z pedału gazu i przegrać. Co więc jest nie tak. Może atmosfera w szatni po zamieszaniu letnim z udziałem Panarina i Bobrowskiego nadal się nie oczyściła. O tej sytuacji pisał Adrian Kowal już chwilę temu, ale być może to jest jednym z powodów dlaczego drużyna jest tak niestabilna. Z pewnością problem jest słaba gra w przewadze, a przecież niecałe dwa lata temu każdy podziwiał jak Tortorella ustawił Jackets, że gdy przeciwnik łapał karę to zdecydowanie mógł spodziewać się straty bramki. W tym sezonie pod tym względem zajmują oni zaszczytne ostatnie miejsce. Gdyby choć jeszcze podczas gry w osłabieniu bronili dobrze, a oni zaledwie są 23 w tym aspekcie. Tortorella mówił, że nie chce robić z tego wahania formy czegoś wielkiego, ale też nie można powiedzieć zawodnikom, że jest w porządku, bo faktycznie nie jest. I tu się z nim zgadzamy.
Nawet jeśli już coś osiągniesz trzeba iść dalej naprzód – tak wypowiadał się w tym sezonie trener Kurtek. Seth Jones po wygranej z San Jose powiedział: „Dobrze jest być stabilnym, nie można grać jeden dobrej gry, dwóch słabych i tak w kółko. Potrzeba mentalności wygrywania oraz przygotowania się maksymalnie do każdej gry”. Kapitan Nick Foligno wypowiada się w dosyć podobny sposób: „Musimy oczyścić atmosferę i znaleźć odpowiednią chemię, by być lepszym jako zespół. Tylko to jest sposób na to, abyśmy dla każdego rywala byli twardym orzechem do zgryzienia”. Do składu powrócił Pierre-Luc Dubois i już w pierwszym meczu zanotował swoja obecność niestety nie tylko zdobytymi dwoma bramkami, a również głupimi i niepotrzebnymi karami. Do zdrowia jak na razie powrócił Murray, co z pewnością jest dobrą informacją dla wszystkich sympatyków Kurtek. Warto też wspomnieć o Anthonym Duclair, który latem zasilił zespół z Ohio i powoli naprawdę zaczyna się spłacać.
Columbus Blue Jackets nie wygrali lub nie przegrali więcej niż dwóch gier z rzędu w tym sezonie. Przy tak długim i wyczerpującym sezonie taki styl raczej nie wróży niczego dobrego. Columbus ma jedną z najniższych średnich wieku w tym sezonie, więc przed tymi de facto młodymi chłopakami jeszcze sporo do osiągnięcia. John Tortorella podpisał nowy kontrakt i mimo swoich ekstrawertycznych metod i wypowiedzi, wydaje się, że jest on w stanie postawić tę drużynę na nogi i nawet coś z nimi wygrać. W zeszłym sezonie przegrali z Capitals 4-2, ale naprawdę momentami byli o wiele lepsi, niż aktualni tryumfatorzy Stanleya. Po prostu doświadczenie wzięło górę. To dopiero początek sezonu i może nie ma co siać paniki, ale z czasem będzie trzeba się ustatkować i na pewno wiedzą to wszyscy z Ohio…
Jako fan kurtek dorzucę parę słów. To że grają w kratkę to nic nadzwyczajnego w tej lidze. Połowa ligi przecież tak gra. Ważne żeby być cały czas punktowo na poziomie ciut powyżej 50% to gwarantuje kontakt z pozycją dająca playoff. I na takiej pozycji są właśnie. Jasne że mogli więcej punktów zdobyć ale nie ma co roztrząsać. Popatrzmy jak było. Dwa lata temu znakomity RS i szybka porażka w pierwszej rundzie z Pingwinami. Rok temu już nie tak znakomity RS ale za to trochę lepsze wrażenie w playoffach mimo szybkiego odpadnięcia. W tym roku RS może być jeszcze słabszy byle tylko się doczołgać do playoff. Ale za to wtedy mogą dopiero odpalić Armatę!!!? Tortorella to dobry trener spokojnie da radę chłopaków poustawiać.
Comments are closed.