Gdybyśmy cofnęli się pamięcią do ostatnich play-offów, a nawet szczegółowiej patrząc do finałów, jednym z pierwszych wspólnych mianowników San Jose Sharks i Pittsburgh Penguins była ofensywie usposobiona grupa obrońców. To jeden z powodów, dla których te ekipy odniosły sukces. Najbardziej znane nazwiska w obu korpusach to Brent Burns i Kris Letang. Obaj kojarzeni raczej z obrońcami mającymi pozytywny wpływ zwłaszcza po atakowanej stronie lodu. Obaj zapewniają skuteczną drugą falę ataku, potrafiący transportować krążek na kiju i strzelać bramki.
Tego też wymaga dzisiejsza NHL, której ewolucja znacznie ograniczyła liczbę bramek, a najbardziej dostało się w tej kwestii napastnikom. Otworzyły się jednak nowe drogi do zdobywania goli, w innych strefach lodowiska zrobiło się więcej miejsca i najłatwiej jest to wykorzystywać właśnie ofensywnym obrońcom. Na poniższym wykresie znajdziecie nie tylko najlepsze ale też najgorsze korpusy obronne NHL pod względem ofensywnym w latach 2011-2016. Pod uwagę wzięto dwa wskaźniki. Oś pozioma określana jest przez stworzone szansy strzeleckie (im dalej w prawo tym lepiej), oś pionowa to liczba oddanych strzałów przez obrońców (im wyżej tym lepiej). Grubość poszczególnych „kółek” także ma znaczenie, oznacza punkty zdobywane przez defensorów (im grubiej tym lepiej).

Oczywiście musimy mieć świadomość, że przez pięć lat składy defensywne ekip zmieniały się i niektórzy z zawodników pracowali w tym okresie na rzecz kilku drużyn. W większości jednak core jest z grubsza ten sam. Nie dziwi wynik uzyskany przez wspomnianych już San Jose Sharks, analizując kto jest „najbardziej w prawo i do góry” wykresu natrafimy właśnie na Rekiny. Wpływ na to ma nie tylko obecna generacja obrońców czyli wspomniany już Brent Burns i Marc-Édouard Vlasic, ale także ci którzy grali tu nieco wcześniej, Dan Boyle i Jason Demers.
Najbardziej wysunięci na prawo są New York Rangers, a więc to obrońcy Strażników najczęściej w lidze dochodzili do szans strzeleckich. Postacią łączącą nam Rekiny i Strażników jest Dan Boyle, ale akurat on w Strażnikach gra dopiero od dwóch lat i nie są to już lata jego świetności. Na ten wynik zapracowali raczej inni, a tych innych trochę się uzbierało. Michael Del Zotto notował w barwach Rangers sezon życia, świetnie i wszechstronnie rozwinął się ich obecny kapitan Ryan McDonagh, a w ostatnim sezonie ogromnym wzmocnieniem na niebieskiej był dla nowojorczyków Keith Yandle.
Po drugiej stronie tęczy, tej z dużo bardziej smutnymi kolorami, wyróżniają się zwłaszcza Florida Panthers i Columbus Blue Jackets. Tym ekipom było w ostatnich latach zdecydowanie daleko do finałów Konferencji (to co udawało się osiągnąć wymienianym Rangers i Sharks). Trudno nie powiązać tego ze zmianami, jakie następują w filozofii Panter i Kurtek. Floryda wydraftowała Aarona Ekblada w określonym celu, a tego lata poszerzyła swoją defensywę o wymienianych już w tym tekście Yandle’a oraz Demersa. Blue Jackets poświęcili Ryana Johansena z talentem na miarę pierwszej formacji ataku by mieć więcej opcji do zdobywania punktów z niebieskiej dzięki Sethowi Jonesowi (wymiana z Nashville Predators). Słabsze kluby analizują więc czynnik ofensywy niesionej z defensywy i próbują łatać swoje dziury.
Nie najlepiej rokują słabe pozycje Buffalo Sabres i New Jersey Devils i brak perspektywicznych zmian. Diabły oddały przecież Adama Larsona, który mimo wolnego rozwoju był ich top-4 defensorem. Szable to samo zrobiły nieco wcześniej poświęcając Tylera Myersa, a tego lata także nieszczególnie zajęli się sprawą ofensywnych obrońców. W obu przypadkach liczy się na dobre rokowania stawiane przed takimi zawodnikami jak Damon Severson, Steve Santini, Rasmus Ristolainen, czy Jake McCabe. To może jednak nie wyjść i wtedy tak mocno już opłacane i tracące powoli cierpliwość zespoły jak Sabres obudzą się z ręką w nocniku.
Przyszłość da odpowiedź czy zaniedbanie w trakcie przebudowy sprawy ofensywnych obrońców nie odbije się czkawką Sabres i Devils. To oczywiście nie jedyna metoda na budowanie odnoszących sukcesy drużyn, czego przykładem mogą być plasujący się mniej więcej w połowie stawki (wykresu) Chicago Blackhawks, St. Louis Blues czy ostatni triumfatorzy ligi Pittsburgh Penguins.