Wyrównana Liga. Każdy może wygrać z każdym. Wszyscy żyjący w przekonaniu, że passa kilku wygranych wywinduje ich na pozycję gwarantującą udział w playoffach. O taką NHL od lat walczył jej komisarz Gary Bettman. Senna wizja 65-letniego prawnika konsekwentnie przeistacza się w rzeczywistość od Lokautu II w 2005 roku, a jej perfekcyjne wydanie obserwujemy we właśnie trwającym sezonie.

Jeżeli śledzicie jakąkolwiek inną dyscyplinę poza hokejem w północnoamerykańskim wydaniu z pewnością gołym okiem dostrzegacie różnicę w sposobie na sprzedanie ligi kibicom. Marketingowcy od NBA opierają dziś swoją strategię na poszczególnych gwiazdach, ewentualnie magicznych tercetach, których nie brak w przynajmniej paru klubach. NFL sprzedaje się sama, tenis stawia na starcie pokoleń: weterani jak Federer, Nadal kontra młoda generacja dopiero wchodzących zawodników. Przykłady możemy mnożyć, chodzi o to, że NHL stara się być wierna konserwatywnemu podejściu do zawodowego sportu. Ludzie hokeja uwielbiają hasła typu: „liczy się herb z przodu bluzy, a nie nazwisko na plecach”, itp. Stawiamy na zespołowość, na drużynę, na braterstwo. Nie twierdzę, że to błąd – zwyczajnie stwierdzam fakt. Sposób opakowywania Ligi bezpośrednio łączy nam się z jej obecnym poziomem sportowym. Wszystkich możemy z grubsza wrzucić do jednego worka.

Minęła pierwsza ćwiartka sezonu, a czy ktoś z Was jest w stanie wymienić chociaż pięć drużyn, które jawią się jako poważny kandydat do mistrzostwa? Mamy Tampę, grającą świetnie od samego startu. Lightning trzymają bardzo wysoki i równy poziom, kroku próbują dotrzymać im St. Louis Blues, ale reszta? Niepełnosprawna obrona Toronto, skacowany Pittsburgh, Columbus niesione na plecach Bobrowskiego, Janusze z Vegas? Wybaczcie, jednak jak na razie pozostanę sceptykiem. Każda z ekip znajdująca się w czołówce ma jakiś feler: albo wyraźny kadrowy brak, albo serię fatalnych meczów napotkaną gdzieś po drodze. Płaska jak deska tabela ani trochę nie przekłamuje obrazu NHL – nie ma dominatorów, ale nie ma też totalnych golasów. Niech żyje klasa średnia!

Gdybyśmy nie znali

__________________________________

Aby czytać dalej

Wybierz jedną z opcji abonamentu i ciesz się nieograniczonym dostępem do serwisu. NHL w PL to miejsce naszej pracy. Traktuj nas jak gazetę lub magazyn. Dziennik lub miesięcznik, przy tworzeniu którego działa wiele osób za określone wynagrodzenie. 10 złotych za miesięcznik złożony z 100 stron (średnia ilość artykułów w portalu) to uczciwa cena.

Możesz nam zaufać! Współpracujemy z uznanymi na polskim rynku markami jak TVP, czy wydawnictwo SQN, a o naszej rzetelności i bezpieczeństwie całego procesu świadczą już setki sprzedanych przez nas abonamentów. Płatność jest prosta i intuicyjna ale w razie wątpliwości w FAQ zobaczysz jak wygląda proces zakupu. Zapraszamy do działu z darmowymi artykułami gdzie będziesz mógł przekonać się, że naprawdę warto w nas zainwestować.

Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 30 dni22 zł
Anuluj
Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 90 dni50 zł
Anuluj
Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 180 dni90 zł
Anuluj

13 KOMENTARZE

  1. Szczerze mówiąc, osobiście wolę mieć wyrównaną ligę niż oglądać taką, w której jedna czy dwie drużny na przestrzeni paru lat będą cały czas dochodzić do finałów (patrz NBA). Czas tylko zmienić w końcu format tych playoffs.

    • Mam podobne zdanie. A mnie osobiście męczy w PO format grania długich Overtime aż do skutku. Generalnie można tę fazę sezonu pewnie jeszcze bardziej uatrakcyjnić.
      Z tą loterią draftową też mi się podoba. Nie wiem co atrakcyjnego jest w tankowaniu i meczach, które nie mają tak naprawdę sensu. Wolałbym już chociaż walkę o rekordy klubowe, statystyki, punkty etc.

      • No widzisz, a duże grono kibiców wprost uwielbia ten „overtime hockey” w playoff, uznając go za element wyjątkowy i wyróżniający Ligę na tle innych sportów amerykańskich. Osobiście też jestem fanem, nie widzę wielu lepszych rzeczy niż trzecia dogrywka o szóstej rano, a za 1,5h trzeba meldować się w pracy 😉

  2. Ze wszystkim należy się zgodzić (ja się zgadzam) tyle, że kłam tym wszystkim wywodom zadają pingwiny, bo gdyby tak było dwa razy z rzędu (a może i trzy kto wie?) nie powinna, a wręcz nie może, wygrać ta samo drużyna.

    • To prawda, w ogóle biorąc na tapetę listę zwycięzców z ostatnich 9 lat mamy bardzo wąskie grono:

      2009 – PIT
      2010 – CHI
      2011 – BOS
      2012 – LAK
      2013 – CHI
      2014 – LAK
      2015 – CHI
      2016 – PIT
      2017 – PIT

      3x Pittsburgh, 3x Chicago, 2x Los Angeles, raz Boston (+ BOS raz w przegranym finale).

      A więc teoretycznie jest ciasno, każdy może pokonać każdego, a w praktyce w playoff triumfują tylko wybrani. Nie wiem, czym to tłumaczyć.

      • Można to wytłumaczyć chyba ogólnym stwierdzeniem, że każda drużyna, odpowiednio z bilansowana, z paroma świetnymi graczami i dobrymi uzupełnieniami, ma swój czas i potwierdza, że można sięgnąć po parę tytułów w krótkim czasie. Nie trzeba wcale sprowadzać samych gwiazd by zgarnąć tytuł (nie, żeby się tak dało w NHL, ale wychodzi na to, że po co?). Teraz w NBA jest tendencja gwiazd, które przechodzą do ekip je zbierających, które miały wcześniej już jedną czy dwie (patrz Golden State, Oklahoma City). Przez to, że kilka drużyn zgarnęło największe gwiazdy panuje tam spory dysonans. Aczkolwiek nie rozpiszę się już nad tym, jak niektóre drużyny są prowadzone; narzekamy na naszym hokejowym podwórku, ale mam wrażenie, że tam niektóre teamy są w relatywnie jeszcze gorszym stanie. Porównując Chicago 2010 i 2015 lub Pittsburgh 2008 i 2016/17 można stwierdzić, że dobrym corem i sprowadzeniem porządnych gości do głębii można w szybki czasie powrócić do realnej walki o puchar. I cóż, powracam do punktu wyjścia. Jedna runda w playoffach czy inne zdarzenie i rezultaty mogłyby być inne, lecz może los nie bywa aż tak przewrotny.

  3. Oczywiście każdy ma prawo do subiektywnej oceny,ale poprzedni sezon w NBA,a szczególnie PO były tragifarsą.Cieszmy się tym co mamy w NHL,bo ostatnią rzeczą jaką byśmy chcieli to właśnie napompowany balonik,który może dobrze wygląda dla zwykłego zjadacza chleba,ale dla nas byłby katorgą.

    • Przypomina mi się wypowiedź Sir Aleksa Fergusona o krowie. „Patrzysz na pole, widzisz krowę sąsiada i myślisz, że jest lepsza niż krowa na twojej własnej działce. A to wcale tak nie działa”. Coś na wzór polskiego powiedzenia; wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma… Z pewnością sezon zasadniczy NBA to nudy na pudy, ale trochę zazdroszczę takiej rywalizacji jaką toczą GSW z CLE.

      • Zależy od której strony spojrzymy na to jako rywalizacje.Medialnie może i owszem,ale sportowo to już zaczyna być powoli sprawa dyskusyjna.Ostatnie finały były jednak mocno jednostronne – owszem „story mode” można zawsze kręcić,ale wielu kibiców było mocno zawiedzionych.Chyba pierwszy raz w historii było tak wiele negatywnych głosów po zakończeniu ostatniego meczu.NBA stała się mocno jednowymiarowym produktem i sam jestem ciekawy co zrobią żeby to zmienić.Zapewne skrócenie sezonu zasadniczego i powrót do formuły „best of five” w pierwszej rundzie PO byłyby dobrymi posunięciami.Osobiście raczej z sentymentu sprawdzam tam wyniki,bo już kilka lat temu doszedłem do wniosku,że NHL jest zdecydowanie bardziej interesująca – oczywiście co kto lubi 🙂

        • Jestem w tej samej „drużynie”. Dużo zostało napisane już więc nie będę powielał słusznych racji tu podnoszonych przez użytkowników. Zmienić należy format play-off, na nowocześniejszy. Sama liga jest lepsza niż NBA, ciekawsza dla przeciętnego widza.

  4. Golden State z Cavaliers zaczyna się robić nudne jak kolejne Gran Derbi. Lige mamy jak najbardziej ok, zmienić tylko format PO: 1 w danej konferencji z 8, 2 z 7 itd. bo wewnątrz dywizyjne boje jest już nudne.

  5. Pisałem już w którymś z poprzednich artykułów, że tak naprawdę wystarczyłoby punktować w systemie 3 pkt zwycięzca w regulaminowym czasie gry, 0 pkt przegrany, 2 pkt zwycięzca po dogrywce/karnych, 1 pkt przegrany w takim układzie. Teraz jak jest remis po powiedzmy 52 minutach większość drużyn ,,ślizga się” do końcowego gwizdka, żeby zdobyć na pewno ten 1 pkt, a ,,może przy okazji” jeszcze drugi.
    System playoffowy z kolei jest tak skopany jak Najman po gali KSW. No ileż można męczyć te rywalizacje PIT-WSH czy LAK-ANA? Po mojemu kibic co roku ma wrażenie, jakby oglądał mecz z odtworzenia, a nie coś nowego.
    To, że NHL jest konkurencyjna to znakomita sprawa (piękna jest, kiedy taki PIT jedzie na pewniaka do np: DAL i dostaje oklep 😛 ). Problem w tym, że jest to robione w sposób sztuczny.

    • Ileż można ględzić o formacie play-off? NHL ma Ciebie daleko i głęboko. Dla nich liczy się ichni Janusz. A jego bardziej kręci lokalna rywalizacja niż mecze z ekipa z drugiego końca świata (czyt. dwa stany dalej).

Comments are closed.