Jaki kraj, taki Doktor Zło. Jedyny na świecie gangster z boazerią w domu – Janusz Tracz – trzęsie miejscowością Tulczyn w serialu „Plebania” bardziej nawet niż miejscowy proboszcz. Janusz słynie z nietuzinkowych ripost i złośliwych tekstów które zapewniają mu świeży zapas atrakcyjnych kobiet co sezon. Autorów najbardziej złośliwych ripost nie brakuje również w NHL. Czy któraś z nich zasługuje na uznanie szefa mafii Tulczyńskiej?
Daniel Carcillo
Gdyby w Tulczynie trafił się taki facet, Janusz musiałby mocno walczyć o utrzymanie swojej pozycji jako najtwardszego postrachu staruszek w okolicy. Jeszcze za kariery juniorskiej, Daniel Carcillo złamał szczękę rywalowi w taki sposób, że ta w zasadzie bezwładnie zwisała na skórze i kilku włóknach mięśniowych. Gdyby scenę tą zobaczył Rick z Walking Dead, z pewnością kazałby Carlowi iść do domu a potem rzuciłby się z widłami na to, co wziąłby za zombie. Co zrobił nasz hokejowy Janusz Tracz? Wszedł do szatni rywala, Podszedł do niego, uśmiechnął się delikatnie w stylu Damy z Łasiczką i powiedział „Sorry”, po czym wyszedł. Gdyby wtedy zjawiskiem internetowym był już „Thug Life”, Carcillo wyszedłby w czarnej czapce i okularach w asyście Snopp Doogga.
Walery Kamieński, Paweł Bure
Na początku lat dwutysięcznych telewizja polska wyemitowała dokument o mafii rosyjskiej, która mocno upodobała sobie ligę NHL i skupiła się na jej rosyjskich zawodnikach. Walery Kamieński nie był specjalnie rozmowny – był raczej jak „Osa” – czyli przydupas Janusza. Natomiast w tym wypadku prawdziwym Traczyzmem wykazał się sam Paweł Bure, który z morderczym spokojem opowiadał o tym, jak nie dotyczy go ten fakt.
Niestety Bure dał się przechytrzyć. W mentalności Rosjan istnieje pojęcie „Dachu” (w przełożeniu na nasze, chodzi mniej więcej o plecy). Zapytany o to Bure powiedział że nie wie co to jest Dach, a dokładnie „nie wiem co to jest dach. jestem niewinny, nie potrzebuje żadnego dachu”. Tu Janusz miałby zastrzeżenia. To tak jakby policjant powiedział Ci dzień dobry, a ty odpowiedziałbyś „nie, to nie ja go zabiłem, musicie mi uwierzyć!”.
https://www.youtube.com/watch?v=lsSzkiImAF4
Darius Kasparaitis
Jeden z najtwardszych obrońców w ciągu ostatnich 20 lat z pewnością był zimny jak podłoże w jego miejscu pracy. Spośród setek mega twardych zagrań i wywołanych kontuzji, za które Darius nigdy nie przeprosił i nie wyraził grama skruchy, największy „policzek” dla rywala miał miejsce w meczu Islanders vs Penguins. W ramach odwetu, Kasparaitis postanowił powalić legendę Mario Lemieux wymierzając mu „liścia” i popychając go dłonią, co powoduje upadek kapitana Penguins.
Żeby jednak dziadzio zrozumiał lekcję, Kaspar poprawił mu jeszcze wypłacając mu „płaskiego” w kask i odjeżdżając. Kasparaitis słynął z takich zagrań, ale nie dawał się łatwo sprowokować. Wzorem „Perszinga” z Tulczyna, Darius najpierw chował urazę, potem knuł spisek a następnie zasadzał się na swoją ofiarę. Oglądałem wiele spotkań z jego udziałem – nigdy nie widziałem, by nie udało mu się osiągnąć celu.