Dlaczego w zasadzie kochamy NHL? Piękno hokeja, jako dyscypliny? Gwiazdy w każdej drużynie, które przyciągają uwagę fanów? Tempo akcji? Bójki? Podejrzewam, że gdyby zadać to pytanie każdemu z Was z osobna odpowiedź za każdym razem byłaby inna. Może właśnie w tym tkwi sekret. Ja odpowiedziałbym tak: „Bo jest nieprzewidywalna!”. Co roku każdy z 30 teamów (już niedługo 31) na starcie sezonu ma czystą kartę. Co roku ma możliwość zacząć wszystko jeszcze raz od początku. Co roku może sprawić olbrzymią niespodziankę. Nie będąc w roli faworyta na papierze zajść naprawdę daleko.
Mamy, więc do czynienia z drużynami, które zaliczają niesamowite odbicie od dna tabeli jak i takie, które przeżywają ogromne rozczarowanie po tym jak chwilę wcześniej naprawdę wyglądały solidnie. W poprzednim odcinku o którym możecie przeczytać tutaj prezentowaliśmy spadek formy Canucks oraz jednorazowy wyskok formy Avalanche. Tym razem przyglądamy się ekipom, które to miały skrajne rezultaty na przestrzeni sezonów 13/14 i 14/15.
Jeśli chodzi o największych przegranych sezonu 14/15 to mamy aż dwóch mocnych kandydatów. Pierwsi to Boston Bruins, którzy to po tym jak zdobyli tytuł najlepszej drużyny regular season 13/14 zameldowali się w play-off i tam dotarli do II rundy by już po roku zaliczyć wpadkę w postaci braku awansu do najlepszej 8 wschodu. Bruins mieli jednak silnego konkurenta w osobie Los Angeles Kings – ci bowiem wręcz zszokowali fanów (nie tylko swoich) i będąc drużyną broniącą tytułu w ogóle nie awansowali do postseason!
Historia zna już takie przypadki (ostatnio Carolina Hurricanes) lecz w przypadku Kings było to tak mocno zaskakujące ponieważ mowa o naprawdę solidnej i powtarzalnej drużynie, która dysponuje nie lada fundamentami. Lekkie turbulencje miało kilku zadowników. Przede wszystkim ten, który był koniem pociągowy kampanii play-off w 2014 roku, kiedy to Kings sięgali po Puchar. Marian Gaborik w kolejny roku miał spore problemy zdrowotne (opuścił 13 spotkań). Ze składu wypadł też na dłużej Alec Martinez (tylko 56GP) a swoje kłopoty w bottom-lines przeżywał Jarret Stoll (tylko 17P w 73GP).
Zastanawiający był również spadek skuteczności C#1 Anze Kopitara, który zdobył aż o 13 mniej bramek rok do roku. Nie mniej jednak pozostali ważni gracze LAK wydawali się nie odczuć spadku formy. Jeff Carter wręcz poprawił swoje statystyki i był dostępny przez wszystkie 82 gry sezonu 14/15. Nie gorzej było też w przypadku lidera defensywy Drew Doughty, który miał również punktowo i zdrowotnie lepszy sezon. Nie inaczej było w przypadku Jake Muzzina. Dodajmy do tego solidnego jak zawsze Justina Williamsa oraz wartość dodaną nowo wchodzących do zespołu graczy kalibru Pearson czy Toffoli. Wydaje się więc że z Kings nie było aż tak źle.
Gdzie tkwi sekret totalnej klapy kampanii 14/15 w wykonaniu LAK? W filozofii gry podczas regular season – trzeba bowiem pamiętać, że Kings hołdują strategii „ślizgania się” i małego przykładania do RS a „odpalania” dopiero w play-off. To właśnie takie rozłożenie sił pozwoliło im święcić w ostatniej dekadzie po dwa mistrzowskie puchary. Tyle, że kto mieczem wojuje ten od miecza ginie. Kings w sezonie regularnym 13/14 zgromadzili 100 pkt a w sezonie 14/15 tylko o 5 mniej. Tylko i aż 5 punktów. Wystarczyło lepiej przyłożyć się w licznie rozgrywanych dogrywkach, aby wywalczyć te parę punkcików i móc rywalizować w PO o obronę tytułu.
Przejdźmy teraz do tej bardziej pozytywnej części sezonu 14/15 i poszukajmy drużyny, która stała się czarnym koniem rozgrywek. Tutaj wybór jest w miarę prosty – Calgary Flames. Drużyna z prowincji Alberty podniosła się w tabeli o równo 10 zwycięstw, co dało 20 pkt więcej w ujęciu rok do roku.
Sezon | W | L | D | P | GS | GA | PO |
2013-2014 | 35 | 40 | 7 | 77 | 209 | 241 | poza PO |
2014-2015 | 45 | 30 | 7 | 97 | 241 | 216 | II runda |
Flames odpalili ofensywnie, ponieważ przez swój debiutancki sezon jak burza przeszedł Johnny Gaudreau, który zaliczył fenomenalny rok z 64P w 80 spotkaniach (24G + 40A). Fantastycznie wyglądała gra TOP-4 obrony, zarówno Mark Giordano jak i T.J. Brodie byli nie tylko trudni do ogrania w obronie ale również co chwilę chętnie nękali GK rywali (każdy po 11G). W szeregach CGY był jednak obrońca, który pobił te strzeleckie popisy – mowa o Dennisie Widemanie, który zdobył 15G w 80GP (tak na marginesie był to sezon kiedy Wideman zdobył łącznie aż 56P w klasyfikacji kanadyjskiej).
Nie sposób pominąć również fenomenalnej postawy szalonego Jiri Hudlera – ten był dosłownie wszędzie na lodzie i jako jeden z najlepszych graczy w układzie 5-on-5 w całej lidze mógł się pochwalić sezonem niemal z 1 pkt na mecz! (76P w 78GP). Nie można również pominąć młodego Seana Monahana, który praktycznie zdystansował wszystkich rookies wybranych w drafcie 2013. Młody center Płomieni uzyskał równo 31 bramek i asyst co z 62P w 81GP dało mu jak na razie najlepszy czas w zawodowej lidze. CGY rozochocone tak owocnym sezonem zasadniczym poszli za ciosem i po tym jak zameldowali się w play-off sprawili kolejną niespodziankę eliminując w I rundzie Canucks. To był naprawdę udany rok dla ekipy, która ostatnio nie miała wiele powodów do zadowolenia.
W kolejnym odcinku będziemy się przyglądać ubiegłorocznym rozgrywkom oraz podejmiemy próbę typowania największej sensacji oraz rozczarowania trwających właśnie rozgrywek.