Detroit Red Wings – Florida Panthers

Nasza ocena: skala2

To była luźniejsza noc w kalendarzu NHL, a właściwie całkowicie wolna. Jedyny mecz odbył się bowiem wieczorem czasu polskiego i popołudniowym w USA. W mieście znanym niegdyś z motoryzacji, a obecnie z tego że jest bankrutem, doszło do starcia Detroit Red Wings i Florida Panthers.

Uwaga spoileruje – końcowy wynik był korzystny dla gości z Florydy, którzy mają jakiś patent na wygrywanie w Joe Louis Arena. Pięć ostatnich meczów w Detroit należało właśnie do Kotów. Ostatnia ich porażka na tym terenie miała miejsce w 2007 roku.

Nie znaczy to, że coś przyszło tu łatwo przyjezdnym. Co to to nie, przez 3/4 czasu spotkania na niepokonanego wyglądał Petr Mrazek, dobrze funkcjonowała obrona Czerwonych Skrzydeł, a trochę gorszy i mniej skuteczny atak można było wybaczyć zwłaszcza po tym jak do siatki rywali trafił Dylan  Larkin. Trafił bo nie miał innego wyjścia, po takim prezencie od Alexandra Barkova młodziutki napastnik mógł tylko się cieszyć – w tym roku święta przyszły jeszcze w listopadzie!

Przy tym nazwisku zatrzymamy się na nieco dłużej. To najbardziej bramkostrzelny rookie tego sezonu, właśnie zdobył swojego 10. gola (ma o dwa trafienia więcej cała plejada go goniąca). Jego pozostawienie w kadrze Red Wings okazuje się być złotym strzałem menadżera Kena Hollanda, a pominięcie w jego rozwoju wycieczki do AHL (co jeszcze może mu się zdarzyć, ale póki co jest do tego daleko) to jakiś krok milowy dla tego lubiącego długo pielęgnować swoich wychowanków „budowniczego” drużyny.

 

Trzy ostatnie mecze Detroit Red Wings grali z dodatkowymi minutami, niekiedy na własne życzenie kierując rozgrywkę w stronę dogrywki. To się trochę zemściło tutaj bo w końcówce zabrakło siły wyparcia. Aaron Ekblad który zagrał bardzo dobry mecz, strzelił z niebieskiej wprost na kij Reilly’ego Smitha i na sześć minut przed końcem był remis 1:1.

Ekblad był w tym meczu na bardzo wysokim poziomie (był na +1, miał asystę, trzy bloki, dwa hity i jeden odbiór – grał najwięcej ze wszystkich w meczu prawie 25 minut na lodzie). Dyrygował dobrze grą miał prawie 52% corsi czyli pozytywne posiadanie krążka, w procentowym stosunku do drużyny aż 10%+.

Smith wpisał się na listę bramkową po raz szósty w sezonie, ta bramka była jednak chyba jego najważniejszą. Choćby z uwagi na to że osobiście podziękował mu za nią Jaromir Jagr (wrócił do składu Florida w tym meczu po kilku kolejkach nieobecności).

Tym które przechylił szalę na korzyść Panthers na dobre w dogrywce był jednak inny obrońca, Brian Campbell. W jednym z ataków w fragmencie 3 na 3 Campbell asekurował wszystko jako trzeci wjeżdżający. Dostrzegł go i dograł w tempo Jonathan Huberdeau, a doświadczony defensor nie mający zbytnio umiejętności penetracji podbramkowej, zdecydował się na strzał z nadgarstka i udało się.

Sukces w tej akcji był w dużej mierze spowodowany złą zmianą jaką przeprowadziło Detroit, za późno na lód wjechał Abdelkader i już nie miał szans asekurować Campbella w czym dobrze połapali się gracze Panthers. Abdelkadera winić trudno, raczej zawalił Paweł Daciuk, który wywrócił się w ataku i za wolno jechał już za wszystkimi oddał tę zmianę by dać świeże nogi i jakiś ułamek szansy – nie udało się.

7669679_7442387415690936366_n

Ekblad uwolniony od parowania go z Williem Mitchelem jest dużo lepszy, teraz wychodzi na to że „dziadek” trochę go obciążał i spowalniał. Młody ma teraz okazję wykazać się i jest parowany z dużo mniej znanym Kampferem, póki co wyglądało to dobrze. Ten drugi nie przeszkadzał mu i dobrze wtórował w większości sytuacji. Dziadki grające razem (Campbell i Mitchell) jakoś dawały radę, chociaż kapitan Panthers (Mitchell) strasznie się postarzał od ostatniego sezonu.

 

Dziękuje za przeczytanie