Być może jest to dobre pytanie dla naszych najmłodszych czytelników. Opatrzność zdecydowanie czuwa nad Edmonton Oilers, dając im wszystko, co tylko drużyna może otrzymać dzięki „szczęściu” lub „zbiegowi okoliczności”. Oilers zachowują się jednak jak dzieci bogatych prawników, które zamiast cieszyć się z wizyty Mikołaja, dźgają go w tyłek diamentowym widelcem za to, że zamiast wszystkich zestawów LEGO na świecie, dostali tylko cztery najlepsze.

 

W ciągu pięciu ostatnich lat, Oilers wybierali z numerem pierwszym 4 razy. Statystycznie rzecz biorąc, w ciągu tych 5 lat zbudowali sobie podstawę drużyny silniejszą od tej w Chicago Blackhawks. Statystyki jednak nie wychodzą na lód w trakcie sezonu zasadniczego. Najnowsza zdobycz „Nafciarzy” – kreowany na pół-boga Connor McDavid, jak dotąd w 2 meczach oddał 4 strzały i pewnie kilka podpisanych zdjęć z własną podobizną.

 

Może czas już uświadomić sobie, że jeśli 3 najlepszych zawodników draftu nie daje rady dźwignąć drużyny z ligowego dna, to czwarty nie przyniesie rewolucji na tym polu?

 

W ekipie z Alberty od dawna mówi się o konfliktach na linii trenerzy-zawodnicy. Ponoć największe dokonania ma tutaj Naił Jakupow (nr 1 draftu A.D. 2012), który zyskał sobie sławę dzięki pyskówkom, obrażaniu się na trenerów i kwestionowaniu ich metod. Jest wielce prawdopodobne, że zawodnicy nie widzą żadnego autorytetu, a kapitanowie w Oilers są dobierani bardziej „z braku laku”, niż ze względu na umiejętności przywódcze.

 

Nie bez znaczenia pozostaje również obsada bramki, oraz najwyraźniej sposób szkolenia panów między słupkami. Za czasów gry w Edmonton, Devan Dubnyk został okrzyknięty jednym z najgorszych bramkarzy ligi, i to on został obarczony winą za niepowodzenia drużyny, w której już wtedy grał Taylor Hall, Ryan Nudgent-Hokpins i wspomniany Jakupow. Jakimś cudem, w ekipie Wild Dubnyk jest objawieniem i nadzieją Minnesoty  i jak tak dalej pójdzie, to Dubnyk dostanie klucze do miasta, spotka się z prezydentem USA i zagra brata Johna Snow w nowym sezonie „Gry o Tron” (spokojnie to tylko żart, a nie spoiler).

 

Oilers to drużyna nastawiona niemal ultra-ofensywnie. Defensywa, podobnie jak w Chicaco czy ekipie Penguins, ma być używana znacznie rzadziej jak obrona własnej bramki, a częściej do pomocy w natarciu na drużynę przeciwną. Niestety, po grze w ataku ciężko się zorientować, czy ekipa ma jakąkolwiek strategię – a momentami czy w ogóle ma trenera, czy po prostu banda dzieciaków w strojach hokejowych dostała dodatkową godzinę W-F zamiast matematyki.

 

Nawet Gretzky nie zwyciężał w pojedynkę. Nie da się zbudować drużyny na promocji nazwiska i obietnicach, że „to właśnie on przyniesie nam puchar”. Nie ma co dawać się nabierać na nadmuchany balon z napisem „McDavid”. Każdy z jego poprzedników był promowany co najmniej podobnie – i w ciągu czterech ostatnich lat, trzech z tych poprzedników gra z McDavidem w składzie. Być może Mikołaj powinien po tym sezonie przyjść do innej drużyny, której być może jedna przyszła super gwiazda wystarczy, by odbić się od dna ?