Większość hokeistów wybieranych drugiego dnia Entry Draftu nigdy nie zostanie regularnymi graczami NHL. Czasami jednak spojrzenie we właściwym kierunku podczas tych selekcji może poprowadzić do odnalezienia wielkiego talentu. Do wyjadaczy w tym temacie należą Dallas Stars.
Światła telewizji, kamery i mikrofony są podczas draftu w piątki. W pierwszym dniu ostatniej selekcji w Buffalo wszyscy skupiali się na Matthewsie i Laine. Na trybunach kandydaci, ich rodziny, przyjaciele i agenci. Pierwsza faza draftu to produkt opakowany i wylansowany przez telewizję. Każdemu pickowi przyporządkowany jest określony czas na puszczenie highlights z udziałem zawodnika, na wywiad z nim i zapowiedź następnych wydarzeń. Po wyborze numer 30. baśniowa oprawa się kończy, zaczyna się mozolna praca.
Nie wstydźmy się tego, każdy z nas myśląc o drafcie najpierw kojarzy sobie tę właśnie sceny z telewizji. Szukamy myślami tych zawodników z pierwszych stron gazet, którzy odmienią z miejsca los franczyz NHL. Mało kto myśli o dniu numer dwa, rozpoczynającym się od selekcji 31 i trwającym aż do końca siódmej rundy. Wypełniającym czas sztabów organizacji od rana do późnego wieczoru. Tyle wysiłku poświęca się na selekcję zawodników, którzy w przeważającej większości nigdy nie dostaną kontraktu w NHL, a duża cześć z nich ani razu nie zagra w najlepszej lidze świata.
Ok, to że jesteś wybrany w piątek (dzień 1) też niczego nie gwarantuje, ale jesteś obarczony na starcie kariery dużo większym zaufaniem. Ludzie dokooptowani w drugim dniu draftu to zazwyczaj „longshots prospects”, a więc projekty długoterminowe. Czasami wypalą i zrobią karierę w NHL, ale częściej zawiodą. Są jednak tacy, którzy z drugiego dnia draftu doszli do poziomu gwiazdy rozgrywek.
Przychodzi mi do głowy Jamie Benn. Najlepiej punktujący zawodnik sezonu 2014-15, członek All Star Team w 2013-14. Kojarzę go jako główną postać reprezentacji Kanady, gdy strzelił bramkę Stanom Zjednoczonym w półfinale igrzysk olimpijskich w Soczi. Zobaczycie go także na zbliżającym się Pucharze Świata. Większość z nas zapomina, że ten gość został wybrany przez Dallas Stars dopiero w piątej rundzie draftu 2007.
Jeszcze w 2006 roku Benn był debiutantem w zespole Victoria Grizzlies w lidze BCHL (prowincja Kolumbia Brytyjska), wcześniej grał młodzieżowej lidze B na Wyspie Vancouver. Wtedy nikomu do głowy nie przyszłoby, że to topowy zawodnik tego pokolenia. Nie załapał się nawet do reprezentacji Juniorów ze swojego regionu geograficznego. Skauci z NHL przyznali mu notę „B”.
Skautem, który jako pierwszy przyglądnął się bliżej kandydaturze Benna do draftu był Dennis Holland ze sztabu Dallas Stars. Tak to Holland z tych Hollandów, Ken menadżer Detroit Red Wings jest jego bratem – Było mnóstwo powodów, dla których Jamie nie był dla większości klubów atrakcyjnym celem draftowym – mówi teraz Holland.
„Po pierwsze grał w Victorii (prowincja Kolumbia Brytyjska), ciężki do odwiedzenia teren dla skautów. Komunikacja z tym regionem nie jest najlepsza, a wybranie się tam na piątek lub sobotę gdy rozgrywane były mecze, wiązało się z wieloma kłopotami. Gdyby grał na przykład w Penticton problemu by nie było, w Victorii był.
Po drugie źle rozpoczął sezon draftowy, więc jakikolwiek skaut, który go zobaczył napisał niepochlebną recenzję. Nikt nie brał pod uwagę, że on grał wcześniej w juniorach klasy B i przeskok pomiędzy tamtymi chłopakami, a BCHL był całkiem spory. Z pewnością nie był to w tamtym momencie gracz gotowy na grę w WHL (jednej z trzech najlepszych lig juniorskich Kanady).
Po trzecie po prostu nie miał formy fizycznej do hokeja. Grał w bejsbol latem zamiast trenować do sezonu hokejowego. W naszej organizacji cenimy sobie wszechstronnych młodych atletów majacych żyłkę do kilku sportów, niektóre kluby z miejsca skreślają jednak takich kandydatów.
Po czwarte w BCHL były w tym roku duże talenty, to był rocznik Kyle’a Turrisa (numer jeden w rankingach skautów, ostatecznie wybrany z numerem 3 za Kanem i van Riemsdykiem) i Rileya Nasha. Oni kradli uwagę skautów i to działało na niekorzyść Jamiego.
W końcu najważniejszy powód, to jego jazda na łyżwach. Nie była najlepsza. Wielu ludzi traciło zainteresowanie po ocenie tej umiejętności na niekorzyść Benna”
Holland w odróżnieniu od innych nie odwrócił się plecami od słabo jeżdżącego prospekta, zrobił rozpoznanie. Dowiedział się, że Jamie w wieku 14-lat mierzył tylko 170 centymetrów, trzy lata później już prawie 190 cm – Ten chłopak jeszcze nie zdążył zaadaptować swoich ruchów do tego jak zmieniło się jego ciało.
Skaut wykonał telefon do Tima Bernhardta, jednego ze swoich współpracowników i kolegów po fachu. Wysłał go, by ten na żywo pooglądał Benna w Victorii. Na tę wycieczkę zabrał się też Les Jackson. W skautingu chodzi przede wszystkim o projekcje – to wytarty ale wciąż najbliższy prawdzie frazes. W przypadku Benna skauci dostrzegli coś, czego nawet on sam w sobie nie widział.
„To nie tak, że tylko my go obserwowaliśmy – mówi Bernhardt obecnie dyrektor skautingu w Arizona Coyotes – Kiedy stawiliśmy się na miejscu z Lesem, na trybunach było jeszcze trzech czy czterech skautów pracujących dla klubów NHL. Widzieliśmy ich tam jednak chyba tylko dwa razy. Nam spodobała się gra Benna.
On nie miał większych planów związanych z hokejem w ligach juniorskich Kanady. Wybierał się na Uniwersytet na Alasce, głównie z uwagi na to, że studiował tam jego brat. Nie miał pojęcia na co go stać, był młodym dzieciakiem porównywalnym z wieloma rówieśnikami”
W drugiej połowie sezonu Benn pokazywał świetną grę. Zakończył sezon z 42 golami na koncie, dołożył 23 asysty w 53 występach. Ze statusu gracza „B” wskoczył na 107 miejsce w oficjalnym rankingu skautów CSS na koniec sezonu. Był pod tym względem piąty ze wszystkich zawodników ligi BCHL.
W przypadku późnych wyborów w drafcie skauci rzadko są krytykowanie w razie niepowodzenia czy przeoczenia. Oczywiście gdybyśmy wiedzieli wcześniej, że jest tak dobry, wybralibyśmy go wcześniej – to najczęściej pada z ust ekspertów po kilku latach, gdy jakiś talent już się wybije. W sprawie Benna było nieco inaczej, Bernhardt twierdzi że Stars mieli go na liscie priorytetów, nawet mimo że czekali z selekcją aż do piątej rundy.
– Częścią tego biznesu jest nawet nie to kogo wybierasz, ale w którym momencie – mówi Bernhardt.
W innych rocznikach numer 107 w rankingu CSS mógłby być nawet siedmiorundowcem, albo kimś niewydraftowanym wcale. Gwiazdy z Teksasu patrzyły na tę selekcję z pewnym kontekstem, to nie była wyjątkowo dobra klasa dla Europejczyków i bramkarzy. Tylko 24 zawodników tego typu zostało wybranych przed pickiem numer 128 i 129. Jedynym bramkarzem sprzed tych picków, który zagrał w NHL był Timo Pielmeier. Benn został wzięty z 129, wybrany numer wcześniej Austin Smith nigdy nie dostał się do NHL, obecnie gra w drugiej lidze niemieckiej.
Przewińmy nieco narracje, do dziewięciu lat naprzód. Napastnik o którym tle napisaliśmy ma na koncie 192 bramki w NHL, w jego klasie draftowej lepszym strzelcem jest jedynie Patrick Kane (wówczas „jedynka”). Można więc powiedzieć, że to był największy steal draftów w ostatnich latach. Ale nie był jedyny.
„Rickard Oquist nasz skaut ze Szwecji w większości obserwuje topowych prospektów grających w tamtejszej SHL lub najwyższej klasie juniorskiej. Klingberg grał o poziom niżej przeciwko 16-latkom. Większość skautów tam nie zagląda. John nigdy wcześniej nie był zapraszany na zgrupowania reprezentacji Trzech Koron, w żadnym przedziale wiekowym. Jego talent umknął nie tyle skautom NHL, co po prostu lokalnym trenerom.
Prawda jest taka, że przed wybraniem go do Dallas nikt z naszego sztabu oprócz oprócz Kariego Takko (inny skaut ze Skandynawii) nie widział jak on gra, nie było nawet wideo, po prostu nic. Zarekomendowali go Rickard i Kari, a my ufamy swoim pracownikom. Powiedzieliśmy im wtedy – wykorzystamy na niego nasz ostatni pick tego dnia mając na myśli numer 131”
Ostatni sezon Klingberga to 16 bramek i 58 punktów w 76 meczach. To pierwsze pełne rozgrywki NHL w jego wykonaniu, od razu znalazł miejsce w drużynie najlepszych debiutantów. Jak na 23-latka wybranego niegdyś dopiero w piątej rundzie zapewnił swojej drużynie sporo punktów.