Podsumowania spotkań z minionej nocy. To nie są zwykłe „recapy”, nacisk położony jest na multimedia i szczegóły których w relacjach głównego nurtu nie znajdziecie. Dodatkowo do każdego meczu dołączony jest „miernik” – graficzne sklasyfikowanie spotkania, dzięki któremu szybko można się dowiedzieć czy było atrakcyjne i czy warto do niego wrócić.

New York Rangers – Toronto Maple Leafs

Nasza ocena: skala3

Zgadnijcie w którym momencie meczu Mike Babcock zrobił tę minę:

CT5aPCOUwAAw_O1

Yep, jeśli ktoś coś tam czytał coś tam widział to wie, że chodzi o gola strzelonego Maple Leafs z połowy lodowiska autorstwa Dereka Stepana. Takie trafienia się zdarzają, ale jakoś zawsze rzutują na całokształt oceny spotkania – dobry mecz nie zawiera aż takich „baboli”, a tutaj nawet nie do końca jestem przekonany że to był dobry mecz. Co najwyżej na czwórkę na szynach, a jak obniżymy notę za tego gola wpuszczonego przez Berniera to mamy „dostateczny” spektakl ratowany przez Maple Leafs będących w jak na ich możliwości naprawdę niezłej formie.

Ciekawe że mecz zaczął się dla Klonowych Liści nieźle. Dobra obrona Berniera na strzale lecącym na „uszy” od Brassarda, później otworzenie wyniki Petera Hollanda. Zresztą pochwalić można inne elementy nawet te z późniejszych minut. Bramka wyrównująca na 3:3 Diona Phaneufa to coś co warto zobaczyć, Lupul strzelił kolejnego gola zwiększając swoją wartość rynkową. Ogólnie nic nie zapowiadało tego, że na ławce będą aż takie złości:

Być może Toronto miało po prostu pecha trafiając na Rangers, bo ci wygrali osiem wcześniejszych spotkań i nawet jeśli tutaj grali jako zespół słabsze zawody, to i tak mieli dostatecznie dużo indywidualnego talentu żeby przepchnąć swoją „racje”. Hobbit z Norwegii czyli Mats Zuccarello imponował szybkościowo, zaliczył trzy punkty i bawił swoją grą. Jego metoda jest w sumie prosta, najczęściej jest to nabranie prędkości i szukanie dosyć niesygnalizowanego i mało oczywistego podania. Ileż to wprowadzało zamieszania w szeregach gości. No i przełożyło się na gole (asysty przy trafieniach McDonagha i Brassarda oraz game-winner strzelony z backhandu w ostatniej minucie), późniejszą z nich radość i odbieranie podziękowań od dużo wyższych kolegów:

Między słupkami New York Rangers stał Antti Raanta i pozostał niepokonanym w tym sezonie zmiennikiem (4-0). Za korektę trzeba jednak brać przy tym bilansie, że Raanta już dwukrotnie wygrał z Toronto Maple Leafs którzy mają zadatki (nawet mimo tej ostatniej serii trzech zwycięstw) na zostanie najgorszą drużyną Wschodniej Konferencji. Dan Boyle był na healthy scratch, czyli dostał od trenera nie po raz pierwszy w tym sezonie sygnał, że nie mieści się w kadrze. Za niego grał Dylan McIlrath. Strażnicy wygrali dziewiąty mecz z rzędu i wyprzedzili Dallas Stars oraz Montreal Canadiens stając na czele ligi z 30 punktami. W tamtym roku zdobyli już Presidents’ Trophy, czy chcą iść tą ścieżką ponownie? Póki co na to wygląda

 

Chicago Blackhawks – Calgary Flames

Nasza ocena: skala4

Kiedy myślę o Calgary Flames widzę to mniej więcej tak. Młody perspektywiczny skład, który osiągnął już niezły wynik i ma przez to sporo do udowodnienia. Może zbyt wiele i może niepotrzebnie te schody dla nich tak szybko zrobiły się tak bardzo stromę. Bo dwa lata temu nikt nie mówiłby o rozczarowujących wynikach Flames, tylko o braku kroku na przód. Teraz fundamentalne pytanie – co jest lepsze, NIE robić kroków do przodu, czy cofać się? Tak czy siak Płomienie przypominają mi tego chłopaka:

 

 

Bardzo chcą, ale nie bardzo potrafią wykonać już wszystko czego się od nich oczekuje. I jak sami widzicie na samym końcu to boli. W pojedynku z Chicago Blackhawks też bolało. Patrick Kane przedłużył swoje serię: punktową (do 13 meczów z rzędu) i bramkową (do siedmiu meczów z rzędu). Został liderem klasyfikacji kanadyjskiej i strzelców zostawiając na tę chwilę w tyle graczy Dallas Stars.

Kaner wykorzystał fakt, że z obroną Flames nie jest najlepiej i niewiele w tej kwestii pomógł powrót po kontuzji T.J Brodiego. Marian Hossa wpisał się na listę strzelców pierwszy raz od 17 października, a Jonathan Toews w końcu przestał się bić. Czarne Jastrzębie wszystkie „ważne” gole strzelili w drugiej tercji, ten najmniej ważny na pustą bramkę padł już w samej końcówce, która nie była wcale emocjonująca.

Joel Quenneville był zadowolony z dwóch spotkań pod rząd rozegranych przez jego hokeistów. Dzień wcześniej Blackhawks pokonali przecież St. Louis Blues więc komplet punktów po tych dwóch dniach bardzo ich cieszy zwłaszcza że do składu wrócili już Duncan Keith Michal Rozsival. Ze spokojną głową Chicago może wyruszyć w swoją coroczną podróż związaną z wizytą Cyrku w United Center. W najbliższych dwóch tygodniach Blackhawks zagrają sześć wyjazdowych meczów na zachodniej Kanadzie i w Kalifornii.

Założę się że ich rywale nie są zachwyceni z konieczności ugoszczenia Patricka Kane’a i spółki w takiej formie (głównie chodzi o formę Kane, formę „spółki” dałoby się jeszcze jakoś zatrzymać). Ich miny są raczej jak: O NIE!