W tej kolumnie znajdziecie podsumowania spotkań z minionej nocy. Nie będą to zwykłe „recapy”, nacisk położymy na multimedia i szczegóły których w relacjach głównego nurtu nie znajdziecie. Dodatkowo do każdego meczu dostaniecie „miernik” – graficzne sklasyfikowanie spotkania, dzięki któremu szybko będziecie wiedzieć co działo się na lodzie.

 

legenda_mecze

 

New York Islanders – Chicago Blackhawks gwizdek

Hipsterzy, Jay-Z i raperzy. Trzy rzeczy z których słynie aktualnie Brooklyn. Żadnej z nich nie zauważono w hali Barclays Center podczas pierwszego oficjalnego spotkania New York Islanders. Liczba miejsc w tym obiekcie na hokej jest ograniczona do mniej niż 16 tysięcy,a bilety były sprzedawane w promocji już za 15 dolców. To był atrakcyjny kąsek, NHL zadbała żeby nowa hala i nowi Islanders podejmowali na początek nowej ery nie byle kogo tylko Chicago Blackhawks.

Oczywiście wiązało się to też z zagrożeniem, że debiut okaże się dużą wtopą. Na szczęście Chicago grało już drugi mecz w ciągu trzech dni i świeżość stała po stronie gospodarzy. To było widać, ale to z jaką energią grasz nie zawsze jest wyznacznikiem tego co za to otrzymasz. Pierwszy problem pojawia się gdy rozdajesz prezenty, jak Brock Nelson podczas przewagi dał gift Artiomowi Anisimowowi:

 

 

Anisimow w końcu zaistniał w Chicago, bo w pierwszym meczu był nieco w cieniu. Trudno nie być w cieniu grając z Kanem i Panarinem – z dwoma ruchliwymi małymi chłopakami, którzy robią show. Anisimow robi też za tłumacza, bo Panarin ni w ząb „nie gawarit po englisz”. Ciekawe czy bierze za to dodatkowe pieniądze? Tak czy siak, gdy Blackhawks dobrze rozpoczynają spotkanie to ciężko już ich powstrzymać.

Próbował oczywiście John Tavares i „zrobił” 1:1 po akcji w której Nicklas Hjalmarson tak bardzo nabierał się na wszystkie ruchy kija rywala, że „zamroził” się w miejscu nie robiąc nawet kroku. Hjalmarson trochę nie odnajduje się w parze z Keithem, ale po odejściu Oduyi tak to chyba musi teraz wyglądać.

 

 

W akcji 2:1 Nick Leddy przekonał się jak trudno powstrzymać Jonathana Toewsa gdy wie co chce zrobić, a wiedział i znalazł sposób żeby dać gumę do Kane’a. Marek Zidlicky sprowadzony w późnym offseason pokazał, że ten zespół potrzebuje takiego weterana. Takiego, który weźmie i uderzy zaskakująco z rogu przy niebieskiej. W dogrywce trzy na trzy zobaczyliśmy potworne możliwości drużyn typu Chicago. No bo co masz zrobić, gdy ONI wychodzą na Ciebie w składzie Keith, Kane, Toews? No ale koniec końców  to żaden z tej trójki nie zagrał w OT takiej roli jak dziadek Marian Hossa, najpierw złapał na karę Leddy’ego (oto nasze najsłabsze ogniwo zawodów!) wychodząc z breakaway. Później asystował przy trafieniu Kane’a i to nic, że Kane strzelił tego gola nie oddając nawet strzału w stronę bramki. To nic. Dajemy gwizdek, czyli buzz-beatera bo bramka Zidlicky’ego padła w końcówce 3T. Wyspiarze mogą być zadowoleni, długo czekali na to wejście w nowy rozdział. Byli zdenerwowali, zgarnęli punkt, zagrali dobrze (niektórzy bardzo dobrze). Hala trochę dziwna, lód położony nieco poza środkiem budynku, światło trochę za jasne. Trzeba czasu żeby to wszystko zagrało i w drużynie i w Barclays organizacyjnie.  

 

Los Angeles Kings – Arizona Coyotes mask

  Pamiętacie że w tej lidze grają też inni debiutanci, nie tylko McDavid i Eichel? Jakbyście zapomnieli to przypomni wam o tym Max Domi (1G i 1A) w debiucie do Coyotes. To samo co do Domiego czują Coyotes, chcieliby od Jordana Weala (MVP finałów AHL z zeszłego sezonu) uzyskać Kings. Gdy ta dwójka spotkała się na lodzie jeden zawiódł a drugi skorzystał:    

 

 

Był też Mike Smith i jego 40 sv za co go wyróżniamy, to chyba najlepszy póki co bramkarski występ tego sezonu.

 

 

Kojoty prowadziły już 4:0 i trudno było uwierzyć, że to jedna z najdłużej nieobecnych drużyn w play-off (większy streak mają tylko Sabres, Hurricanes i Oilers). Kings w drugim meczu tracą już worek bramek, a ich obrona transition jest zła. Alec Martinez jest chyba w tym najgorszy. Darryl Sutter i jego possesion game przestały działać na dobre? Aha pierwsza formacja Lucic – Kopitar – Gaborik znów bez punktu, wolno, bez elementu WOW.

 

Detroit Red Wings – Toronto Maple Leafs hero

W końcu mogłem użyć tej ikonki YUPI, a wszystko za sprawą Justina Abdelkadera. Rzadko zdarza się żeby strzelec hat tricka był na drugim planie, ale mamy do czynienia z takim przypadkiem. Dylan Larkin też strzelił gola i jego pozycja urosła jeszcze bardziej. To pierwszy nastolatek organizacji Red Wings, który trafił w debiucie od czasów Steve’a Yzermana, przypadek? Przyszła twarz organizacji? Ci którzy mówili, że Babcock odchodzi i zostawia po sobie starzejącą się drużynę bez widoków na przyszłość, znowu muszą siedzieć cicho. Mike został przyjęty ciepło w Joe Louis Arena, więc nie jest do końca tak że wszyscy go nienawidzą.

 

 

Co do Maple Leafs to nadal nie strzelili gola w 5na5, więc to już 120 minut. Natomiast w systemie defensywnym jest jakaś metoda, szkoda tylko że nie działa w nim forechecking (zero takeaways?) oraz że trzeba zmieniać bramkarza tak szybko w tym sezonie (21 minut zagrał Bernier zanim wszedł Reimer).

 

Columbus Blue Jackets – New York Rangers gol

Po uszkodzeniach mózgu u Matsa Zuccarello nie ma śladu. Hobbit strzelił pierwszą i ostatnią bramkę w meczu, ale w międzyczasie stało się bardzo dużo. Między innymi Brandon Saad powiedział wszystkim „potrafię strzelać bramki nie grając w jednej drużynie z Hossą, Toewsem i Keithem”. Rangers mają póki co fetysz strzelania trzech bramek w jednej tercji i przeciętności w pozostałych, ale są 2-0 więc Alain Vignault jest geniuszem.  Najbardziej podobało mi się podanie Dubinsky’ego na gola 1:1, byli gracze Rangers uwielbiają grać przeciwko swoim dawnym kolegom. Zapytajcie jego i Callahana:

 

 

Było gorąco, a ciała zderzały się często i mocno. Marc Staal bił ludzi za to, że go hitowali. McDonagh też chciał bić, ale odpuścił i dobrze bo był w tym meczu na +4 w plus/minus (lepiej się nie dało). Kreider nie bił ale trafił tak, że Alexander Wennberg musiał zjechać (wstrząs mózgu). Na koniec w 77 sekund Rangers zrobili z 1:2 na 4:2 i było pozamiatane.

 

New Jersey Devils – Winnipeg Jets szachy

To był najsłabszy mecz tego wieczoru, ale nikt się tym nie przejmuje w prowincji Manitoba, gdzie już pierwsze ptaszki zaczynają ćwierkać o mistrzowskiej paradzie. Joke, ale 2-0 to chyba wystarczający powód, żeby stwierdzić „Jets are OK”. John Hynes ma tylko 40-lat więc zdąży się jeszcze doczekać zwycięstwa w NHL, może za mecz może za dwa. Devils nie mają za bardzo ataku, ale udało im się w PP, bo Jiri Tlusty wie co i jak. W końcu Jets byli jego klubem przez kilka miesięcy, a potem nie chcieli mu dać więcej niż 1M za rok gry. Było za co się mścić.