Za nami krótka przerwa, trochę pozytywnej zabawy spowodowanej turniejem gwiazd po czym czas na całkowicie poważną i bardzo interesującą fazę sezonu, która poprzedzana będzie trade-deadline 29 lutego. Kilka zespołów z dołu tabeli będzie musiało podjąć trudne decyzję na temat swojego stanowiska rynkowo-transferowego względem swojej przyszłości, a pozostali – liczący się o największą stawkę, będą mieli świetną okazję uzupełnić braki czy potrzeby wobec nadchodzącej fazy play-off.

Niektóre kluby zmieniły swoich szkoleniowców i zaszło także już kilka istotnych zmian transferowych, jednak warto tutaj skupić uwagę na to co do tej pory zobaczyliśmy w wykonaniu poszczególnych klubów i czego możemy jeszcze oczekiwać w decydującej fazie sezonu.

Anaheim Ducks:

Przed rozpoczęciem sezonu spekulowało się ,że to może być w końcu wielki sezon Kaczorów. Początek fazy zweryfikował wszystko w całkiem innym kierunku;  zaledwie jedno zwycięstwo na 10 rozegranych spotkań, do tego brak skuteczności ofensywnej i przede wszystkim człowiek-widmo Ryan Getzlaf, którego brak skuteczności
mógł być według mnie w jakimś spowodowany kontuzją przepukliny której nabawił się jeszcze w połowie zeszłego roku. Aktualnie wszystko wygląda znacznie lepiej i są na bardzo dobrej drodze, by wejść do pierwszej ósemki.

Arizona Coyotes:

Dla mnie bardzo pozytywne zaskoczenie tego sezonu. Aktywowany w rosterze Max Domi oraz Anthony Duclair to strzał w dziesiątkę, a wraz z inkasującym świetne liczby Ekman-Larssonem w defensywie mogą sprawić jeszcze większą niespodziankę i wylądować w playoffach, choć na Zachodzie jest bardzo ciasno i w zasadzie do końca sezonu będą potrzebowali nieco więcej regularności i pomocy w bramce.

Buffalo Sabres:

Jeżeli chodzi o negatywy, to najprawdopdoobniej kolejny sezon za burtą dla Sabres. Z pozytywów to zdecydowanie ich świetlana przyszłość, która jest konsekwentnie budowana od kilku sezonów. Ten sezon to pasmo bardzo ciekawych zwrotów począwszy od defensywy, gdzie karty rozdaje Rasmus Ristolainen, który potrafi świetnie wyprowadzać grę z z własnej strefy do przodu – dodam , że chłopak ma dopiero 21 lat. Bardzo dobrze również spisuje się Ryan O’Reilly o którym już można mówić w kategoriach centra #1 na najbliższe lata.  Ten sezon to z pewnością pewna nadzieja na przyszłość.
Boston Bruins:

Bruins w porównaniu do poprzedniego sezonu zrobili na prawdę spory krok. W 2014/2015 mieli przeciętną ofensywę, podczas gdy w dotychczasowych 50 meczach są na trzecim miejscu. Duża tutaj zasługa w power-play, który od początku prezentuje się na prawdę skutecznie. W defensywie znacznie gorzej, tym bardziej że Zdeno Chara swój najlepszy okres ma za sobą, a pozbycie się Hamiltona mogło w pewnym stopniu osłabić ich przyszłość w formacjach obronnych. Jakkolwiek, nadchodzący trade-deadline to doskonała okazja na wzmocnienie „niebieskiej linii” i sprawienie kolejnej niespodzianki.

Carolina Hurricanes:

Huragany tak na prawdę nie wypadli jeszcze z gry i mogą nawet kosztem Penguins wejść w tym sezonie do post-season. Justin Faulk czy Victor Rask to głównie dwa nazwiska, które w jakimś stopniu będą miały pozytywny wpływ na przyszłość tego zespołu. Nadchodzący deadline będzie w większej mierze skierowany na Huragany ze względu na kilka kończących się kontraktów, tak więc szeroki wachlarz dyspozycji będzie tutaj miał niewątpliwie ich GM.

Calgary Flames:

Jak dla mnie Flames są jednymi z tych gorszych stron tego sezonu. Wiele wskazywało na to, że po imponującym 2014/2015 gdzie dodatkowo Bob Hartley zgarnął nagrodę trenera roku, będą progresywnie kontynuować swoją postawę. Słabo sezon rozpoczął Doug Hamilton, a Mark Giordano dopiero teraz gra na miarę swoich możliwości. Imponuje jednak Johnny Gaudreau – dla mnie MVP Flames, który już na swoim ma koncie 47 punktów i jak dla mnie jest najefektowniejszym graczem w lidze jeśli chodzi o sposób gry i skuteczność w 3vs3.

Chciago Blackhawks:

W drużynie z Chicago tak na prawdę ciężko znaleźć słabe strony. Jak zwykle przed rozpoczęciem sezonu znalezli się krytycy, którzy prognozowali nawet nieobecność w playoffach ze względu na odejście Patricka Sharpa, starzejącego się Mariana Hosse czy nawet kontrowersje wokół Patricka Kane. Oni wręcz przeciwnie – zakontraktowali świetnego Artemi Panarina, który mógłbym rzec – nawet z nawiązką uzupełnił brak po Sharpie. Ponadto Kane przechodzi swój najlepszy okres w karierze ustalając kolejny rekord serii zdobytych punktów. W styczniu zespół wygrał 12 spotkań z rzędu, a na słowa uznania zasługuje również niedoceniany Corey Crawford. Dla mnie to wystarczające argumenty, by kolejny rok z rzędu uznać ich za faworytów po puchar Stanleya.

Colorado Avalanche:

Sytuacja w przypadku Lawin jest trochę skomplikowana. Z jednej strony mają na prawdę silną pakę, a z drugiej czegoś wciąż brakuje, ten team jest bardzo nieobliczalny i jeśli tylko utrzymają się w ciężkiej dywizji centralnej, a coraz więcej na to wskazuje biorąc pod uwagę nieco lepsze wyniki w ostatnim okresie, to mogą być niespodzianką i ciężkim rywalem w potencjalnej 7-meczowej serii. Mają ku temu kilku na prawdę zdolnych graczy oraz wartościowych weteranów jak Francois Beauchemin czy Jarome Iginla.
Columbus Blue Jackets:

Sezon dla Jackets rozpoczął się wręcz tragicznie i wykoleił niestety wszelkie szanse na powodzenie w tym sezonie. Musiały zostać podjęte poważne decyzje i pierwszy poleciał trener, którego zastąpił John Tortorella. Sergei Bobrovsky wciąż boryka się z kontuzjami i niestety nie ma stabilności w bramce Jackets. Pozytywną wzmianką jest na pewno fakt, że są w gruntownej przebudowie i sprowadzenie Brandona Saada czy Setha Jones’a z pewnością odpłaci się w przyszłości. Ponadto jeśli zakończą sezon gdzieś na dole tabeli, to jest także dogodna okazja że wyląduje tutaj Auston Matthews jako #1 z draftu. Była by to swego rodzaju nagroda pocieszenia.

Dallas Stars:
Gwiazdki fantastycznie rozpoczęli swoją kampanie rozstrzeliwując praktycznie każdy napotkany zespół w lidzę. Ich pierwsza linia ofensywna przez bardzo długi okres była najskuteczniejszą formacją, jednak i oni po pewnym czasie złapali lekką zadyszkę i wraz z przeciętną postawą w w defensywie praktycznie od początku tego sezonu, musiał przyjść gorszy okres. Dlatego kilku dniowa przerwa była bardzo potrzebna i znów możemy zobaczyć dominację ze strony Stars, choć by myśleć o poważniejszym sukcesie w  post-season, będą musieli na prawdę pomyśleć o swojej defensywie.

Detroit Red Wings:

Red Wings jak co roku grają na przeciętnym poziomie. Nie ma wielkiego polotu, nie ma również tragedii.
W tym sezonie zaszły jednak pewne pozytywne zmiany począwszy od łatwi trenerskiej skończywszy na debiutanckim sezonie Dylana Larkina, który rozgrywa świetny sezon i praktycznie do końca będzie się liczył o nagrodę dla juniora sezonu rywalizując prawdopodobnie wraz z Eichelem z Buffalo Sabres i Panarinem z Chicago Blackhawks. Poza tym znakomicie w bramce spisuje się Petr Mrazek, który chyba na dobre wygryzł Jimmiego Howarda, o którym mówi się , że może opuścić Hockeytown podczas trade-deadline. Do poprawy jest zdecydowanie power-play oraz skuteczność w ofensywie, która nie może znaleźć swojej regularności od długiego czasu.

Edmonton Oilers:

John Scott ma już swoją „historię” jako gwiazda numer 1 ostatnich kilku dni, ale historią numer 2 prawdopodobnie będzie Connor McDavid , który powrócił do składu po długiej kontuzji. Na „dzień dobry” ustrzelił piękną bramkę w meczu z Jackets i z pewnością poprowadzi swój team do kilku zwycięstw w tej drugiej odsłonie sezonu.Niestety ogólna postawa tego zespołu na tle innych ekip w przebudowie wciąż pozostawia wiele do życzenia i równie dobrze może dość do sytuacji, gdzie skończą jako 30 zespół i sprowadzą piątą #1 draftu w ciągu 7 ostatnich sezonów.

Florida Panthers: 

Jak dla mnie to najlepsze zaskoczenie tegorocznych rozgrywek i w przypadku Panthers powinno się już mówić w kategoriach solidnego zespołu, który spośród wszystkich młodych, przebudowanych ekip, ma największe szansę na sukces w przyszłości, a być może i już tym roku. Pantery dowodzone przez Jagra i Luongo w bramce grają miły dla oka i przede wszystkim skuteczny hokej i są prawdopodobnie jedynym na dzień dzisiejszy zespołem, który może zagrozić Stołecznym na Wschodzie pod względem pierwszego miejsca.

Los Angeles Kings:

Królowie po bardzo niemrawym 2014/2015 gdzie w dużej mierze zadecydował brak zaangażowania w kluczowych momentach (dogrywki/rzuty karne) nie zdołali wejść do playoffów. Dla nich jednak to była bardzo dogodna sytuacja, by po prostu odpocząć i pomyśleć o dalszej realizacji na kolejne lata. Ten sezon poza sprowadzeniem do zespołu Milana Lucica rozpoczęli bardzo dobrze i aktualnie są jednym z głównych pretendentów do zdobycia kolejnego pucharu Stanleya biorąc pod uwagę ich skuteczność i solidną postawę praktycznie we wszystkich formacjach, a według mnie to najlepszy względem „possesion” team w lidze. Ponadto Anze Kopitar podpisał długoletni „gruby” kontrakt, na który sobie z pewnością zasłużył jako #1 MVP tego zespołu.

Minnesota Wild:

Dzikusy nie są jakąś rewelacją tego sezonu, ale grają bardzo solidny hokej i są jedną z najlepiej zbudowanych względem defensywnym ekip w lidze. Gra się z nimi na prawdę ciężko, przez co ich gra może momentami wyglądać nudnie. To jednak spory atut, który prędzej czy później sprawdzi się w post-season i jeśli zdecydują się na poprawę jakości w ofensywie podczas trade deadline, to wciąż będą się liczyć. Ryan Suter to prawdziwy 'workhorse’ , który dyryguje całą defensywą i kolejny sezon z rzędu inkasuje ogromne minuty na lodzie.

Montreal Canadiens:

Canadiens to przykład zespołu, który może być w wielkim stopniu zależny od jednego gracza, a w tym przypadku Carey Price to ich zbawienie i odkąd nabawił się kontuzji, to wszystko w tym zespole legło w gruzach. Wygrali zaledwie kilka spotkań w ciągu dwóch miesięcy i już chyba na dobre ich świetny streak z początku sezonu odszedł w zapomnienie. Na dzień dzisiejszy Canadiens nie wchodzą do fazy playoff i nie sądzę, by nawet zdrowy Carey Price za kilka tygodni mógł sprawić tutaj jakiś cud. Ponadto w słabszej formie est Subban i Max Pacioretty.

Nashville Predators:

Jak dla mnie to jeden z najlepiej prezentujących się zespołów na Zachodzie pod względem postaci i ich roli na tafli. Shea Weber + Roman Josi to prawdopodobnie najlepsza para defensywna w NHL, ponadto zatrudnienie Ryana Johansena na pozycję #1 centra również okazało się niezłym posunięciem. Niestety Pekka Rinne, który w ostatnich latach uważany był za „elitę” w bramce, w tym sezonie gra na bardzo przeciętnym poziomie, stąd też gorsze wyniki całego zespołu i praktycznie do ostatniej kolejki będą musieli grać na najwyższych obrotach by wejść do fazy playoff.

New Jersey Devils:

Devils to kolejne pozytywne zaskoczenie, tym bardziej patrząc przez pryzmat ich składu, gdzie nie ma tak na prawdę konkretnych gwiazd a mimo to grają na niezłym poziomie. Tacygracze jak Kyle Palmieri ,Lee Stempniak , Michael Cammalleri czy oczywiście Corey Schneider w bramce zasługują na słowa uznania. Nowy trener odwala tutaj kawał dobrej roboty i z czasem można zbudować na prawdę niezły team. Wielu graczom kończą się kontrakty w tym sezonie, tak więc oczy skierowane będą m.in na diabły w najbliższym czasie.

New York Rangers:

Rangersi już w roku ubiegłym mocno zaryzykowali wprowadzając do MSG Keitha Yandle z Arizony. W tym wypadku ryzyko niestety nie popłaciło i dodatkowo stracili świetnego prospekta jakim jest Anthony Duclair. Do tego dochodzi szereg „ciężkich” kontraktów jak m.in w przypadku Ricka Nasha. Ogólnie ten sezon poza świetnym początkiem (kiedy Henrik Lundqvist grał na bardzo wysokim poziomie), aktualnie to pasmo niepowodzeń i bardzo duże problemy w defensywie Strażników. Aktualna sytuacja w konferencji nie jest w żadnym stopniu komfortowa, gdzie gdy po piętach depczą Penguins, Devils czy Hurricanes. Sądzę, że w ich przypadku to ostatni dzwonek przy aktualnym rosterze na jakiś „głębszy” run w playoffach.

Ottawa Senators:

Sytuacja Senatorów jest jeszcze bardziej skomplikowana, przegrali w ostatnim okresie mnóstwo meczy, mają spore problemy z utrzymaniem korzystnego wyniku i na dobrą sprawę grający średnio najwięcej minut spośród wszystkich graczy Eric Karlsson, który w pełni odzwierciedla to postawą na lodzie, nie jest w stanie zapewnić im wygranej w większości spotkań. Swoje wzloty i upadki ma Bobby Ryan czy Mark Stone, nad którymi wielu pokładało spore nadzieje w tym sezonie. Niestety obawiam się, że w tym sezonie jeszcze nic wielkiego nie zdziałają.

Philadelphia Flyers:

W tamtym roku mogliśmy oglądać fenomenalny sezon Jakuba Voracka, który zdobył łącznie 81 punktów wykładając krążek swoim kolegom w niemal każdym spotkaniu. Ten sezon to już słabsza forma i ogólnie spore rozczarowanie, jednak w pełni nadrabia to Claude Giroux czy chociażby Wayne Simmonds. Mason w bramce również notuje świetne rezultaty, jednak z drugiej strony wciąż brakuje silnego ubezpieczenia w defensywie i Flyers jeśli chcą myśleć o poważniejszych wynikach w niedalekiej przyszłości, to zdecydowanie muszą zacząć jakieś przebudowy swojej formacji defensywnej.

Pittsburgh Penguins:

Penguins wracają do żywych, a motorem napędowym okazał się nikt inny jak Sidney Crosby, który bardzo źle wszedł w sezon ale teraz całkowicie to rekompensuje osiągając średnio jeden punkt na mecz. Zmiana trenerska również podziałała elektryzująco. Przed startem sezonu wydawało się, że Phill Kessel to będzie idealne uzupełnienie dla Crosbiego oraz Malkina i choć ten pomysł zbytnio nie wypalił, to Kessel ostatnio zaczął punktować i prezentuje się znacznie lepiej, przy czym sytuacja zespołu wciąż pozostaje otwarta będąc w grzę o post-sezon.

San Jose Sharks:

Sharks to idealny przykład, że w dzisiejszej erze NHL własny teren nie wpływa właściwie w żadnym stopniu na jakość gry. Na wyjazdach grają świetnie będąc na pierwszym miejscu w lidze, podczas gdy u siebie mają już 14 porażek. Ich postawa ciągle ulega poprawie, a na uwagę zasługuję przede wszystkim Joe 'workhorse’ Pavelski czy chociażby Brent Burns, którego zdolności ofensywne zapragnąłby trener przy swojej niebieskiej linii.

St. Louis Blues:

Blues jak co roku bardzo solidnie grają na równym, momentami wysokim poziomie. Owszem, zdarzają się wpadki ale można to całkowicie usprawiedliwić biorąc pod uwagę „rozległy szpital” jaki prześladuje ich graczy od niemal początku sezonu. Jest już nieco lepiej, do zdrowia powoli powraca Jaden Schwartz oraz Jake Allen. Ponadto to może być w pewnym sensie przełomowy sezon Kena Hitchcocka i jeśli nie zrobi jakiegoś poważniejszego ruchu w playoffach, to z pewnością jego praca w tym zespole dobiegnie końca.

Tampa Bay Lightning:

Bolts to jeden z „najgłośniejszych” zespołów ostatnich tygodni. Cała ta otoczka wokół Stevena Stamkosa i Jonathana Drouina, a teraz ich zdecydowanie najlepszy okres i oczekiwana passa zwycięstw, która chyba na dobre potrząsnęła całym zespołem. Aktualnie są najgorętszą ekipą na Wschodzie, o kacu z finału Stanleya nie ma już mowy. Według mnie posiadają jedną z najbardziej utalentowanych formacji ofensywnych w lidze i wierzę, że nikt nie chciałby natknąć się na nich w I rundzie.

Toronto Maple Leafs:

Można już chyba jasno stwierdzić, że kolejny sezon w Toronto odchodzi w zapomnienie. Nie ma ku temu żadnych zaskoczeń, ponieważ są w gruntownej przebudowę i równie dobrze mogą mieć szansę na #1 w tegorocznym drafcie. Myślę, że kilka sezonów i Mike Babcock stworzy tutaj coś na prawdę fajnego.

Washington Capitals:

Stołeczni to z pewnością najmocniejszy team na Wschodzie i nie prezentują już tylko samej mocy w ofensywie. Barry Trotz zbudował bardzo silne formacje defensywne i z fenomenalnym w tym sezonie Holtbym miedzy słupkami, będą się na pewno liczyć w tym roku do samego końca. Mają szereg doświadczonych graczy, funkcjonuje tutaj niemal wszystko od specjalnych fragmentów, po skuteczność w ofensywie i regularność. Subiektywnie patrząc, jedynie kto mógłby im przeszkodzić w tym roku to Blackhawks i Kings.

Winnipeg Jets:

Sezon dla Odrzutowców jeszcze się nie skończył, ale z tygodnia na tydzień ich sytuacja nie ulega zmiany na lepsze. Grają od samego początku bardzo przeciętnie i nawet ich czarująca moc we własnej hali wygasła. Mają wciąż spore perspektywy na przyszłość i na pewno nadchodzący trade-deadline może stworzyć pewne opcje transferowe na kolejny sezon.

Vancouver Canucks:

Niegdyś elitarny team, aktualnie prezentują się przeciętnie i wciąż tak na prawdę głównymi playmakerami są bracia Sedin, którzy nadal inkasują ładne liczby, ale ich prime time powoli się kończy i na dłuższą metę nie widać, by Jim Benning – GM Canucks decydował się na jakieś poważniejsze ruchy by wspomóc jakoś Szwedów, czy stworzyć coś poważniejszego wokół nich. Od początku sezonu uciekło im sporo dodatkowych punktów w dogrywkach, co może się zemścić na koniec sezonu, jak to było m.in w roku ubiegłym z Los Angeles Kings, którzy głównie przez to nie weszli do post-season.