Cykl o zespołach, których już dwa miesiące nie widzieliście w lodowiskowych zmaganiach i nie zobaczycie aż do września (preseason). Mowa o 14. klubach, które nie wywalczyły udziału w play-offach, przyznajcie sami, że o części z nich można było w tym czasie na dobre zapomnieć. My odświeżymy wam pamięć! Przygotowaliśmy dla każdej z ekip solidne podsumowanie sezonu z grafikami, podziałami na miesiące, oceną działań i krótkim zarysem tego co może czekać daną organizację w najbliższej przyszłości. Przechodzimy od najgorszych do najlepszych bilansów, codziennie jedna lub dwie ekipy, za nami już Avalanche, Canucks, Coyotes, Devils, Sabres, a dziś Detroit Red Wings!
Oczekiwania przed startem sezonu
Red Wings w kolejnych 25 sezonach kwalifikowali się do postseason – to oczywiście najdłuższa seria w NHL (zresztą nie tylko w NHL ale i biorąc pod uwagę każdą inną zawodową ligę za oceanem). Nic więc dziwnego, że celem numer jeden na ten sezon było przedłużenie tej serii. Wiadomo też było, że tym razem będzie o to wyjątkowo trudno. Z zespołem pożegnała się jedna z jego żywych legend – do KHL powrócił Pavel Datsyuk. Brad Richards zakończył karierę. Pozostali liderzy jak Zetterberg czy Kronwall zmierzali do 37 wiosen na karku. Podpisano kilku innych weteranów, drużyna jest w tzw. „przebudowie w locie”. Kibice zadawali sobie pytanie jak w obliczu zmian poradzi sobie zespół, który nie draftował w TOP-10 od 1991 roku!!! (w tym czasie najwyższy pick #15 został przeznaczony na wybór Larkina w 2014 roku). Red Wings wchodzili w sezon wiedząc, że pożegnają się z legendarną halą Joe Louis Arena.
Październik
Rozgrywki ruszyły i mimo, że Red Wings przegrali dwa pierwsze mecze na Florydzie (z TBL oraz FLA) to zaraz potem odnotowali serię 6 kolejnych zwycięstw! To było naprawdę coś, wielu kibiców miało w tamtym czasie na ustach tylko Detroit, tym bardziej że wśród pokonanych nie było słabeuszy (m.in. NYR, STL czy SJS). Skrzydła zdecydowały się na grę w pierwszej linii na centrze nowym nabytkiem – Fransem Nielsenem. Centrem #2 został Larkin a #3 Helm. Ten ostatni grając w trzeciej linii (razem z takimi skrzydłowymi jak Vanek – Athanasiou/Nyquist) złapał od początku wysoką formę. W obliczu kontuzji Kronwalla top-4 obrony stanowili: Green – DeKeyser, Sproul – Smith. W bramce z #1 rozpoczynał Mrazek choć szybko swojej szansy doczekał się i Howard.
Listopad
Niespodziewanie po bardzo dobrym początku dość szybko zaczęły piętrzyć się problemy. Po pierwsze startujący z rewelacyjną formą Vanek złapał kontuzję pachwiny. Po drugie szybko siadła również produkcja chwalonego Helma. Jakby tego było mało wciąż formy szukał Larkin oraz Nielsen – trener Blashill chętnie i często dokonywał więc roszad, nie tylko między liniami ale również pozycjami. Na centrze #1 ustawił doświadczonego Zetterberg (ten odwdzięczył się 11P w 13GP). Na skrzydło zaś trafił nie radzący sobie na środku Larkin (niestety nic to nie dało). Tylko 2P zaliczył również Athanasiou. Przyszedł więc czas na posiłki – do drużyny z zaplecza AHL powołany został Anthony Mantha i dość niespodziewanie zagościł w pierwszej linii ataku. A że rosły 22-latek od razu sprawiał dobre wrażenie pozostał tam na dłużej. Sporo błędów popełniała obrona, po kontuzji wrócił Kronwall ale prezentował się bardzo słabo – widać było gołym okiem, że brakuje mu rytmu meczowego. Kłopoty dotknęły również Mrazka, nic więc dziwnego że odstąpił on miejsce Howardowi. Stało by się tak na dłużej ale perfekcyjny wręcz wtedy Jimmy złapał kontuzję. W tym czasie Mrazek kompletnie nie wykorzystał jednak swojej szansy. Listopad zamknął się słabym bilansem 5-6-2.
Grudzień
Pasmo kontuzji, które łapali kolejni gracze – Helm, Athanasiou, Marchenko czy Smith. Świetnie radziła sobie linia Zetterberg + Vanek + Mantha ale zabrakło wsparcia pozostałych graczy. Kilka bramek dorzucił obrońca 1 pary Green, lepiej prezentował się Tatar (zawitał nawet na chwilę do pierwszej linii). Słabiej wyglądały bottom-lines – nie radzili sobie Nyquist czy Jurco a prawdziwą klapą było to co prezentowali Justin Abdelkader czy Riley Sheahan. Czas spędzony na lodzie po powrocie z kontuzji zdawał się za to procentować w przypadku Kronwalla. Zespół nie mógł złapać rytmu – sporo spotkań było nie rozstrzygniętych po 60 minutach (w grudniu Red Wings wygrali tylko jeden raz w regulaminowym czasie gry) ale na szczęście udawało się wygrywać w OT i zbierać cenne punkty.
Styczeń
Nowy rok przywitał zespół fatalną wiadomością – na sześć tygodni z kontuzją wypada bowiem Jimmy Howard. Co ciekawe trener nie wstawia do bramki Mrazka (ten wciąż zawodzi) lecz decyduje się grać jako starterem powołanym z AHL Jaredem Coreau. Zespół wciąż może pochwalić się tylko jedną naprawdę silną formacją: Zetterberg + Vanek + Mantha wciąż robią dobrą robotę. Blashill chcąc pobudzić pozostałe linie decyduje się na ciągłą rotację (m.in. ustawiając Vanka w drugiej linii ataku z Nielsenem i Tatarem bądź Nyquistem. Powoli możemy też już powiedzieć, że to nie będzie dobry rok dla drugoroczniaka Larkina – nie radzi sobie na centrze, nie czyta gry, nie wykonuje zadań w tempo, na skrzydle jest tylko o ciut lepiej bo zawodnik bazuje na swojej szybkości. Larkin kończy miesiąc w bottom–6. Sporo zmian dzieje się również w defensywie – na healthy scratch ląduje Sproul i Marchenko. Kontuzja przytrafia się solidnym dotychczas Greenowi i Smithowi. To powoduje, że w zespole melduje się 26-letni obrońca z zaplecza AHL – Nick Jensen (to 5 runda draftu 2009). Zespół wyraźnie traci siły – co ciekawe z 6 rozgrywanych w styczniu OT przegrywa aż 5 z nich.
Luty
Luty to czas kiedy pierwsze głośne głosy dziennikarskie mówią o tym, że Red Wings w tym sezonie zakończą swoją niesamowitą serię. W czasie kiedy trzeba wrzucić wyższy bieg zespół zupełnie traci siły. Udaje się wygrać tylko 4 z 11 rozegranych meczy – z taką formą można rzeczywiście zapomnieć o pościgu za ostatnią wolną Wild Card. Pozwólcie, że zamiast na samych wynikach skupię się na chwilę na zmianach, które dokonują się w drużynie. Alex Marchenko zostaje podebrany z listy odrzutków (waivers) przez TOR. Weteran Drew Miller w związku ze słabą formą ląduje w AHL (po czym w wyniku niezadowolenia żąda trade’u). Stary wyga Ken Holland pod koniec na trade deadline rzuca na taflę biały ręcznik. Moim zdaniem słusznie – bo z zamian za „gorący towar” w postaci Thomasa Vanka (trade do FLA) oraz trade Brendana Smitha (do NYR) a także Steva Otta (do MTL) czy Tomasa Jurco (do CHI) zbiera pokaźną liczbą przyszłych picków (głównie trzecio-rundowych) . Przy okazji uwalniając sporą część salary cap. To dobry prognostyk na przyszłość. Nie jest prawdą, że ceną było tutaj także przerwanie niesamowitej serii awansów do play-off – tej gracze z Hockey Town i tak by nie osiągnęli.
Marzec i Kwiecień
W obliczu opisanych wyżej ruchów kadrowych końcówka sezonu w wykonaniu drużyny nie dostarcza już praktycznie żadnych emocji. Dosłownie w pojedynkę odwrócić ten nieunikniony los stara się Zetterberg (olbrzymie brawa za ambicję i wolę walki do końca). Kiedy spada trochę presja i ciśnienie ciut lepszą formę prezentuje Larkin czy Nyquist. Sporo bramek notuje Tatar – głównie za sprawą nieodpuszczającego Zetterberga. Zespół wraca do gry w bramce Mrazkiem ale dość często rotując go z Howardem (ostatecznie w marcu to Czech rozgrywa więcej spotkań jako starter). Ostatnie mecze to walka o godne pożegnanie z Joe Louis Areną (Red Wings rozgrywają w domu dwa ostatnie mecze sezonu). W spotkaniu z MTL nie udaje się jednak wygrać (porażka po OT), dlatego też zespół zbiera się w sobie i w ostatnim spotkaniu pewnie pokonuje 4-1 NJD. Kończy się pewna epoka.
Ocena
No cóż, niesamowita seria została zakończona a w dodatku zbiegło się to ze śmiercią konstruktora sukcesów drużyny – legendarnego właściciela Mike Ilitch. Drużyna pożegnała się też ze swoją zasłużoną halą. To bardzo symboliczne. Sezon jest oczywiście rozczarowaniem ale może paradoksalnie dobrze się stało. Nadszedł wreszcie czas, aby zebrać jakiś wysoki pick a nie awansować do play-off i odpaść tam w I rundzie po serii, w której nie było szans na przejście wyżej rozstawionego rywala. Tak, wiem – to nie w stylu Detroit aby tankować, oni są przecież od lat nastawieni na wygrywanie. Bez wątpienia będą chcieli powrócić na zwycięską ścieżkę jak najszybciej.
Rozczarowanie
Słynna już nie tylko dla fanów Red Wings ale i całego środowiska hokejowego była seria bez bramki Rileya Sheahana. Kompletnie nie mógł się odnaleźć również reprezentant Stanów Zjednoczonych na Pucharze Świata Justin Abdelkader. Zostawmy ich jednak w spokoju. Wymienię więc Dylana Larkina. Oczywiście na jego usprawiedliwienie można podać efekt drugoroczniaka, jednak problem w tym, że regres był aż nadto duży. 20-latek spadł w produkcji z 45 na 32P (zagrał tyle samo bo 80GP). Był na -28 w klasyfikacji +/- (gorszy w całym zespole był tylko wspomniany Sheahan). Co gorsze szybki jak wiatr gracz dołował również w statystykach zaawansowanych. Kiedy był na lodzie zespół zawsze otrzymywał więcej strzałów niż był sam w stanie wygenerować. Czas wziąć się do roboty.
Objawienie
Świetnie co prawda do życia w Detroit wrócił Thomas Vanek ale nie ma go już w klubie. To weteran więc nie może się tutaj znaleźć. Tym samym wybór jest bardzo prosty – Anthony Mantha. Ehh, gdyby włodarze Skrzydeł wiedzieli już w październiku jak bardzo będą potrzebować tego typu gracza. Anthony rozpoczął sezon w AHL a powołania zaczęły przychodzić dopiero w okolicach połowy listopada. Rosły Mantha (195 cm wzrostu) zagrał w sumie tylko 60GP ale i tak uzbierał w nich 17 bramek. Wszystko to na bardzo dobrej skuteczności ponad 12,5%. Co ciekawe jeśli chodzi o statystyki zaawansowane to był totalnym przeciwieństwem Larkina. Gdy Anthony był na lodzie zespół oddawał średnio o 6,5 strzału więcej niż rywal.
Co dalej?
Wydaje się, że przed Detroit ciężki okres. W zespole pojawiło się wielu starszych zawodników, którzy dostali dość długie kontrakty – to może oznaczać ewentualne dalsze kłopoty w przyszłości. Kilku zawodników, którzy jeszcze 2-3 lata temu szturmem weszli do drużyny z AHL (Nyquist, Tatar) trochę jakby wyhamowało. Były długiem momenty w tym sezonie kiedy wyżej od nich byli cenieni Mantha czy nawet Vanek. Wielki znak zapytania należy postawić przy obsadzie obrony (zmagający się z kontuzjami Kronwall). Nie najlepiej też dzieje się z bramce – nie wiadomo jak długo jeszcze na odpowiednim poziomie grać będzie nie najmłodszy już Howard. Mrazek, który wydawał się być pewniakiem na startera także po tak słabym sezonie musi się odbudować. Kurczy się też to, co było siłą napędową Red Wings w latach poprzednich czyli zaciąg z dalszych miejsc draftowych utalentowanych prospektów. Aby nie kończyć tak pesymistycznie przypominam, że Detroit doczekali się w końcu picku z pierwszej dziesiątki roku draftowego (będą wybierać z #9). Nie ma co wróżyć czarnych scenariuszy. Po tylu sukcesach (dwa tytuły w latach ’90 oraz kolejne dwa w latach ’00), długiej serii występów w play-off musiał przyjść gorszy okres, to naturalne. Pytanie tylko czy tkwienie w nim zajmie skrzydłom chwilkę czy też zostaną pogrążeni w przeciętności trochę dłużej.
Dajcie już sobie spokój z Jordanem. Ani to smieszne, ani ładne.
Jak już się obrało jakąś formułę to trzeba w niej wytrwać do końca serii. Moim zdaniem pasowała akurat klimatem do tych którym nie wyszło, płaczący mistrz 🙂
Comments are closed.