Boston Bruins – Edmonton Oilers
Szósty z rzędu wygrany mecz Oilers to już nie może być przypadek. Żyjemy w galaktyce, w której Oilers nie przegrali jeszcze meczu w grudniu! Pięć wcześniejszych rozegranych we własnym mieście można było zrzucić na poczet dobrej passy domowej, efekt własnego lodowiska przez dłuższy czas wysypianie się we własnym łóżku przy swojej rodzinie – to wszystko zazwyczaj wpływa pozytywnie na drużyny. Ale wyjazd do Bostonu to rzecz ciężka i wymagająca, a zwycięstwo tam nie przytrafiło się Nafciarzom od 1996 roku.
Żeby jeszcze bardziej uzmysłowić wam jak dawno temu to było napiszę tylko, że numerem jeden na liście przebojów była wtedy Macarena…
Można zarzucić gościom z Kanady że oddali ponad dwa razy mniej strzałów (24 do 49) i praktycznie od drugiej tercji nie istnieli na większą skalę. Dwie z trzech bramek zwycięzców padło po „drugich szansach”, co obronie Bruins nie wystawia najlepszej noty. Jej mobilność jest strasznie słaba, Chara przy bramce na 0:1 to kwintesencja tego
Nie wolno zapominać że Nafciarze prowadzili 2:0 po pierwszej odsłonie i potrafili otrząsnąć się w dogrywce po tym jak Niedźwiedzie z mozołem wyrównali w czasie regulaminowym na 2:2.
Bramka autorstwa Andreja Sekery w dodatkowych minutach nie była jednak tak dużym wydarzeniem jak kilka świetnych obron Cama Talbota. To chyba pierwszy taki mecz w którym bramkarz Edmonton przypominał siebie z czasów gdy udanie zastępował Henrika Lundqvista. Tym występem wrócił do rywalizacji z Andersem Nilssonem, bo wydawało się że już na dobre ją przegrał – ostatni raz wystąpił przecież jeszcze w listopadzie.
Dziesięcioletni okres nieobecności Oilers w play-off nadal może zostać przedłużony, ale wiatr optymizmu jest odczuwalny w prowincji Alberta. A wszystko to przecież bez Connora McDavida, który pozostaje kontuzjowany. Da się?
Washington Capitals – Pittsburgh Penguins
Ciężko było sobie wyobrazić trudniejszy debiut w roli trenera niż na Washington Capitals. Na prawdę o wynik z Stołecznymi w tej chwili jest ciężko, zwłaszcza gdy klocki dopiero mają zostać poukładane. Nie ma co się nawet łudzić że to co pokazali Penguins było wynikiem jakiś zmian nowego trenera. Pens nie grali źle, w końcu te 45 strzałów i co najmniej dwie przyzwoite tercje rozegrali. Ale to co grali to było „po staremu”, a wszyscy czekają na coś nowego.
W przerwie pierwszej części rozgrywki uhonorowano Pascala Dupuisa, który ostatnio został przymuszony do zakończenia kariery sportowej. Przymuszony przez zdrowie (przy poklasku Penguins, ale jednak przez zdrowie):
https://www.youtube.com/watch?v=vhNK4_xCrZw
No właśnie przyzwoita gra, ale nie minęło 10 minut a było 0:2 z Capitals. A gdy rywal z najlepszym obecnie bramkarzem ligi strzela ci szybkie dwie to masz już małe szansę na wyciągnięcie tego meczu na swoją korzyść. Pingwinom udało się zatrzymać ten marsz Waszyngtonu, nawet zbliżyć się na odległość jednego trafienia, ale nic więcej. Obie drużyny w Dywizji Metropolitan dzieli już 11 „oczek”. Do odrobienia?
W ostatniej odsłonie Pens dwukrotnie pogrążył T.J. Oshie, wcześniej dołożył do tego skasowanie „szklanego” Benneta (nie wrócił na lód):
W obronie Pens nie było najgorzej Ben Lovejoy zaliczył kolejny dobry mecz (asysta, 1 hit, 4 bloki) i powoli krytykowanie go tylko z zasady wpada z mody. Właściwie to on ma większe zasługi przy bramce dla Pittsburgha niż Małkin. Braden Holtby był świetny, 44 obrony i coraz śmielej możemy mówić o mocnej kandydaturze do Vezina Trophy z takimi jak on osiągnięciami (lider ligi w zwycięstwach i średniej wpuszczonych bramek).
Detroit Red Wings – Buffalo Sabres
Dobrą robotę wykonali Buffalo Sabres w Mieście Motoryzacji. To był trudny wyjazdowy mecz z ekipą która w 13 spotkaniach z rzędu notowała minimum punkt. Szable w dodatku przegrywały 0:1 po dwóch tercjach, ale krótki dobry fragment dał im zwycięstwo.
W odstępie 61 sekund w 3T Sabres strzelili dwie bramki i prowadzili 2:1, a na sam koniec skórę uratował im Chad Johnson powstrzymując Gustava Nyquista w jednej z ostatnich szarży miejscowych. Wcześniej w 35. minucie zatrzymał też rzut karny wykonywany przez Tomasa Jurco, gdyby nie to mogło być 2:0 dla Red Wings. To był najlepszy mecz tego golkipera w sezonie (32sv nowy season high):
Ottawa Senators – Los Angeles Kings
Kiedy mowa o gorących snajperach to na pierwszy plan wysuwa nam się obecnie kandydatura Mike Hoffmana z Ottawa Senators. W 12 ostatnich spotkaniach ten napastnik zdobył 12 bramek, wczoraj dwie strzelił Królom z Los Angeles. Pomogła w tym nieco indolencja Jonathana Quicka, który na 21 uderzeń obronił tylko 16 no ale …. 26-letni Hoffman ma już w tym sezonie pięć występów z dwoma bramkami lub i więcej (najwięcej w lidze).
Pamiętajmy że jest to zastrzeżony wolny agent który trzeci rok jedzie już na jednorocznych umowach, kiedy jak nie teraz Senators w końcu postawią na niego w pełni? Jeśli się nie opamiętają swój prime time ten zawodnik spędzi gdzie indziej a oni nie mają na tyle talentu ulokowanego w tego typu graczach żeby sobie na to pozwolić. Jeśli Hoffman podtrzyma tempo to zagra najlepszy sezon w swojej karierze, teraz ma 30 punktów w 27 spotkaniach (17 goli). Oprócz jego trzech punktów mecz z Kings można zapamiętać też z wpadki Craiga Andersona przy bramce Tylera Toffoliego:
Kings grali trzeci mecz w cztery wieczory i wyglądali trochę na zmęczonych już w ostatnim kwadransie, mimo przewagi w posiadaniu krążka i tego że to nie był jakiś szczególny występ bramkarza Senatorów przegrali po raz pierwszy od dziewięciu gier w czasie regulaminowym.
Columbus Blue Jackets – Tampa Bay Lightning
Steven Stamkos nie przełamał niemocy strzeleckiej nawet mimo że w bramce gospodarzy stał zupełnie zielony w temacie Joonas Korpisalo. To i tak nie uchroniło Kurtek z Ohio od czwartego z rzędu niepowodzenia, no ale w końcu są najsłabszą ekipą Wschodu i grają rzeczywiście jak najsłabsi.
Jeden z dwóch goli dla Błyskawic padł w osłabieniu, co tylko udowadnia „klasę’ CBJ. Co teraz, zostali z Tortorellą i są coraz gorsi. To jeszcze słabszy układ niż na początku z Richardsem:
Tutaj byli blisko wyrównania w samej końcówce, ale magicznym sposobem krążek nie przekroczył całym obwodem linii bramkowej. Brandon Dubinsky może mówić o sporym pechu, bo Ben Bishop leżał rozłożony jak pani Rozenek przed panem Majdanem w niedzielne popołudnie. To był najgorszy mecz tego dnia, więc lepiej zainwestować swój czas w któryś z wcześniej wymienionych meczów.