Sidney Crosby na początku tego sezonu nie jest w doskonałej formie. Nie jest to tajemnicą i wiedzą o tym już wszyscy. Taka sytuacja jest tylko okazją do zupełnie niepotrzebnych i głupich plotek na jego temat. Ostatnia z nich – Crosby ma poważny konflikt z właścicielem Pittsburgh Penguins, Mario Lemieux.
Nie mam pojęcia kto wymyślił tą plotkę i co ta osoba miała na celu. W prasie średnio raz na rok pojawia się jakaś niewiarygodna historia z udziałem Crosby’ego w tle. Rok temu była to jazda pod wpływem alkoholu i aresztowanie w Ottawie, teraz konflikt z Lemieux – wszystkie te historie są dementowane błyskawicznie po ich publikacji. No ale wiadomo – Crosby, Lemieux – wielkie hokejowe marki. Jakaś negatywna historia z ich udziałem nabije masę dodatkowych baksów. A co!
Zacznijmy od tego, że całą historię zdementował już sam Crosby jak i Lemieux oraz klub z Pittsburgha. Nie zatrzymało to jednak fali spekulacji o tym, że być może czas Crosby’ego w Pittsburghu powoli dobiega końca i czas rozważyć jego transfer do innego zespołu? Bzdura jakich mało!
Zacznijmy od perspektywy klubu i jego właściciela. Co miałby na celu Lemieux i spółka oddając Crosby’ego teraz lub nawet, powiedzmy za pięć lat do innej drużyny? Crosby to franchise player, najlepszy zawodnik drużyny, a zarazem największa jej gwiazda. Takich graczy się po prostu nie oddaje. Powiecie, że przecież Gretzky był jeszcze większą postacią niż Crosby, a transfery na swoim koncie odnotował. Miejcie jednak na uwadze, że czasy się zmieniły. Hokej to biznes, a Crosby to kura znosząca złote jajka. Nie ważne czy strzela on jedną czy dziesięć bramek w tygodniu – i tak przynosi on rekordowe zyski dla drużyny. Penguins to obok Sabres najchętniej oglądana drużyna hokejowa w NHL w Stanach Zjednoczonych, w Kanadzie jak i na całym świecie także bije rekordy popularności. To po prostu współczesna wielka hokejowa marka, którą wywindował sam Crosby przy pomocy Małkina i innych pingwinich gwiazd.
Inną sprawą jest, że Lemieux rozgląda się za możliwością odsprzedaży klubu. Mario chciałby zachować część swoich udziałów, ale większościowe odsprzedać nowemu właścicielowi. Tym bardziej oddanie Crosby’ego w momencie sprzedaży drużyny, która może nastąpić za rok, dwa lub trzy jest bezsensowna. Penguins bez Crosby’ego tracą na wartości o dobrych kilka procent. Nowy właściciel? Naprawdę myślicie, że jeśli kupi on klub z zabawką „Crosby” to od razu wyrzuci ją z pudełka? Sam Lemieux w Pittsburghu zrobił już swoje. Dwukrotnie uratował klub – wpierw przed bankructwem wykupując go z Ronem Burkle, a potem przed relokacją doprowadzając do budowy nowej hali w Pittsburghu. Z pewnością Mario nie sprzedaje drużyny bo nie może się dogadać z Crosbym.
Teraz czas na perspektywę samego Crosby’ego. Jest to zawodnik, który osiągnął już wszystko co mógł – nagrody indywidualne, Puchar Stanleya, medale olimpijskie, Mistrzostwo Świata, Triple Gold Club… Pewnie, na pewno chciałby dołożyć jeszcze jeden lub kilka pierścieni na swoje konto, ale sam Sid z Pittsburgha nie ma zamiaru się ruszać. Idealnym na to dowodem jest przecież kontrakt, który podpisywał on przed kilkoma laty. Sid jako kapitan zespołu dał klubowi „home discount” i bez zawahania pożegnał się z tytułem najlepiej zarabiającego gracza w drużynie.
Crosby to Penguins, a Penguins to Crosby. Tak jest i tak pozostanie. Pewnie, nie wykluczam, że na ostatnie 2-3 lata kariery Sid wyruszy w hokejową tułaczkę w poszukiwaniu okazji na zdobycie Pucharu Stanleya, jeśli w Pittsburghu więcej razy to się mu nie uda, ale mówimy teraz o perspektywie prawie 10. lat! Dlatego do wszelkich plotek proponuję podchodzić z ogromną rezerwą.