Trenerem reprezentacji Kanady na przyszłoroczny Puchar Świata w hokeju mianowany został Mike Babcock. To wiadomość szokująca mniej więcej w takim samym stopniu jak to, że zatonął Titanic albo że w styczniu może być zimno. Wybrałem trzy powody, dla których nominacja Babcocka to słuszny krok.
1. Zwycięskiego składu się nie zmienia. To banał, ale czyż nie ma racji bytu w przypadku Babsa? W 2010 roku otrzymał szansę zdobycia historycznego złota przed kanadyjską publicznością na Igrzyskach Olimpijskich i zdał ten nieziemsko trudny egzamin na szóstkę. Cztery lata później ponownie zaproszono go do pokierowania Team Canada na Igrzyskach w Soczi – reprezentanci spod znaku Klonowego Liścia po prostu zdominowali tamtą imprezę i z łatwością obronili tytuł. Na jakiej zatem podstawie zmieniać człowieka, który jeszcze ani razu nie zawiódł?
2. W północnoamerykańskich mediach trudno znaleźć choćby jedno negatywne zdanie na jego temat. Fachowcy chwalą go za nowoczesny i skuteczny styl gry, zauważają, że od wielu lat z Detroit Red Wings robił wyniki ponad stan. W samych superlatywach wypowiadają się o nim hokeiści, którzy zwracają szczególną uwagę na inteligencję Babsa i zwyczajnie dobrze się z nim dogadują. Na tak krótkiej i intensywnej imprezie nie ma czasu na kombinacje, to nie jest odpowiedni moment na rewolucję. Trzon kadry doskonale zna sposób pracy Mike’a i bez zarzutów go akceptuje. Tu nie będzie wielkich zaskoczeń, panowie po prostu odświeżą to, co wypracowali w trakcie poprzednich imprez. To w zupełności powinno wystarczyć.
3. Babcock jest wyborem tyleż dobrym i oczywistym, co nie do końca istotnym. Jestem święcie przekonany, że nominacja Joela Quenneville’a, Barry’ego Trotza, Kena Hitchcocka czy Alaina Vigneaulta przyniosłaby podobne efekty (wszystko poniżej złota będzie sensacją). Kolejnym sportowym banałem jest stwierdzenie, że „taką ekipę poprowadziłaby nawet nasza babcia”. To oczywista przesada i hiperbola, natomiast Kanada to faktycznie mały samograj. Rolą trenera będzie poustawianie zespołu, ale kluczowe będzie…nieprzeszkadzanie. Przy słabszej drużynie dzięki różnym koncepcjom i taktycznym manewrom można wiele zyskać (patrz Red Wings circa 2010-2015). Na Pucharze Świata zjedzie się sama śmietanka, której raczej za wiele nauczyć już się nie da. Nie chcę całkowicie bagatelizować roli trenera, lecz w przypadku Team Canada nie będzie to postać grająca pierwsze skrzypce. Babcock posiada już takie doświadczenie, więc doskonale wie, z czym je się tego typu turniej.