Oto kolejne tłumaczenie fenomenalnych tekstów ukazujących się na łamach portalu The Players’ Tribune. Kibicom przedstawia się Shayne Gostisbehere. Były obrońca Philadelphia Flyers opowiada o swoim wielkim zaangażowaniu w treningi od najmłodszych lat, o ksywie, którą można streścić dwoma emotkami i o siostrze, bez której prawdopodobnie nie trafiłby do NHL. Jego transfer i nowy początek na jaki ma szansę w Arizona Coyotes to doskonały moment, by zapoznać się bardziej z tym defensorem!

Gdy miałem siedem lat, byłem tak zdeterminowany, że wstawałem o 4 rano, żeby jechać na lodowisko.

Tata wiózł mnie i siostrę ciemną, pustą drogą, a potem dojeżdżaliśmy do budynku lodowiska i robiłem to, co kochałem najbardziej na świecie: szedłem spać.

Pozwólcie, że wyjaśnię.

Moja siostra, Felicia, jest ode mnie 4 lata starsza. W tamtych czasach była niesamowitą łyżwiarką figurową. W przyszłości miała jechać na olimpiadę – tak była dobra. Tata zabierał nas każdego dnia do Incredible Ice – lodowiska w Coral Springs na Florydzie. Moja mama wtedy pracowała, więc żeby się dostać do szkoły, musiałem jeździć z tatą i siostrą. Nie bardzo jednak chciałem oglądać łyżwiarstwo figurowe, więc zacząłem przynosić ze sobą śpiwór. Rozkładałem go na trybunach i kładłem się spać na kilka godzin, pięć rzędów nad taflą, na której Felicia ćwiczyła pod okiem trenerów.

Po zajęciach wracaliśmy na lodowisko. W dalszym ciągu nie miałem ochoty na oglądanie łyżwiarstwa, a praca domowa mogła poczekać, więc poświęcałem czas mojej innej wielkiej pasji: zbieraniu hokejowych krążków. Szukałem ich na trybunach, w szatniach, na ławce kar – dosłownie wszędzie. Miałem ich w garażu chyba z 300, zanim wyrosłem z tej obsesji.

Jednak co jakiś czas przystawałem, by poobserwować siostrę. Kurczę, była taka dobra. Nadal jest. Myślę, że jeśli by ją o to zapytać, dziś też twierdziłaby, że potrafiłaby mnie prześcignąć na łyżwach. Jak byłem mały, w porównaniu z nią wyglądałem jak przeciętniak. W szkole miała same piątki, udzielała się społecznie i w sumie była jak dziecko idealne. A ja buszowałem po lodowisku, układając znalezione krążki po sam sufit. Powiedzmy może, że byliśmy… no cóż, bardzo różni, ale wiedziałem, że chcę jeździć na łyżwach jak ona.

Poszedłem więc na zajęcia z łyżwiarstwa do jednego z trenerów Felicii. Były spoko, ale nie jeździliśmy z krążkiem. Robiliśmy te wszystkie ćwiczenia, nawet go nie dotykając. Trener tego nie czaił, ale ja na serio potrzebowałem krążka.

Ale przynajmniej zacząłem dużo lepiej jeździć na łyżwach. Gdy tylko mieliśmy trochę czasu, chodziliśmy z Felicią na lodowisko i ścigaliśmy się. Kojarzycie te dzieciaki na publicznych lodowiskach, które ubrane w hokejowe rękawice pędzą między ludźmi, nie zwracając uwagi na nikogo? To właśnie byliśmy my, uwielbialiśmy to.

Nie wiem, czy bez Felicii miałbym wystarczająco dużo motywacji, by dojść do poziomu, który chciałem osiągnąć. Obserwowałem jej pasję i etykę pracy i one wskazały mi drogę. Wspominając początki mojej miłości do hokeja, zawsze myślę o niej.

A zaraz potem myślę o Florida Panthers.

Lodowisko w Sunrise było tylko 20 minut jazdy samochodem od naszego domu. Gdy byłem mały, byłem chyba największym fanem Panthers na świecie. Wszędzie w pokoju miałem plastikowe szczury (tylko fani O.G Cats załapią, o co chodzi). Gdy Panthers grali o Puchar w 1996 miałem 6 miesięcy, więc tego nie pamiętam, alemoja rodzina już tak. Zamawiali opiekunkę do dzieci dla mnie i mojej siostry i chodzili na tyle meczy, na ile się dało. Mój dziadek, Denis, pochodzi z francuskiej części Kanady i wszystkich zarażał miłością do hokeja.

Gdy stałem się wystarczająco duży, zaczął mnie zabierać na mecze. Niezbyt dużo pamiętam… Miałem chyba tylko 8 lat, ale dokładnie pamiętam jednego zawodnika – numer 10, Pavel Bure. Był świetny. Ta szybkość, te umiejętności, ta pewność siebie. Pamiętam, że zawsze wiedziałem, kiedy jest na lodzie, bo słyszałem, jak uderzał kijem o lód, żeby dostać krążek – dobrze to rozumiałem.

Ustawiał się na pozycji, uderzał kijem i łup!

Są zawodnicy, którzy są dobrzy. Są zawodnicy, którzy są świetni. No i są też zawodnicy, którzy sprawiają, że chcesz wyjść, założyć swoje własne łyżwy i być jak oni. Bure był jednym z tych ostatnich. A po tym, jak odszedł z Florydy, tutejszy hokej już nigdy nie był taki sam.

Kiedy miałem 11 lat i zacząłem więcej grać, zdałem sobie sprawę z tego, że NHL jest trochę nierealnym snem. Moim celem było grać w hokeja na uniwersytecie i sądziłem, że uda mi się to osiągnąć. Z roku na rok grałem coraz lepiej i wiedziałem, że będę miał różne opcje. Ale nauczyłem się, jak niepewna jest kariera sportowca – widziałem to na przykładzie siostry.

Gdy miałem 13 lat, Felicia w trakcie przygotowań do Olimpiady w Kolorado złapała poważną kontuzję biodra. Musieli ją operować już tam na miejscu, a gdy wróciła, już nigdy nie była tak dobrą łyżwiarką jak kiedyś. Z dzieciaka, który nigdy tak naprawdę nie miał normalnego dzieciństwa i godzinami siedział na lodowisku, Felicia stała się normalną nastolatką. Ciężko było na to patrzeć. Wciąż byłem mały, więc trudno mi było ogarnąć umysłem koncept zmieniających życie kontuzji. Nie rozumiałem, że to dla niej koniec. Nie mogłem pojąć, jak bardzo naszym życiem rządzi ślepy los.

Już po kontuzji Felicia powiedziała mi coś, co pamiętam do dzisiaj: „Osiągnij tak dużo, jak możesz, bo nigdy nie wiesz, jak długo jeszcze będziesz mógł to robić”.

To była dobra rada, bo żadna ze mnie była gwiazda. Nie zawsze byłem najlepszym zawodnikiem na lodzie i pominęli mnie w drafcie do NHL, gdy kończyłem liceum. Zdecydowałem się pójść na Union College w Schenectady w Nowym Jorku i czułem, że to duże osiągnięcie, ale nie miałem pojęcia, dokąd to wszystko prowadzi.

W 2012 roku, po mocnym sezonie na Union College, mój doradca hokejowy powiedział mi, że mam szansę zostać wybrany w szóstej albo siódmej rundzie draftu. Jest tylko siedem rund, więc gdy to usłyszałem, byłem bardzo podekscytowany, ale jednocześnie nie wiedziałem, co o tym myśleć, bo równie dobrze mogliby mnie w ogóle nie wybrać.

Tak więc podczas trzeciej rundy draftu jadłem z rodziną śniadanie na Florydzie – nawet nie patrzyłem na telewizor. Program leciał sobie gdzieś w tle bez dźwięku. To był zwykły poranek. Pamiętam, że zanosiłem akurat naczynia do kuchni, gdy zobaczyłem wielkie logo Flyers i wtedy… na ekranie wyskoczyło nazwisko ‘GOSTISBEHERE’. Wiecie, jak na tablicy informacyjnej na dworcu pojawiają się godziny odjazdu pociągów? Tak to dokładnie wyglądało.

Powiedziałem: „Uhh, mamo?”

A ona

__________________________________

Aby czytać dalej

Wybierz jedną z opcji abonamentu i ciesz się nieograniczonym dostępem do serwisu. NHL w PL to miejsce naszej pracy. Traktuj nas jak gazetę lub magazyn. Dziennik lub miesięcznik, przy tworzeniu którego działa wiele osób za określone wynagrodzenie. 10 złotych za miesięcznik złożony z 100 stron (średnia ilość artykułów w portalu) to uczciwa cena.

Możesz nam zaufać! Współpracujemy z uznanymi na polskim rynku markami jak TVP, czy wydawnictwo SQN, a o naszej rzetelności i bezpieczeństwie całego procesu świadczą już setki sprzedanych przez nas abonamentów. Płatność jest prosta i intuicyjna ale w razie wątpliwości w FAQ zobaczysz jak wygląda proces zakupu. Zapraszamy do działu z darmowymi artykułami gdzie będziesz mógł przekonać się, że naprawdę warto w nas zainwestować.

Istnieje możliwość zapłaty zwykłym przelewem bankowym. W tym celu proszę wykonać przelew na konto:

NHL W PL
Idea Bank: 84195000012006351270730001

W tytule należy podać wybrany abonament i adres e-mail. Jak tylko otrzymamy pieniądze, uaktywnimy konto. Można to przyspieszyć przesyłając nam potwierdzenie przelewu na re******@**lw.pl

Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 30 dni22 zł
Anuluj
Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 90 dni50 zł
Anuluj
Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 180 dni90 zł
Anuluj