Mistrzostwo Washington Capitals to dla mnie jeden z najpiękniejszych sportowych obrazków ostatnich lat, a na pewno jeśli chodzi o NHL. Oczywiście inne zdanie będą mieć na ten temat kibice Penguins, Blackhawks czy Kings, którzy mieli okazję świętować niejedne sukcesy swoich ekip, natomiast dla postronnego obserwatora – cóż, dawno nie mieliśmy tak wzruszającego zakończenia. Mam świadomość, jak trudną i delikatną sztuką jest przykładanie miarki do sukcesu, mimo to spróbuję podjąć się tego zadania: dosłownie godziny temu zakończył się finał NBA. Zakończył się tak, jak wszyscy zakładali nie tylko przed początkiem finałów, ale i całego sezonu. Golden State Warriors z łatwością ograli Cleveland Cavaliers. Obserwując reakcje Wojowników nie dało się dostrzec na ich twarzach euforii – to była raczej stonowana, bo spodziewana radość. Piłkarze Realu Madryt fetujący trzecią z rzędu wygraną Ligę Mistrzów? Bardzo podobna historia, tak samo New England Patriots zgarniający ileś tam Superbowl w erze Toma Brady’ego. Broń Boże nie tworzę wpisu z gatunku please like my sport – absolutnie nie chodzi mi o udowadnianie wyższości NHL nad piłką nożną, futbolem amerykańskim bądź koszykówką, po prostu zwracam uwagę na wyjątkowość akurat tego mistrzostwa Capitals. Zaryzykuję, że poprzednio tak gigantyczny wymiar miał tytuł baseballistów Chicago Cubs z 2016 roku, którzy przełamali wówczas legendarną 108-letnią mistrzowską klątwę.

Z całą pewnością nie potrafię opisać smaku tego Stana. Właściwie to w ogóle nie potrafiłbym go opisać, wszak jeszcze nie doczekałem się tytułu mojej drużyny i pewnie długo go nie uświadczę. Mogę sobie tylko wyobrazić jak wspaniale muszą czuć się ci zmaltretowani ciągłymi porażkami fani Stołecznych, jak słodko dziś śpią. Capitals nie zdobyli Pucharu tylko w wymiarze sportowym. Ich tytuł ma całą masę warstw, różnorakich płaszczyzn, które w pełni zrozumie tylko ktoś będący z tą drużyną od lat. Pamiętacie tekst mojego redakcyjnego kolegi Mateusza Kinica pt. „Cierpienia nie tak młodego kibica Capitals”? Dziś na szczęście jest już nieaktualny, można wrzucić go do kosza i nigdy więcej nie wyciągać na wierzch, acz przez lata dopisywaliśmy coraz to bardziej upokarzające dla Caps rozdziały. Tylko ktoś kto nie ma serca mógłby zbyć finałowe obrazki machnięciem ręki, stwierdzić, że to nic ciekawego. Mieszanina euforii, ulgi, zmęczenia i radości w najczystszej ludzkiej postaci widoczna na twarzach Aleksandra Owieczkina, Nicklasa Backstroma, Barry’ego Trotza czy nawet właściciela klubu Teda Leonsisa – byłem autentycznie wzruszony. Tak długo na to czekali, tak mocno na to pracowali…

Właśnie Owieczkinowi należy poświęcić osobny akapit. Przecież ten gość już dawno mógł się poddać. Miał cały wachlarz możliwości. Po którejś z nieudanych przygód w play-off mógł zerwać kontrakt z Waszyngtonem i wzorem Ilji Kowalczuka zwinąć się do KHL. Też zarabiałby walizkami dolarów, a byłby u siebie w domu, w dodatku co roku walczyłby z Rosją o mistrzostwo świata i pojechałby na igrzyska. Mógł zażądać transferu do innej drużyny z NHL – takiej, która dawałaby większe szanse na Puchar Stanleya. Wreszcie mógł zostać sobie w stolicy, ale już z zupełnie innym nastawieniem – mógł odcinać kupony, grać na pół gwizdka do końca długiego i lukratywnego kontraktu będąc wewnętrznie pogodzonym z losem. Tyle razy niczym Syzyf pchał głaz pod górę i tyle razy wraz z nim staczał się na sam dół… Tymczasem Aleks za każdym razem się podnosił, ocierał pot z czoła, podwijał rękawy i podejmował kolejną próbę. Kompletnie nie kupuję opowieści, że

__________________________________

Aby czytać dalej

Wybierz jedną z opcji abonamentu i ciesz się nieograniczonym dostępem do serwisu. NHL w PL to miejsce naszej pracy. Traktuj nas jak gazetę lub magazyn. Dziennik lub miesięcznik, przy tworzeniu którego działa wiele osób za określone wynagrodzenie. 10 złotych za miesięcznik złożony z 100 stron (średnia ilość artykułów w portalu) to uczciwa cena.

Możesz nam zaufać! Współpracujemy z uznanymi na polskim rynku markami jak TVP, czy wydawnictwo SQN, a o naszej rzetelności i bezpieczeństwie całego procesu świadczą już setki sprzedanych przez nas abonamentów. Płatność jest prosta i intuicyjna ale w razie wątpliwości w FAQ zobaczysz jak wygląda proces zakupu. Zapraszamy do działu z darmowymi artykułami gdzie będziesz mógł przekonać się, że naprawdę warto w nas zainwestować.

Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 30 dni22 zł
Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 90 dni50 zł
Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 180 dni90 zł

4 KOMENTARZE

  1. Odnośnie Owieczkina – w zeszłe wakacje wykonał tytaniczną pracę. Wziął się za siebie, pozbył się zbędnego brzucha i przycisnął całkowicie – tak, by nikt mu nic nie mógł zarzucić. Wystarczy popatrzeć na statystyki.
    W zeszłe wakacje Trotz nawet będąc w czasie wakacji w Rosji spotkał się z nim, panowie szczerze porozmawiali i to był ten moment, który nieco zmienił podejście Owieczkina. Także w tym sezonie grał hokej życia, mimo że w golach nie dorównał samemu sobie, i był hokeistą dojrzalszym i kompletniejszym 🙂

  2. Choć kibicowałem Vegas, wspaniale było zobaczyć Owieczkina z Pucharem. Naprawdę super się stało, że tak wielki zawodnik wreszcie doczekał sezonu, w którym zagrał wielkie playoffy i wreszcie pociągnął za sobą cały zespół. A Vegas życzę, by w kolejnym sezonie potwierdzili, że ten sezon to nie był tylko „wybryk natury” – na ich sukcesie zyska cała liga.

  3. Owieczkin był wytrwały i się doczekał. Trzynaście długich lat ale sen się spełnił. Ciekawe ile lat będzie musiał czekać Connor McDavid? Narazie jest 3. Ja stawiam tezę że z Edmontonem nigdy się nie doczeka pucharu.

  4. Pięknie napisane,nic dodać nic ująć ?.Ovi jest Wielki, Waszyngton są mistrzami, wakacje należą do nich.

Comments are closed.