Miał ponad 180 cm wzrostu i ważył 116 kg. Kasował przeciwników jak nowe kasowniki w autobusach, miażdżył rywali przy bandach jak inflacja Wenezuelę i bił się na pięści jak stare baby w autobusie na siatki z zakupami. Od 2009 roku stał się wszystkim, czego nie spodziewasz się od hokeisty.

Czarno to widzę…

Tak jego ojciec widział jego hokejową karierę, gdy 12-letni Georges Laraque kolejny raz nasłuchał się o byciu „czarnuchem w hokeju”. Nie planował jednak się poddać, choć jego zdolności strzelania bramek ustąpiły złości i gniewowi, który wyładowywał na twarzach rywali… ale w przeciwieństwie do wielu kolegów-oprawców-hokeistów – on robił to w NHL gdy wielu z nich rozkoszowało się pracą w fabryce i wspominaniu o grze w hokeja w lidze, której nazwę ciężko zapamiętać nawet jej właścicielowi.

Laraque powalił między innymi św. pamięci bestię – Dereka Boogarda

Przemiana… bez iPhone’a w Starbucksie

Z powodu przepukliny uciskającej dwa jego dyski w kręgosłupie, Laraque musiał zakończyć karierę w 2010 roku. W 2009 roku jednak obejrzał z przyjaciółmi film „Earthings”, który w dobitny i morderczo realistyczny sposób pokazuje drogę zwierząt od hodowli do talerza konsumenta. Niedługo potem Laraque zapowiedział, że mimo zawodowego uprawiania hokeja, mięso zostaje wykluczone z jego diety, a on sam planuje zaangażować się bardzo mocno w ruch na rzecz ochrony praw zwierząt.

ageorges3Robię to, o czym Ty myślisz i piszesz

Przemiana często rozgniewanego Kanadyjczyka jest niesamowita. Emerytowany dziś zawodnik od kilku lat jest kosmicznie spokojny, zaczął uprawiać jogę, zaangażował się społecznie i wycofał się z życia w blasku jupiterów. Paradoksalnie, często wyszydzany i muszący walczyć o swoje Laraque, nie był tak szczęśliwy nigdy za swojej kariery w najlepszej lidze świata.

Laraque zyskał sławę jako „najlepszy bokser w hokeju na świecie” w 2002 roku. Innym jego popisowym wyczynem było rzucanie się na plekse po każdej zdobytej bramce – ku euforii i uciesze uwielbiających go ludzi. Najlepsze lata spędził w Edmonton Oilers, ale zaskarbił sobie sympatię kibiców wszystkich drużyn, w których grał.

Misja

Laraque ograniczył już nie tylko mięso, ale wszystko pochodzenia zwierzęcego. Swój weganizm tłumaczy mówiąc, że „Wegetarianie ratują wiele zwierzęcych istnień, ale weganie ratują ich o wiele wiele więcej”. Bardzo empatycznie podchodzący do zwierząt zawodnik zapewne czerpie swoje odczucia z bolesnej przeszłości gdy sam musiał się bronić, a w „białym” sporcie uważany był za pomyłkę czy też „kolesia, który nie dał rady w koszykówce i w rapie”.

Georges na każdym kroku mówi, że zwierzęta nie są w stanie bronić się same, dlatego mają takich ludzi jak on. Jego przemiana i misja są bardzo inspirujące. Dlaczego? Bo to nie kolejny kretyn nazywający rasistą każdego kto nie jest czarny ani jakiś a’la hipster który 3 godziny temu przestał jeść mięso i musi podzielić się tą informacją ze wszystkimi na wszystkich rodzajach social media. To facet, który mocno wierzy w to co robi.

A jeżeli sportowiec tej klasy mówi ci, że nie musisz jeść mięsa w sporcie, bo weganizm zapewni ci białko – to być może ma on trochę racji. Dajcie znać, czy macie jakieś doświadczenia w tej materii?