Koszykarska liga NBA ogłosiła, że zgadza się na zaaplikowanie reklam na koszulki występujących w niej drużyn. W pierwszym momencie wydaje się, że news ten nie powinien nas dotyczyć. Bo niby dlaczego? Ano dlatego, że komisarz NHL Gary Bettman wypowiedział się niedawno, że jeżeli inne ligi pójdą w tym kierunku, on również opowie się za tym pomysłem. Domyślnie każda organizacja mogłaby na reklamach zarobić nawet do 4 milionów dolarów rocznie.
Stany Zjednoczone idą drogą drużyn europejskich, które nie mają co do reklam aż tak restrykcyjnych ograniczeń. Chociaż w wielu ligach piłki nożnej reklamy jeżeli już są, to są subtelne i nie rażące oczu, to boję się, że NHL pójdzie śladem hokejowych lig starego kontynentu, na trykotach których często bardzo ciężko doszukać się klubowego herbu. Czy charakterny pingwin z Pittsburgha będzie nacierał na logo Coca-Coli, rekin z San Jose zamiast kija w zębach dzierżył będzie „łyżwę” Nike, a Pantera z Florydy toczyć będzie walkę z kotem Pumy? To oczywiście skrajności, które prawdopodobnie nie będą miały miejsca, lecz które w krzywym zwierciadle dają ogląd na to jak prezentować się mogą trykoty na kolejne sezony.
Zastanawia mnie, czy te cztery miliony dolarów, które „obiecane” są każdemu z klubów, naprawdę warte są pogrzebania dziesiątek lat tradycji? W końcu te przejrzyste, nieskażone trykoty były jedną z rzeczy, które wynosiły amerykański sport ponad ten europejski, które dawały tę złudną nadzieję, że komercja nie zaszła tam jeszcze tak daleko. Czy kolejnym krokiem będzie także popularne w Europie pokrycie lodu wszechobecnymi reklamami?
Odpowiedzi na te pytania możemy się jednak tylko domyślać, ale każdy kolejny krok w którym tradycja przegrywa z pieniędzmi, zabiera cząstkę magii, którą ma w sobie NHL. Magii, która sprawia, że miliony ludzi na całym świecie pasjonują się jej rozgrywkami. Bo NHL to nie tylko hokej na najwyższym możliwym poziomie, lecz także cała ta otoczka, w którą wpisują się także stroje bez reklam i czyściutkie lodowiska. Otoczka, z której właśnie ktoś zaczyna coś zabierać. Zabierać za marne 4 miliony, które przy budżetach zespołów większości zespołów okażą się marnym żartem.
Oczywiście, liga będzie się wciąż miała dobrze, przecież przez zmiany w trykotach nie ucierpi jej sportowa część, a medialnie reklamy mogą jej nawet pomóc. Ciężko sobie wyobrazić, że wieloletni fani odejdą od oglądania najlepszego na świecie hokeja poprzez taki niuans. Dla mnie jednak to jest krok w stronę zmian, które niszczą tradycję. Co będzie następne? Bridgestone New York Rangers? Pepsi Arizona Coyotes?