EH
Florida Panthers przegrali z Vancouver Canucks po dogrywce 2:3 i stracili najlepszą w historii klubu serię zwycięstw (12 z rzędu). Szkoda bo zwyciężać 13 razy z rzędu udało się naprawdę niewielu ekipom w historii ligi, te schody okazały się już zbyt strome dla Floridy. Powagę sytuacji rozumiał chyba najlepiej Roberto Luongo, który najmocniej „zapłakał” po tej porażce. Pozwolił sobie nawet na wrzucenie memu-żartu słynnych łez Michaela Jordana na swoim twitterowym profilu (po lewej). Te informacje spadły jednak na drugi plan po tym co działo się na zakończenie spotkania. Nie tak powinny kończyć się mecze, chociaż oczywiście ma to swój specyficzny smaczek.
Odnośnie samej rozgrywki, można się było domyślać że to będzie ciężki bój dla gości – dzień wcześniej rozegrali bardzo fizyczny mecz z Oilers (66 hits) gdzie ucierpiał ich najlepszy obrońca Aron Ekblad (liga już dała zawieszenie za tamto wejście Mattowi Hendricksowi). Już od paru spotkań Koty grały słabiej, nie miały mocy by jeździć z krążkiem. Daniel Sedin strzelił game-winning goal w dogrywce, gdy Jaromir Jagr siedział w boksie kar. Niestety wygląda na to że Jagr miał sporo racji w tym, że nie nadaje się na dogrywki „3 na 3” tutaj po prostu nie podołał szybkościowo i hakował rywala, co zemściło się na Panthers.
Wracając do akcji głównej tej nocy – Sedin strzela bramkę w dogrywce cieszy się odwraca w stronę boksu Panter i coś krzyczy. Później do strefy wyznaczonej dla zawodników Panthers podjeżdża jeszcze Derek Dorsett, a on niezwykł robić czegoś na darmo (w końcu to lider PIM czyli minut karnych całej NHL). Dyskutował o czymś z Alem Montoyą i miała miejsce mała „walka z cieniem” – padły ciosy ale trafiały raczej w powietrze.
To jednak wystarczyło by sprowadzić w to miejsce wszystkich innych hokeistów. Nawet ci którzy już byli w tunelu prowadzącym do szatni Panthers cofnęli się spodziewając się sporej zadymy. Zawodnicy z obu stron zaczęli wskakiwać na lód, a sędziowie nieudolnie próbowali ogarnąć zamieszanie. Trochę przepychanek i ciosów padło, nawet trener Gallant działał nie tylko werbalnie ale i w jakiś sposób fizycznie – to każe nam myśleć że całą sytuacją zajmie się komisja dyscyplinarna NHL.
Przed ekipą Colina Campbella sporo pracy bo wideo z tego całego zajścia można rozpatrywać pod różnym kątem. Według graczy Canucks wszystko spowodował jeden z graczy Panthers przebywający na ławce, który w trakcie mecze „mówił złe rzeczy”. Słynny już kodeks zabronił powiedzieć dziennikarzom co to były za słowa i kto je wypowiedział. Domyślać się jednak możemy, że chodzi o Ala Montoye atakowanego przez kilku graczy Canucks (Sedin, Dorsett, Miller). Co mógł powiedzieć Montoya? To musiało być coś „grubszego” bo zwykły trash talk raczej nie prowadzi do tego typu ekscesów, zwykły trash-talk to w NHL chleb powszedni.
Co ciekawe duża część krytyki po tym wszystkim spadła też na transmisję prowadzoną przez Florida Panthers dla tamtejszego oddziału FOX. Wiele dziwnych komentarzy na antenie wypowiedział były świetny hokeista Denis Potvin, skupiając się głównie na… obrażaniu Sedinów. Najczęściej wspominany cytat: „Sedinowie jeżdżą dookoła boksu i wskazują kogoś palcami, normalnie używają tych palców do wyciągania resztek masła orzechowego ze swoich bród”.
AH
Lundqvist niczym skorpion. Ani razu aż do wczoraj nie udało się New York Rangers odwrócić losów spotkania, jeśli przegrywali po dwóch tercjach. Tym razem Strażnicy strzelili dwie bramki w trzeciej odsłonie i zwyciężyli z Boston Bruins 2:1. Sukcesu nie byłoby gdyby nie fenomenalna obrona w wykonaniu Henrika Lundqvista. „Król Henryk” złożył się do obrony dobitki przy stanie 1:1 niczym skorpiom i była to z pewnością jednak z TOP10 interwencji aktualnej kampanii:
AH
Iron streaki to zazwyczaj domena młodych wytrzymałych mężczyzn dysponujących żelaznym zdrowiem. Mówimy często o rzeczy niezależnej od Ciebie samego – kontuzja na meczu, uraz na treningu, choroba lub wypadek losowy czy też problemy rodzinne – to wszystko może zmusić się do opuszczenia meczu NHL mimo Twoich najlepszych chęci i super przygotowania.
Tym bardziej należy więc doceniać wyczyny graczy, którzy potrafią grać kilkaset spotkań bez opuszczenia żadnego występu. Czołową dwójką ligi pod tym względem są Andrew Cogliano z Ducks (663 spotkań bez przerwy) i Keith Yandle z Rangers (510 spotkań bez przerwy). Tuż za nimi jest najstarszy z tej trójki Patrick Marleau z San Jose Sharks – wczoraj rekord 36-letniego skrzydłowego dobił do 500 kolejnych spotkań NHL.
Co ciekawe ten streak prawie dobiegł końca w listopadzie, gdy przed meczem z Islanders napastnika męczyłą choroba. Ostatecznie wziął jednak udział w tamtym pojedynku. Imponujące jest też to, że całą tą serię rozegrał w barwach Rekinów (czego o Cogliano i Yandle powiedzieć nie można). Sharks wygrali wczoraj 5:4 z Calgary Flames i są prawdziwymi wyjazdowymi wojownikami tego sezonu (maja 14 triumfów na obcych terenach, lepsi są tylko Capitals z 16 triumfami na wyjazdach).
AH
Czteropunktowy show Anże Kopitara musi znaleźć się w podsumowaniu tego dnia. „Kopi” był fantastyczny, sam strzelił jedną z bramek i asystował przy trzech innych. Najładniej zagrał chyba przy trafieniu Toffoliego, ale miał swój niedoceniony udział w akcji przełamującej remis 2:2 gdy wwiózł krążek do strefy ataku (potem Doughty dograł do Martineza). Warto podkreślić że Detroit to nie był łatwy przeciwnik bo Czerwone Skrzydła miały na koncie serię czterech zwycięstw, ale tutaj polegli 2:4.