David Legwand był pierwszym wydraftowanym przez Nashville Predators zawodnikiem i wciąż jest posiadaczem wielu klubowych rekordów. Teraz już w roli kibica wspiera klub, w którym spędził większość kariery w NHL i wciąż wierzy w jego końcowy sukces!
Gratulacje, Nashville. Finały Pucharu Stanleya – nie ma miasta, które zasługiwałoby na nie bardziej.
Oglądanie Predators w tym sezonie to był prawdziwy przywilej – wślizgnięcie się do playoffów, wygranie tych meczy, zdobycie goli wtedy, kiedy znaczyły najbardziej, zmiecenie Blackhawks z playoffów w pierwszej rundzie… niesamowite rzeczy. I naprawdę, z tak utalentowanym składem drużyny oraz sztabem trenerskim, znalezienie się przez Nashville w finałach to była tylko kwestia czasu.
Ale nie zawsze było tak pięknie. Dotarcie do tego miejsca zajęło Predators wiele lat i dużo cierpliwości. Nie muszę tego jednak mówić fanom Nashville. Wszyscy pamiętamy, jak to było na początku.
Nie miałem pojęcia czego się spodziewać, kiedy Predators wybierali mnie z numerem drugim w drafcie NHL w 1998 r.
Pamiętam, jak mnie pytali „Jak to jest być pierwszym wybranym graczem przez Nashville Predators w historii?”
Nie znałem na to odpowiedzi. Co słowo 'Predator’ tak naprawdę znaczy? Jest milion drapieżników. A ja nie wiedziałem jak to jest być pierwszym wybranym graczem przez nową drużynę – ani tak właściwie przez starą. Przecież nie byłem draftowany wcześniej. Kiedy to wszystko się działo, miałem 18 lat. Chciałem tylko spocząć gdzieś i grać w hokeja.
To co wiedziałem na pewno, to że będę grał w drużynie z ekspansji, a ja nigdy nie byłem w Nashville i nawet za wiele o tym miejscu nie słyszałem. Hokej był tam czymś nowym, więc nie wiedziałem czy miasto nas pokocha czy może nie będą nawet wiedzieć o naszym istnieniu.
Moim jedynym zadaniem było grać w hokeja i byłem tym podekscytowany.
Kiedy we wrześniu 1998, pojawiliśmy się na pierwszym obozie przygotowawczym, wszystko było zupełnie nowe. Skład drużyny praktycznie nie istniał aż do dnia przed moim draftem, kiedy to w wyniku expansion draft Nashville wybrało 26 graczy. Bycie częścią nowej franczyzy, bez tradycji czy utartego sposobu wykonywania rzeczy, było dziwnym odczuciem. „Sposób Drapieżników” mógł być czymkolwiek chcieliśmy, żeby był.
Niektórzy eksperci mówili, że nasze szanse na szybki sukces są niewielkie, ale próbowaliśmy nie słuchać nikogo z zewnątrz. Szybko zgraliśmy się jako drużyna, bo tak jak mówiłem, wszystkim zależało tylko na graniu w hokeja. To była jedyna rzecz, nad którą mogliśmy zapanować.
Ale co z Nashville? Czy to miasto naprawdę zaakceptuje drużynę hokejową? Ludzie mówili, że to tylko wielkie miasto country – Johnny Cash i ich lokalny 'square dancing’. Wiedziałem, że rok wcześniej franczyza footballu -Titans (wtedy jeszcze znaną jako Oilers), przeniosła się tutaj z Houston, a miasto dobrze ją przyjęło, ale czy podziała to tak samo z hokejem?
Byliśmy drużyną z ekspansji jeszcze przed erą czapki płac, co oznaczało, że czasami stawialiśmy czoła drużynom z trzykrotnie lub czterokrotnie większą sumą wypłat niż nasza. Ale dla nas było to jak wyzwanie, któremu musieliśmy sprostać. W końcu statystyki nie będą wskazywać tego kto zarabia więcej.
Każdej nocy wychodziliśmy i dawaliśmy z siebie wszystko. Drużynę spajali tacy gracze jak nasz kapitan – Tommy Fitzgerald oraz Bob Boughner, Greg Johnson, Andrew Brunette i Drake Berehowsky. Tak, byliśmy zupełnie nową ekipą, ale nie minęło wiele czasu, zanim zaczęliśmy grać razem jak spójny zespół. Tamtego roku wygraliśmy 28 meczy. Nie było to dużo, ale mieliśmy wymówkę bycia nową drużyną, wiedzieliśmy jednak że na długo ona nie wystarczy.
W oczach Barry’ego Trotza – naszego trenera i Davida Poile’a – naszego menadżera generalnego, nigdy nie byliśmy zespołem z ekspansji. I myślę, że fani Nashville doceniali to. Chcieliśmy być zwycięzcami, a nie robić wymówki dlaczego nie wygrywamy. Wiedzieliśmy, że to nie będzie dla nas łatwe, musieliśmy po prostu wykazać się odpornością. Myślę, że podejście, które mieliśmy wtedy, jest takie samo jak w dzisiejszej organizacji Predators.
Zajęło to sześć lat, przez tyle czasu fani Nashville nas wspierali zanim udało nam się dostać do playoffów.
Pamiętam wyjeżdżanie na lód w meczu nr 3 naszej pierwszej serii, jakby to było wczoraj Dopiero co wróciliśmy z Detroit, gdzie przegraliśmy oba mecze. W tamtym czasie Red Wings byli naszymi największymi rywalami. Nie wiedziałem jakiej atmosfery się spodziewać, ale ponieważ przegrywaliśmy, martwiłem się, że fani nie będą tak zachwyceni pierwszym meczem w historii franczyzy na własnym lodzie.
Niepotrzebnie się martwiłem.
Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek jeszcze usłyszę coś tak głośnego jak tamtej nocy na arenie. To było jak erupcja wulkanu, jakby wszystkie te sezony frustracji zebrały się na jeden potężny wybuch. Nigdy nie wątpiłem w miłość fanów Nashville do ich drużyny, ale tej nocy byli najlepszymi fanami w całym sporcie.
„Ciesz się chwilą”.
Być może jako pierwszy powiedział to coach Trotz albo jeden z starszych graczy, nie pamiętam. Ale w moim umyśle te słowa były niesamowicie ważne. Ciesz się chwilą. Ciesz się tym, że coś osiągnąłeś – nawet jeśli krótko to trwa.
Wygraliśmy kolejne dwa mecze i wyrównaliśmy serię, ale nie udało nam się wyjść z pierwszej rundy. Jednak nigdy nie straciliśmy pewności siebie – ani naszego celu. I to po tym meczu nr 3 uświadomiłem sobie że im lepiej graliśmy tym więcej energii otrzymywaliśmy od fanów, a i im więcej energii od nich dostawaliśmy, tym lepiej graliśmy. Czerpaliśmy z siebie nawzajem. Przez następną dekadę spędzoną w Nashville, starałem się upewnić, żeby kibice zawsze wiedzieli, że dajemy z siebie wszystko.
Był to długotrwały i bolesny proces, ale nasza drużyna stawała się lepsza i zachodziła coraz dalej w playoffach. Z każdym sezonem baza fanów w Nashville stawała się większa i bardziej zaangażowana.
W moich 956 meczach sezonu zasadniczego i 47 meczach playoffów jako Nashville Predator, widziałem jak miasto z drużyną z ekspansji stało się prawdziwym hokejowym miastem, a nowa franczyza przekształciła się w stałego kandydata w mistrzostwach.
Tak, Nashville bardzo się zmieniło odkąd przybyłem tam 20 lat temu. Myśląc o tym wydaje się to szalone. Nadal są bary Tootsie i Legends, i Broadway i pieczony kurczak, ale jest tak wiele nowych i ekscytujących wydarzeń – wspaniała kultura i świetni ludzie, a teraz naprawdę dobra drużyna hokejowa.
Nashville na to zasługuje, a fani długo tego wyczekiwali.
Więc 'ciesz się chwilą’, Nashville. Są gracze, którzy całą swoją karierę spędzili goniąc za tym doznaniem. Są fani, którzy czekali jeszcze dłużej. Kto wie, czy to się jeszcze powtórzy.
Cieszcie się każdą częścią tego i pamiętajcie o ogromnym wkładzie pracy, który was tutaj zaprowadził. To nie było łatwe, a będzie tylko trudniej.
Wstańcie, bądźcie głośni i przyszykujcie się na walkę.
To najważniejszy etap z nich wszystkich. Teraz nadszedł czas, żeby pokazać światu, że nie ma takiego miejsca jak Smashville.
Do dzieła Predators!
NHL w PL nie rości sobie praw do oryginalnej treści powyższego tekstu i materiałów foto. Materiał jest przetłumaczony w celu przybliżenia polskim kibicom NHL wiadomości ze świata najlepszej ligi hokejowej. Tłumaczenie jest własnością intelektualną NHL w PL.