To był piorunujący początek sezonu dla Montreal Canadiens. 9-0 na rozpoczęcie kampanii 2015/2016 budziło podziw i szacunek, a kolejne tygodnie tylko utwierdzały w przekonaniu, że drużyna będzie się biła o najwyższe cele. W doskonałej formie był Carey Price, w ofensywie brylował Max Pacioretty wspierany przez Tomasa Plekaneca, Alexa Galchenyuka, Brendana Gallaghera i Davida Desharnais. Za ich plecami wysoki poziom utrzymywali PK Subban i Andrei Markow. Wydawało się, że Canadiens są murowanym faworytem do awansu do play-off.

Kolejne tygodnie przyniosły jednak szereg rozczarowań, wywołanych w dużej mierze przez długoterminowe kontuzje, które dotknęły Price’a i Gallaghera. Zauważalnie odczuwalna stała się przede wszystkim absencja goalkeepera i chociaż doskonałe wejście do ligi zanotował Mike Condon, to nie zdołał unieść na swoich barkach reszty zespołu. Canadiens zaczęli przegrywać mecz za meczem, aż w końcu do drużyny trafił Ben Scrivens z Edmonton Oilers, który również nie stał się zbawicielem będącej w dołku organizacji z Montrealu.

Od 26. listopada, kiedy u Price’a zdiagnozowano kontuzję, Canadiens wygrali zaledwie siedem spotkań, rozgrywając ich w tym czasie aż 25. Spowodowało to drastyczny spadek w ligowej tabeli i w chwili obecnej prowadzona przez Michela Therriena drużyna zajmuje dziesiątą lokatę w Konferencji Wschodniej, tracąc trzy oczka do miejsca premiowanego grą w post season. Sytuacji w Montrealu nie poprawia fakt podzielenia się szatni, o którym informowali dziennikarze zza oceanu. Według plotek, do nieporozumień dochodzi pomiędzy dwoma przywódcami – PK Subbanem i Maxem Paciorettym.

Patrząc na to wszystko wydaje się, że obecny sezon w Montrealu można spisać na straty. Czy jednak generalny manager organizacji Marc Bergevin zdecyduje się na jakieś drastyczne kroki w postaci przebudowy drużyny, która rokrocznie zawodzi, a w finale Pucharu Stanleya zagrała po raz ostatni w roku 1993?

Jak wiadomo, decyzja o tankowaniu zawsze wiąże się z wieloma innymi trudnymi krokami, które trzeba poczynić. Niemożliwym jest zmusić profesjonalnych sportowców, aby celowo podkładali się przeciwnikom w meczach, w których ich poczynania obserwują miliony osób na całym świecie. Jeżeli Canadiens zdecydują się na przebudowę zespołu i sięgnięcie po znakomitych młodych hokeistów dostępnych w drafcie, wiązać się to musi z pozbyciem się z zespołu największych gwiazd. Czy więc pozyskanie, będącego chyba bezsprzecznym numerem jeden w tegorocznej draftowej „zabawie”, centra Austona Matthewsa warte jest oddania PK Subbana, Pacioretty’ego czy Brendana Gallaghera? Zwłaszcza kiedy w drużynie rozkwita inna młoda gwiazda w postaci Galchenyuka?

Wydaje się, że biorąc pod uwagę fakt, że do miejsca premiowanego awansem Canadiens tracą zaledwie trzy punkty, z poważnymi decyzjami kadrowymi Bergevin wstrzyma się przynajmniej do trade deadline. Wyjścia w tym czasie będzie miał trzy. Pierwszą opcją jest ta, w której drużyna przestanie rozczarowywać i znów zacznie prezentować grę, do jakiej przyzwyczaiła nas w pierwszej ćwiartce sezonu, co oznaczało będzie awans do play-offów i ewentualne próby wzmocnienia drużyny na już. Druga, to dalszy marsz w dół tabeli, bez „pomocy” ze strony Bergevina w postaci oddania czołowych zawodników, co również da Montrealowi wysokie miejsce w drafcie, a przy odrobinie szczęścia może nawet jedynkę, która zaowocuje pozyskaniem wspomnianego wyżej Matthewsa. Trzecią, chyba najbardziej bolesną dla kibiców organizacji, jest ta w której Canadiens będą pałętać się w okolicach miejsca 11-12, bez większych szans na awans do play-off i bez większych szans na pozyskanie któregoś z topowych prospektów dostępnych w tegorocznym drafcie.

Wiele zależało będzie od powrotu do zdrowia Careya Price’a. Wiadomo, że jego ewentualny powrót na lód nastąpi dopiero w połowie lutego. Do tego czasu w Montrealu mogą już oglądać plecy zespołów bijących się o grę w play-offach. Jeżeli jednak tak się nie stanie, Price wróci i będzie grał na poziomie do jakiego wszystkich przyzwyczaił, nie widzę przeciwskazań, aby Canadiens powalczyli jeszcze o coś więcej, niż jedynka w drafcie.

Tak czy inaczej, Marca Bergevina i Michela Therriena czekają pełne napięcia miesiące, a na Montreal skierowane będą oczy całego hokejowego świata, zwłaszcza oczy Kanadyjczyków, którym ciężko byłoby przyjąć do wiadomości, że po Maple Leafs kolejna organizacja planuje gruntowną przebudowę drużyny i pozbycie się swoich największych gwiazd.