To nie miało prawa się zdarzyć. No bo jak, wieczni przegrani zagrają o wielki finał Pucharu Stanleya? Ci Blues, którzy w ostatnich trzydziestu latach doszli do Finału Konferencji tylko raz? Ci Sharks, którzy od lokautu byli najlepszym zespołem NHL i ani razu nie przebrnęli przez trzecią rundę? A jednak. Już za mniej więcej dwa tygodnie jedna z drużyn stanie przed szansą sięgnięcia po pierwszego w historii Lord Stanleya.

Mocna zmiana drugiego ataku

W pierwszej rundzie wiodącą formacją w St. Louis była „STL line”, czyli Jaden Schwartz-Władimir Tarasienko-Jori Lehtera. W serii z Dallas Stars wymieniona trójka zagrała gorzej, lecz na pierwszy plan wysunęło się trio Robby Fabbri-Paul Stastny-Troy Brouwer. Nominalnie trzecia formacja Nutek „nastukała” 23 punkty w 7 meczach z Gwiazdami. Na przestrzeni całego posteason ważne bramki zdobywa również David Backes, jednak to właśnie jego formacja pozostaje stosunkowo najmniej skuteczna. Czy seria z Sharks będzie popisem ataku Patrik Berglund-Backes-Alex Steen?

Lider Couture

11 punktów w 7 meczach z Nashville Predators uzyskane przez Logana Couture’a – to nowy rekord organizacji z San Jose. Jeszcze nigdy żaden zawodnik nie uzyskał tylu punktów w jednej serii playoff. Oczywiście napastnik Rekinów nie wygrał serii w pojedynkę, bowiem mnóstwo punktów zbierali inny liderzy – Joe Thornton, Joe Pavelski czy Patrick Marleau. Chyba tylko Pittsburgh Penguins mogą równać się z Rekinami, jeżeli chodzi o mnogość regularnie punktujących napastników.

Kto postawi się „Bestii z Zatoki”?

Tak roboczo nazwałem sobie Brenta Burnsa. Serię Penguins-Lightning zapowiadaliśmy między innymi jako starcie dwóch dyrygentów z „niebieskiej” – Krisa Letanga i Viktora Hedmana. Równie duże piętno na grze swojej drużyny odciska Burnzie, jeden z najlepiej punktujących zawodników całej fazy. Kim mogą skontrować Blues? Na szczęście dla Kena Hitchcocka wybór jest niezwykle szeroki. Numerem jeden jest póki co Alex Pietrangelo. Kanadyjczyk może nie punktuje tak spektakularnie jak Burns, Hedman i Letang, ale jest bodaj najbardziej zaufanym człowiekiem trenera. Gra bezbłędnie pod swoją bramką, na lodzie spędza potężne minuty, jest istotnym elementem drużyny zarówno w powerplay jak i w penalty kill. Jeżeli nie on, to odpowiedzią na brodatego defensora Rekinów może być Kevin Shattenkirk (10 punktów w playoff).

„Pierwszoroczniacy” w bramce

OK, to dość kontrowersyjna teza.  Ani Martin Jones ani tym bardziej Brian Elliott nie mogą uważać się za ligowych debiutantów, lecz dobiegająca kampania to tak naprawdę dopiero pierwszy sezon, kiedy obaj zostali „jedynkami” swoich drużyn. Elliott podzielił się sezonem zasadniczym z Jake’m Allenem, jednak w playoff to 31-latek jest podstawowym bramkarzem Blues. I nie zmieniły tego dwa gorsze momenty w trakcie pierwszej i drugiej serii. Ken Hitchcock po nieudanym meczu nr 5 z Chicago dał Elliottowi szansę na rehabilitację, tak samo zrobił po Game 6 z Dallas. I nie pożałował, bo Brian odpłacił się bardzo dobrymi występami w kolejnych grach. Żadnej dyskusji nie podlega status Martina Jonesa w bramce Rekinów. Były backup Jonathana Quicka w LA może nie jest powodem, dla którego Sharks znaleźli się w Finale, ale nie jest też hamulcowym. Legitymuje się najgorszymi statystykami spośród całej czwórki, lecz i jego stać na bardzo skuteczną grę.

Kosztowne faule

Łapanie kar przeciwko San Jose nie wygląda na najlepszą taktykę. Rozgrywanie powerplay przez hokeistów Petera DeBoera to prawdziwe dzieło sztuki. Sharks wykorzystali aż 8 z 21 szans w serii z Predators, w osłabieniu tracąc tylko 3 bramki. Blues nie są aż tak skuteczni, choć przeciwstawiają bardzo dobrze zorganizowaną obronę w penalty kill.

To idzie młodość

Najważniejsze postaci obu ekip to już wiekowi, doświadczeni hokeiści. Thornton, Marleau, Backes czy Steen to uznane nazwiska od wielu lat, kręgosłupy Nutek i Rekinów nie uległy zmianom od paru dobrych sezonów. Dlatego powiew świeżości, jaki dali swoim zespołom Robby Fabbri i Joonas Donskoi jest nie do przecenienia. Obaj młodzi, energiczni, żywiołowi – zupełnie odmienili drużyny, dodali inny wymiar. Donskoi potrafił ożywić każdą formację, do której został dopasowany, a Fabbri wniósł jeszcze więcej secondary scoring i ogromną prędkość – coś, czego zawsze brakowało w St. Louis.  Oczywiście od żadnego z nich nie będziemy oczekiwać by decydował o losie serii, jednak w tak potencjalnie wyrównanej rywalizacji mogą zrobić różnicę.

Typy redakcji

Kowal: Blues w 6

Ruszel: Sharks w 6

Szewczyk: Sharks w 7

Milczarski: Sharks w 6

Burzyński: Blues w 7

Kinic: Sharks w 7

Kolasiński: Blues w 6