Co roku w trakcie najważniejszych rozstrzygnięć fazy playoff w ich tle dochodzi do wydawałoby się zupełnie losowej, przypadkowej wymiany. Nie inaczej było w tym roku. Ni z gruszki ni z pietruszki Vancouver Canucks postanowili rozstać się z dobrze rokującym młodzieżowcem Jaredem McCannem w zamian biorąc Erika Gudbransona z Florida Panthers.
Na pierwszy ogień spójrzmy na wymianę z perspektywy tych drugich, bowiem łączy się ona z niedawnymi wydarzeniami w klubie. Nie dalej jak dwa dni temu na łamach naszego portalu pisałem o sporych zmianach zachodzącym w managemencie organizacji z Florydy. Dotychczasowy menedżer Dale Tallon został teoretycznie awansowany, lecz w praktyce odsunięto go od bieżącego funkcjonowania klubu. Panthers postawili na zupełnie nowych ludzi z Tomem Rowe na czele – tuż po odświeżeniu sztabu zarządzającego Koty przeszły do działania i na pierwszy rzut oka zamienienie 24-letniego obrońcy o ograniczonym potencjale na 19-letniego obiecującego napastnika wygląda niezwykle korzystnie.
McCann w 2014 roku był pierwszym wyborem Orek w drafcie (24. numer). W kampanii 15/16 w niezłym stylu wszedł do drużyny, rozegrał 69 meczów z 9 golami i 9 asystami – jednym słowem zadomowił się w bottom-6 zespołu, sygnalizując potencjał na bycie centrem drugiego lub w najgorszym wypadku trzeciego ataku. Co więcej, razem z McCannem do Florydy przywędrował wybór w drugiej rundzie draftu 2016, czyli szansa na sprowadzenie bardzo utalentowanego gracza.
Co jest nie tak z Gudbransonem, że od razu przechylam szalę wymiany na korzyść Panthers? Otóż wszystko jest w porządku. To niezły defensor na miarę trzeciej pary. Dobrze zbudowany (195 cm, 98 kg), sprawnie jeżdżący na łyżwach, dobrze blokujący strzały i efektywnie czyszczący pole przed własną bramką. Na Florydzie liczyli jednak na dużo więcej. W 2010 roku sięgnęli po Erika z trzecim numerem draftu 2010, zaraz za takimi graczami jak Tyler Seguin i Taylor Hall. Po pięciu pełnych sezonach śmiało można założyć, że Gudbranson osiągnął swój maksymalny pułap i ze względu na swoje ograniczenia w rozprowadzaniu krążka oraz niewielkie zdolności ofensywne nie podskoczy wyżej miana obrońcy nr 4-5.
Osobną historią są wymagania kontraktowe Kanadyjczyka. Zaledwie kilka dni temu Panthers przedłużyli z nim kontrakt na jeden sezon za 3,5 mln dolarów. Tylko roczna umowa sprawia, że za rok Gudbranson ponownie stanie się zastrzeżonym wolnym agentem a wg George’a Richardsa, dziennikarza Miami Herald zajmującego się Florida Panthers, oczekiwania w sprawie nowej umowy oscylowały w okolicach 4,5 mln dolarów na minimum 4 lata. Nie można się więc dziwić, że klub z Sunrise niechętnym okiem spoglądał na tak potężne zobowiązanie wobec tego gracza.
Tu dochodzimy do perspektywy kanadyjskiej organizacji. Co chcieli uzyskać Canucks? W tym momencie mógłbym wstawić wielokropek lub po prostu opublikować niedokończony artykuł… Menedżer Jim Benning w obliczu niechybnej przebudowy oddał jeden z nielicznych młodych talentów, zamieniając go na 5 lat starszego zawodnika. Dodatkowo dorzucając w wymianie 2. i 4. rundę draftu (w drugą stronę 5. runda od Panthers)! Znajdujące się w opłakanym stanie zaplecze prospektów Canucks w tym roku na pewno się nie powiększy. A Gudbranson – powiedzmy sobie otwarcie – nie jest „tym” elementem, którego brakowało Orkom do sięgnięcie po Puchar Stanleya. W położeniu, w którym aktualnie znajduje się klub z Kolumbii Brytyjskiej, to Jim Benning powinien szukać chętnych na Lukę Sbisę czy Aleksa Burrowsa i rozglądać się za utalentowaną młodzieżą, a nie na odwrót.