Ryan Reaves w Pittsburghu szybko znajduje nowych przyjaciół w szatni i masę fanów na trybunach. Niemniej nie zapomina o swoich starych znajomościach i najlepszym przyjacielu z Blues, Władimirze Tarasenko.
W Pittsburghu transfer Reavesa przyjęto delikatnie mówiąc ze średnim entuzjazmem. Postać twardziela o wątpliwych zdolnościach ofensywnych wiązała się z w większości negatywnymi opiniami kibiców. Menadżer mistrzów, Jim Rutherford, kolejny raz dobrze wiedział, co robi ściągając Reavesa do Pittsburgha. Z tego, co zyskują Penguins zdawał sobie sprawę także najlepszy eksklubowy kolega Reavesa – Tarasenko.
Każdy z europejskich zawodników, którzy lądują po raz pierwszy na amerykańskiej ziemi bez znajomości języka zyskuje swojego mentora, który ma pomóc mu nauczyć się języka, kultury. Takim mentorem był np. Siergiej Gonczar ściągnięty do Penguins w czasach debiutanckich sezonów Jewgienija Małkina. Blues w sezonie 2012/13, kiedy po raz pierwszy Tarasenko pojawił się w St. Louis, znaleźli dla Rosjanina nietypowego przyjaciela, a w zasadzie to Tarasenko znalazł sobie go sam. Był nim właśnie Reaves.
Wtedy tylko rosyjski prospekt, dzisiaj jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci ligi, wylądował w USA z bardzo ograniczoną znajomością angielskiego. Władimir próbował wpasować się w nowe realia. Dwa dni po swoim debiucie w meczu z Detroit Red Wings, w którym strzelił dwa gole, samolot Blues odlatywał na kolejne ligowe spotkanie z Nashville. To właśnie ten lot był początkiem przyjaźni Reavesa z Tarasenką. Przez następne pięć lat Kanadyjczyk był najbliższym przyjacielem Rosjanina, a ich znajomość nie zatarła się nawet po transferze Ryana do Pittsburgha. Pierwsze, co zrobił Tarasenko po wylądowaniu w Mieście Stali na pierwsze spotkanie sezonu zasadniczego było spotkanie właśnie z Reavesem.
Nowy zawodnik Penguins wspomina początki tej znajomości: „Przed lotem zauważyłem, że szuka miejsca w samolocie, a obok mnie akurat było jedno wolne miejsce. Spojrzał na nie, ale ostatecznie je minął, po czym wrócił. Powiedziałem do niego 'Hej, szukasz miejsca?’, on odpowiedział 'Tak’, powiedziałem, żeby usiadł i graliśmy w gry video przez cały czas lotu do Nashville. Potem powiedział mi, że bał się usiąść obok mnie. Mówił, że 'miałem tatuaże i jestem wielkim gościem oraz że w Rosji nie miał okazji widzieć zbyt wielu czarnych ludzi’. Wydawało mi się, że poniekąd go zastraszyłem. Ale gdy rozmawia się ze mną sam na sam to nikt takiego wrażenia już raczej nie ma i myślę, że to pomogło”.
Reaves, który w Blues stoczył 57 walk przez ostatnie siedem sezonów, nie przestał rozmawiać z Tarasenką po feralnym locie. Co prawda w szatni nie zostali usadzeni obok siebie, ale nie dzieliła ich zbyt wielka odległość. Pozwoliło to Reavesowi na pomoc Rosjaninowi w nauce angielskiego.
– Trener coś mówił i Vladi nie miał pojęcia o co chodzi albo po prostu nie rozumiał jakiegoś słowa i pytał mnie: „Co to znaczy?”. Mówiłem mu wtedy o co chodzi. Przechodziliśmy to codziennie i po pewnym czasie to on zaczął mnie uczyć pewnych rosyjskich słówek. Za każdym razem kiedy uderzał krzyczałem „alle”, co znaczy „cześć” po rosyjsku. Mówiłem to za każdym razem z nadzieją, że uda mu się zdobyć bramkę” – wspomina Reaves.
Tarasenko i Reaves mieli także swoje wspólne przedmeczowe rytuały, na które czekali fani zgromadzeni w Scottrade Center. Kiedy Reaves rozciągał się przy niebieskiej linii, Tarasenko podjeżdżał do niego i zderzali się razem ramionami. Była także masa specjalnych uścisków dłoni w szatni i poza nią…
– Wchodziło to w naszą rutynę. Mieliśmy swój uścisk dłoni podczas gry w piłkę, inny podczas wyjścia na rozgrzewkę, jeszcze inny kiedy byliśmy na lodzie, no i ta mała rzecz podczas rozgrzewki… W każdym tygodniu robiliśmy nowe rzeczy i jakoś tak było… – zdradza obecny zawodnik Pens.
Teraz Tarasenko już biegle włada angielskim i sam może wyrazić swoją opinię o Reavesie. – Reavo to pozytywny gość. Jest szczery. W Rosji bardzo doceniamy ludzi, którzy są z tobą szczerzy. Zawsze był dla mnie świetnym kolegą i byliśmy przyjaciółmi praktycznie od pierwszego dnia. Nasza praca jest ciężka, nie jest najcięższa na świecie, ale takie rzeczy jak nasza znajomość wnoszą pozytywną energię i emocje, szczególnie przed meczami – mówi Rosjanin.
Reaves i Tarasenko nie będą się już ze sobą widywać codziennie, ale to, co przeszli razem już nigdy nie zostanie zatarte. Dlaczego dla Reavesa tak ważna była relacja z Rosjaninem? – Ciężko powiedzieć. Myślę, że wszystko zaczęło się od tego, że masz w zespole gwiazdę, którą trzeba ochronić. Myślę, że dużą częścią tego zadania jest to, aby czuł się on komfortowo. Nie chodzi tutaj tylko o chronienie go na lodzie, ale także troszczenie się, aby poza lodem było wszystko okej. Nie chcesz w zespole mieć gościa, który siedzi w szatni, z nikim nie rozmawia i nie jest szczęśliwy. Myślę, że tak po prostu jest – gdy weźmiesz kogoś pod swoje skrzydła, to przyjaźń jest po prostu kwestią czasu.
Teraz dawkę tej pozytywnej energii od Kanadyjczyka otrzyma szatnia Penguins, a w zasadzie już otrzymała… Wystarczy tylko spojrzeć na zdjęcie z konferencji prasowej Reavesa w szatni Pens, wyglądał on wówczas tak:
Mając na głowie kask Pittsburgh Steelers Reaves odnosił się do występu przeciwko Nashville Predators, w którym zanotował dwie walki oraz jedną bramkę.
Liga potrzebuje takich zawodników jak Reaves. Twardzieli, którzy w odpowiednim momencie rzucą się w obronie swoich kolegów z drużyny, ale także potrafią dołożyć bramkę w ofensywie oraz przede wszystkim kreują świetną atmosferę w szatni, która naprawdę jest piekielnie ważna kiedy spędza się ze sobą niemal osiem miesięcy na zasadzie codziennego kontaktu.
Enforcer to niezbyt dobre określenie dla Reavesa, ponieważ nie jest on typowym gościem, który zajmuje miejsce w składzie tylko po to, aby tylko zrzucić rękawice. Reaves odgrywa znacznie większą rolę, zarówno na lodzie jak i poza nim. Jedno jest pewne – w Pittsburghu problemów ze znalezieniem przyjaciół również mieć nie powinien.